Prof. Dudek obawia się, że to mogą być pierwsze wybory, które zostaną nieuznane przez stronę przegraną.
Prof. Dudek obawia się, że to mogą być pierwsze wybory, które zostaną nieuznane przez stronę przegraną.

Jaki będzie 2023 rok? Niepokojąca prognoza o wyborach

Redakcja Redakcja Na weekend Obserwuj temat Obserwuj notkę 40
Obawiam się, że to wybory parlamentarne 2023 roku mogą być pierwszymi, które zostaną nieuznane przez stronę przegraną. Bo jeśli mówią tyle o możliwości sfałszowania, to może to stać się samospełniającą przepowiednią. I ktoś – w domyśle ten, kto przegra – wyniki zakwestionuje – mówi Salonowi 24 prof. Antoni Dudek, politolog i historyk, UKSW.

Co było najważniejszym wydarzeniem  w 2022 roku?

Prof. Antoni Dudek: Odpowiedź jest tu prosta. Po pierwsze, oczywiście atak Rosji na Ukrainę, wojna za naszą wschodnią granicą. Drugim istotnym wydarzeniem była inflacja. Tylko częściowo ma ona związek z konfliktem na Wschodzie, gdyż jej wzrost był obserwowany już wcześniej. Natomiast bez wątpienia sama wojna ją jeszcze zwiększyła. I trzecim wydarzeniem jest umocnienie się Platformy Obywatelskiej jako głównej  siły opozycyjnej w Polsce. Jeszcze w styczniu Szymon Hołownia mógł się łudzić, że efekt nowości związany z powrotem Donalda Tuska szybko minie. Że były premier się wypalił i że to Polska 2050 wyjdzie na prowadzenie, jako główny rozgrywający po stronie opozycyjnej. Tak więc są to trzy wydarzenia, choć oczywiście to pierwsze jest nieporównanie ważniejsze od pozostałych.

Jakie zdarzenia przewiduje Pan w przyszłym roku?

Jeśli chodzi o przyszły rok, zależy on oczywiście  trochę od tego, jak potoczy się wojna w Ukrainie. Bo jest ten najbardziej czarny scenariusz, w którym konflikt rozszerza się, zmienia w wojnę pomiędzy Rosją i NATO. To scenariusz mało prawdopodobny, ale tak na sto procent nie można go wykluczyć. Jednak jeśli on się nie spełni, to najważniejsze będą wybory parlamentarne. Już wszystko w polskiej polityce zaczyna się kręcić wokół nich. A z każdym miesiącem będzie to się nasilać jeszcze bardziej.

Po obu  stronach politycznego sporu nie brak głosów, że to najważniejsze wybory po 1989 roku?

Nie wiem, czy najważniejsze, bo to można ocenić kilka lat po głosowaniu. Ale na pewno będą im towarzyszyć ogromne emocje. Poza  tym obawiam się, że to mogą być pierwsze wybory, które zostaną nieuznane przez stronę przegraną. Bo jeśli mówią tyle o możliwości sfałszowania, to może to  stać się samospełniająca przepowiednia. I ktoś – w domyśle ten, kto przegra – wyniki zakwestionuje.

Podobne obawy miał Pan przed wyborami prezydenckimi, że jeśli różnica między Andrzejem Dudą i Rafałem Trzaskowskim będzie niewielka, to zwolennicy drugiego nie uznają zwycięzcy. Nic takiego nie nastąpiło...

To prawda. Z tym, że wtedy główne obawy dotyczyły wyborów kopertowych planowanych przez PiS. W końcu głosowanie odbyło się w trybie stacjonarnym. I fakt, gdyby różnica między Dudą i Trzaskowskim wyniosła kilka tysięcy głosów, to mielibyśmy dziką awanturę. Różnica była trochę większa, choć i tak niewielka. Pojedyncze protesty były, ale nikt nie podważa mandatu prezydenta Dudy. Czy z nowo wybranym parlamentem będzie podobnie? Zobaczymy. Jednak, jeżeli liderzy obydwu bloków, i Kaczyński, i Tusk, mówią, że wybory mogą nie być uczciwe, to może po głosowaniu jeden z nich kwestionować wynik. Choć nie można też wykluczyć, że ta retoryka jest po prostu próbą mobilizacji swoich elektoratów. Oby. To jednak niebezpieczna zabawa zapałkami na stacji benzynowej. Nie każda zapałka zapalona przy zbiorniku z paliwem prowadzi do wybuchu i pożaru. Ale ryzyko zawsze istnieje.

Czy w ostatnich tygodniach bardziej zbliżyliśmy się do scenariusza jednej listy opozycyjnej?

Nie widzę żadnego zbliżenia całej opozycji. Jedyne co nastąpiło to spóźniony sojusz Władysława Kosiniaka-Kamysza i Szymona Hołowni. Panowie spóźnili się o rok. Bo dwanaście miesięcy temu była jeszcze szansa na to, by nie pozwolić Tuskowi tak  bardzo urosnąć, by powalczyć o stworzenie najsilniejszego bloku opozycyjnego. Teraz nadal jednak ta współpraca jest na rękę PSL i Polski 2050. Ludowcy walczą o przeżycie, bo wciąż zdarzają się sondaże, w których nie przekraczają progu. A ruch Szymona Hołowni walczy o mocne trzecie miejsce. Więc wspólny interes jest. I lista PSL – Polska 2050 powstanie. Czy będzie druga lista PO z Lewicą, czy też będą trzy listy, trudno prognozować. Jednej listy natomiast nie będzie, chyba, żeby faktycznie PiS zaczął mocno majstrować przy ordynacji wyborczej. Tego jednak na razie nie ma. Zmiany, które partia rządząca zaproponowała, dotyczą jedynie zmiany liczby okręgów, mają zwiększać frekwencję na wsi. Nie są to jednak rozwiązania, które wymuszałyby konieczność powołania wspólnej listy do Sejmu.

Zakładając, że opozycja wygra, powstanie jak Pan to określił w jednym z wywiadów „kordonowa koalicja” przeciwko PiS. Tworzyć ją będą bardzo różne partie polityczne, o zupełnie innych poglądach. Przeciwko sobie mieć będzie silną opozycję w postaci PiS, media publiczne i prezydenta z innego obozu. Czy w tej sytuacji przyszły rząd nie będzie miał jeszcze trudniej, niż rząd AWS – UW z lat 1997-2001?

Bez wątpienia będzie miał mocno pod górkę. Problemem będą wszystkie wymienione przez Pana czynniki, ale najważniejszym jest ostatni z nich – ułożenie sobie relacji z prezydentem. Nie wierzę, żeby obecna opozycja była w stanie uzyskać większość 3/5, zdolną do odrzucenia veta prezydenta. Przyszła koalicja będzie więc miała do wyboru albo z Andrzejem Dudą jakoś się dogadać, albo od początku iść z nim na noże. Wtedy prezydent będzie wetował wszystko jak leci. Więc właśnie ułożenie sobie relacji z głową państwa będzie dla nowego rządu istotne.

Ale to praktycznie rzecz mało realna?

Będzie to na pewno niełatwe. Ale nie niemożliwe. I to zadanie numer jeden. Drugim wyzwaniem będzie ułożenie polityki gospodarczej. Są tu dwie drogi. Pierwsza trudniejsza, ale sensowna – powiedzenie ludziom jak jest. Jaki jest stan finansów, ile naprawdę kosztuje armia, jeśli chcemy (musimy) kontynuować zakupy zbrojeniowe. Drugą drogą jest pójście w pisowskie kłamstwa. Mówienie że wszystko jest super, i dalej pożyczanie jak leci. Oczywiście kolejny rząd być może jeszcze przez cztery lata pożyczać. I pierwsza droga jest na pewno trudniejsza, bo wymaga powiedzenia prawdy, zaciśnięcia pasa. Druga początkowo jest łatwiejsza, ale na koniec nastąpi bardzo twarde i bolesne lądowanie. Bo w pewnym momencie po prostu przestaną nam pożyczać. Określenie w tej kwestii oraz relacje z prezydentem będą najistotniejszym wyzwaniem przyszłego rządu.


Czytaj także:

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo