Członek Zarządu Krajowego Partii Razem Adrian Zandberg i posłanka Lewicy Magdalena Biejat podczas konwencji Lewicy Razem w Pałacu Kultury i Nauki, fot. PAP/Piotr Nowak
Członek Zarządu Krajowego Partii Razem Adrian Zandberg i posłanka Lewicy Magdalena Biejat podczas konwencji Lewicy Razem w Pałacu Kultury i Nauki, fot. PAP/Piotr Nowak

Śledztwo ws. premii liderów Lewicy Razem. Opieszałość prokuratury, uniki posłów

Marcin Dobski Marcin Dobski Marcin Dobski Obserwuj temat Obserwuj notkę 21
Prokuratura pracuje nad sprawą od roku, ale nie postawiła nikomu zarzutów. Wciąż zbiera dowody, choć sprawa jest ewidentna. Wody w usta nabrało też czworo posłów, którzy najpierw wypłacili sobie premie z subwencji dla partii z budżetu państwa, a potem wpłacili je na kampanię wyborczą SLD, co było niezgodne z prawem. Parlamentarzyści unikają rozmowy z Salon24.pl, nie odpowiadają też na nasze pytania.

Podczas niedzielnej konwencji Lewicy Razem nowymi współprzewodniczącymi wybrano Adriana Zandberga i Magdalenę Biejat. To kolejne nowe otwarcie w tym ugrupowaniu po zmianie nazwy z Partia Razem na Lewica Razem (od czerwca 2019 roku). - Zaczynaliśmy bez wielkich nazwisk, bez pieniędzy, bez wpływów. Dziś jesteśmy w Sejmie i jesteśmy gotowi zmieniać Polskę na lepsze - przekonywała posłanka Biejat.

Z tym brakiem pieniędzy to tylko częściowa prawda, bo tuż po powstaniu Partii Razem wystartowała ona w wyborach parlamentarnych w 2015 roku i przekroczyła próg 3 proc., dzięki czemu zaczęła dostawać pieniądze z budżetu państwa na realizację celów statutowych. Łącznie - przez cztery lata - było to 12,7 mln zł (ponad 3 mln zł rocznie).

Polecamy: Kulisy dealu w Konfederacji. Transfer Tyszki kluczowy dla… wojny Winnickiego z Bąkiewiczem

Wysokie premie, poświadczenie nieprawdy

Cztery lata później zapadła decyzja o starcie w kolejnych wyborach do Sejmu wspólnie z Wiosną Roberta Biedronia i Sojuszem Lewicy Demokratycznej, na czele którego stał już wtedy Włodzimierz Czarzasty. Nie była to koalicja trzech partii, tylko start z jednej listy pod szyldem SLD (koalicja musi przekroczyć 8 proc., żeby znaleźć się w Sejmie). Uniknięto tym samym błędu sprzed czterech lat. Lewica weszła do parlamentu bez kłopotu, zdobywając ponad 12 proc. głosów i wprowadzając 49 posłów. To trzeci największy klub po PiS i PO.

Schody zaczęły się w 2020 roku, gdy na stronie Sejmu opublikowano oświadczenia majątkowe nowych posłów. Dokumenty wzbudziły zainteresowanie mediów, bo Partia Razem opowiadała się za wyższym opodatkowaniem najbogatszych, a jej lider Adrian Zandberg deklarował, że w partii zarabia się średnią krajową. – Mamy taką zasadę, że jeżeli ktoś podejmuje pracę w partii, to otrzymuje pieniądze w wysokości średniego krajowego wynagrodzenia – mówił Zandberg.

Okazało się, że czworo ówczesnych liderów wypłaciło sobie premie w wysokości 100 tys. zł netto! Takie kwoty wpłynęły na konta wspomnianego Zandberga, ale też Macieja Koniecznego, Pauliny Matysiak i Marceliny Zawiszy.

Sytuacja skomplikowała się jeszcze bardziej za sprawą rzeczniczki Partii Razem. Dorota Olko wyjaśniała, że posłowie „nie wzbogacili się”, bo „zdecydowali się wpłacić środki na kampanię Lewicy”. Chodziło o fundusz wyborczy SLD w wyborach do Sejmu.

O całej sprawie na bieżąco informowała „Rzeczpospolita”. Poza czwórką posłów przywłaszczyć pieniądze mieli jeszcze inni działacze Razem: Konrad Mostek, Katarzyna Paprota, Maciej Szlinder i Julia Zimmermann. Dwie z tych osób, Zimmermann i Matysiak, miały też poświadczyć nieprawdę w dokumentach dla Państwowej Komisji Wyborczej oraz używać dokumentów poświadczających nieprawdę. Tak wynika z zawiadomienia do prokuratury, które w oparciu m.in. o publikacje dziennika złożył poseł PiS Bartosz Kownacki.

– W mojej ocenie prokuratura powinna podjąć czynności, by sprawdzić, czy Adrian Zandberg wraz z siedmiorgiem polityków partii Razem nie dopuścili się przywłaszczenia ponad 1,2 mln zł. Te pieniądze pochodziły z budżetu państwa, czyli de facto z kieszeni podatników. Sprawa jest bez wątpienia naganna, ale czy jest przestępstwem, to pytanie już dla prokuratury i później, jak mniemam, dla sądu – komentował w rozmowie z  „Rzeczpospolitą” poseł Kownacki.

PKW nie ma wątpliwości, prokuratura działa wolno

Wypłacenie sobie sowitych kwot z pieniędzy podatników to jednak nie koniec. Państwowa Komisja Wyborcza badała tę sprawę i wydała kategoryczny „wyrok”. Komisja stwierdziła, że cała operacja z nagrodami miała w praktyce służyć nielegalnemu przekazaniu środków jednej partii na konta innej. PKW sprawdziła wpłaty na fundusz wyborczy SLD przez liderów Razem i członków ich rodzin, którym prawdopodobnie przekazywano pieniądze, by obejść kampanijne limity. Wbrew deklaracjom, że członkowie zarządu nie wzbogacili się na wypłaceniu tych środków, niektórzy z nich mieli wpłacić na SLD dużo niższe kwoty niż otrzymane.

Kownacki, który zawiadomił prokuraturę, oparł się też na własnych ustaleniach, dokumentach z PKW oraz materiałach upublicznionych przez Partię Razem. Krajowa Komisja Rewizyjna partii Lewica Razem wydała raport, gdzie potwierdziła, że środki zostały wypłacone z pogwałceniem wewnętrznych regulacji. Według posła PiS członkowie zarządu mieli pełną wiedzę i wpływ na podejmowane działania, z czego wynika podejrzenie, że przywłaszczyli mienie znacznej wartości. Poświadczenie nieprawdy w dokumentach przez Zimmermann i Matysiak miało polegać na tym, że w informacji dla PKW w rubryce „wydatki poniesione niezgodnie z przeznaczeniem” wskazały 0 zł, podczas gdy suma nagród wynosiła 1,2 mln zł. Kolejny zarzut to używanie dokumentów poświadczających nieprawdę przez Zimmermann i Matysiak, który ma polegać na tym, że przedstawiły one PKW sprawozdanie niezależnego biegłego rewidenta, który stwierdził, że nie zidentyfikowano nieprawidłowości w gospodarce środkami finansowymi z otrzymanej subwencji.

Zwróciliśmy się z pytaniami do Prokuratury Okręgowej w Warszawie, która zajmuje się tą sprawą. Pytaliśmy czy ktoś został przesłuchany, czy postawiono jakieś zarzuty, jakie czynności wykonano i jakie są planowane.

– Przedmiotowe postępowanie prowadzone jest w sprawie (in rem), co oznacza, że nikomu nie przedstawiono zarzutu. Aktualnie gromadzony jest materiał dowodowy. Mając na względzie dobro prowadzonego postępowania prokuratura nie przekazuje szczegółów dotyczących wykonanych, jak i zaplanowanych czynności – informuje Salon24.pl Aleksandra Skrzyniarz, rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej w Warszawie.

Politycy Lewicy Razem milczą

Skoro prokuratura nie chciała udzielić wyczerpujących informacji, postanowiliśmy zapytać o sprawę i jej rozwój zainteresowanych posłów Lewicy Razem: Zandberga, Matysiak, Zawiszę i Koniecznego. Wszyscy - jakby byli na to umówieni między sobą - nie odbierali od nas telefonów, ani nie odpisali na nasze wiadomości z zadanymi pytaniami. Wybrano więc strategię nie komentowania niewygodnego tematu, żeby opinia publiczna miała jak najmniejszą wiedzę na ten temat.

SLD przeszedł suchą stopą

W całej sprawie upiekło się Sojuszowi Lewicy Demokratycznej (obecnie Nowa Lewica). „Posłowie Razem nie wzbogacili się w ten sposób, co widać w oświadczeniach majątkowych. Zdecydowali się natomiast wpłacić środki na kampanię Lewicy" – przypomnijmy słowa rzeczniczki Razem Doroty Olko. Chodziło o wpłaty na fundusz wyborczy SLD w wyborach do Sejmu.

Limit wpłat na kampanię wynosił 56,3 tys. zł, więc członkowie zarządu Razem nie mogli przelać całych kwot, które sobie wypłacili z konta własnej partii. A zgodnie z prawem jedna partia nie może finansować drugiej, a właśnie do tego doszło.

Państwowa Komisja Wyborcza stwierdziła nielegalność tych działań. Potwierdziła, że nagród było osiem, każda wynosiła 99 tys. netto, czyli 152 tys. brutto, i finansowano je z subwencji budżetowej, czyli pieniędzy podatników.

„Przekazanie środków finansowych partii politycznej pochodzących z otrzymanej przez nią (w tym przypadku przez Lewicę Razem) subwencji z budżetu państwa do innej partii (w tym przypadku Sojusz Lewicy Demokratycznej), a zatem wykorzystanie ich w celu finansowania udziału innej partii w wyborach, nie może zostać uznane za wydatkowanie tych środków na cele związane z działalnością statutową partii" - brzmiał komunikat PKW.

Gdyby Partia Razem wywalczyła subwencję w 2019 roku, to by ją straciła. Tego uniknął Sojusz Lewicy Demokratycznej. Żadna sankcja nie dotknęła SLD (Nowa Lewica), który na swój fundusz przyjął nielegalne wpłaty. PKW przyjęła sprawozdanie finansowe komitetu wyborczego SLD za 2019 rok, jak i sprawozdanie finansowe samej partii. Zdaniem Krajowego Biura Wyborczego nie było podstaw do uznania, że SLD naruszył zasady pozyskiwania środków finansowych.

Marcin Dobski

Czytaj także:

Marcin Dobski
Dziennikarz Salon24 Marcin Dobski
Nowości od autora

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka