Ksiądz Tadeusz Isakowicz-Zaleski: "Jeśli chodzi o episkopat Polski to nie mam już nadziei". Fot. PAP/Piotr Nowak
Ksiądz Tadeusz Isakowicz-Zaleski: "Jeśli chodzi o episkopat Polski to nie mam już nadziei". Fot. PAP/Piotr Nowak

"Jeśli chodzi o episkopat Polski to nie mam już nadziei"

Redakcja Redakcja Na weekend Obserwuj temat Obserwuj notkę 90
Jeśli chodzi o episkopat Polski nie mam wielkich nadziei. Bardzo duże nadzieje miałem 17 lat temu, gdy otwarto archiwa, była szansa na wyjaśnienie sprawy lustracji. Niestety, powoływano komisje które miały piękne nazwy, ale z ich działań nie wynikało nic. Episkopat reaguje tylko wtedy, gdy dzieje się coś medialnie. Po pierwszym i drugim filmie braci Sekielskich, filmach Marcina Gutowskiego, artykułach „Rzeczpospolitej”. Na wyjaśnienie spraw z własnej inicjatywy szans raczej nie widać – mówi Salonowi 24 Ksiądz Tadeusz Isakowicz-Zaleski, Prezes Fundacji Św. Brata Alberta.

Pojawiły się w „Rzeczpospolitej” artykuły na podstawie archiwów Instytutu Pamięci Narodowej, wg których  Karol Wojtyła jako biskup krakowski reagował na przypadki pedofilii w swojej diecezji. Na ile ujawnione fakty rzucają nowe światło na rolę późniejszego papieża i świętego w kwestii nadużyć seksualnych w hierarchii kościelnej?

Ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski:
Z wielką uwagą przeczytałem oba artykuły „Rzeczpospolitej”. Autorzy, Tomasz Krzyżak i Piotr Litka zasłużyli na ogromne słowa uznania. Bardzo dobrze, że takie artykuły się ukazały. Ale pojawiają się dwa zasadnicze pytania. Dlaczego Kościół zablokował lustrację.

Dlaczego materiały, które są w IPN nie zostały zbadane i opisane wtedy, kiedy była ku temu okazja, w latach 2005 – 2007. Wtedy archiwa zostały otwarte, była histeryczna reakcja władz kościelnych i ponownie te archiwa zamknięto. Powstały wprawdzie rozmaite kościelne komisje, jednak ich działalność umarła śmiercią naturalną. Tymczasem dziś widzimy, że w archiwach IPN znajdowały się i znajdują ważne materiały dotyczące Kościoła. Powinny być ujawnione wcześniej. Drugie pytanie dotyczy procesu beatyfikacyjnego i kanonizacyjnego Jana Pawła II.

Przeczytaj też:

Koniec ulg dla przestępców. Prezydent podpisał drakoński kodeks karny w wersji Ziobry

Proces przebiegł błyskawicznie, trochę pod wpływem oczekiwań wiernych, którzy już w noc po śmierci papieża krzyczeli na pl. Świętego Piotra Santo Subito, czyli „święty natychmiast”.

Proces ten był błyskawiczny i został przyśpieszony przez Benedykta XVI. Ówczesny papież zrezygnował z zasady czekania pięciu lat po śmierci kandydata na ołtarze. Proces rozpoczęto od razu. W każdym procesie beatyfikacyjnym jest z urzędu osoba, która ma badać sprawy kontrowersyjne. I nazywa się ją zwyczajowo advocatus diaboli, czyli adwokatem diabła. Zadaniem tej osoby jest znalezienie i opisanie wszystkich spraw budzących wątpliwości, które mogą potem rzucać cień na osobę przyszłego błogosławionego i świętego. I muszę przyznać, że w tej kwestii mam mnóstwo zastrzeżeń.

W filmie Marcina Gutowskiego znajduje się wywiad, którego udzielił ksiądz profesor Andrzej Szostek, pełniący właśnie rolę advocatus diaboli w procesie Jana Pawła II. I kapłan ten wprost mówi, że nic nie sprawdził, bo na sprawach diecezji krakowskiej się nie zna, a kardynał Stanisław Dziwisz osobiście prosił go o to, by spraw kontrowersyjnych nie punktował, a skupiał się wyłącznie na pozytywnych. Zmierzam do tego, że gdyby nie blokowano lustracji, archiwa były otwarte wcześniej, te dokumenty byłyby znane kilkanaście lat temu. Gdyby proces beatyfikacyjny i kanonizacyjny został przeprowadzony prawidłowo, to te sprawy, które dziś ujawniają redaktorzy „Rzeczpospolitej” byłyby dokładnie zbadane w trakcie procesu. I dziś byśmy wiedzieli, czy Jan Paweł II był niewinny, czy winny zaniechań w pewnych sprawach.

Ale przecież z tych materiałów ujawnionych w artykułach „Rzeczypospolitej” wynika jasno, że Karol Wojtyła podejmował zdecydowane działania wobec dopuszczających się obrzydliwych czynów podlegających mu kapłanów, w dodatku w tamtym czasie nie było to w Kościele regułą?

Owszem, ale poznaliśmy na razie jedynie wycinek prawdy na ten temat. Moim zdaniem po pierwsze, bardzo źle się stało, że sprawy te nie zostały zbadane w procesie beatyfikacyjnym, że zablokowano lustrację. Aby  teraz to wszystko sprawdzić, powinny zostać w pełni otwarte archiwa kościelne. Powinna powstać niezależna komisja, z osobami świeckimi, historykami, ekspertami, ale także duchownymi, którzy znają uwarunkowania wewnątrz Kościoła, procedury itd. I dopiero taka komisja mogłaby wydać ostateczny werdykt.

A co wiemy na podstawie tego, co zostało ujawnione?

Te ujawnione dokumenty rzucają część światła na tę sprawę. Uczciwość badacza wymaga tego, by zbadać pełnię dokumentów. Brakuje mi jeszcze jednej rzeczy – relacji świadków. Jeżeli żyją – a część pokrzywdzonych, jak i świadków bez wątpienia żyje – powinna być wysłuchana. W tych parafiach są konkretni pokrzywdzeni. Nawet jeśli nie żyją, to mogli przekazać wiele informacji swoim bliskim. I to powinno być przedmiotem badań takiej niezależnej komisji.

Wierzy Ksiądz, że w przewidywalnej  przyszłości taka komisja powstanie?

Jeśli chodzi o episkopat Polski nie mam wielkich nadziei. Bardzo duże nadzieje miałem 17 lat temu. Niestety, powoływano komisje które miały piękne nazwy, ale z ich działań nie wynikało nic. Przykładem jest komisja Pamięć i Troska. Przewodniczył jej biskup Jan Szkodoń, który jak się później okazało san miał problemy moralne.

Wszelkie wnioski tej komisji były strasznie ogólne, nie dotyczyły sedna problemu. W całym opracowaniu, które powstawało kilka miesięcy nie ma ani słowa o problemach ofiar. Powstały też inne komisje, ale ich żywot był krótki. Episkopat reaguje tylko wtedy, gdy dzieje się coś medialnie. Po pierwszym i drugim filmie braci Sekielskich, filmach  Marcina Gutowskiego, artykułach „Rzeczpospolitej”. Na wyjaśnienie spraw z własnej inicjatywy szans raczej nie widać.

Rozmawiał Przemysław Harczuk

Lepiej awansować jak Polska, niż odpaść w stylu Hajty. Futbolowa histeria

Jan Paweł II zwalczał pedofilię. Są nowe dowody



Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo