Śmierć Tyre'a Nicholsa wywołuje protesty, ale ponieważ sprawcy też byli Afroamerykanami, nie przybiorą takiej skali, jak te przed trzema laty, po zabójstwie George'a Floyda   Fot. PAP/EPA/TANNEN MAURY
Śmierć Tyre'a Nicholsa wywołuje protesty, ale ponieważ sprawcy też byli Afroamerykanami, nie przybiorą takiej skali, jak te przed trzema laty, po zabójstwie George'a Floyda Fot. PAP/EPA/TANNEN MAURY

Sprawa Tyre'a Nicholsa. Amerykanista tłumaczy, dlaczego nie dojdzie do zamieszek

Redakcja Redakcja Na weekend Obserwuj temat Obserwuj notkę 28
Sprawa Tyre'a Nicholsa jest niezwykle smutna, ale najprawdopodobniej nie wywoła takich emocji i zamieszek, jak śmierć George’a Floyda. Z prostej przyczyny – w tym wypadku sprawcami są czarnoskórzy policjanci – mówi Salonowi 24 prof. Zbigniew Lewicki, amerykanista, Uniwersytet Kardynała Stefana Wyszyńskiego i Akademia Finansów i Biznesu Wistula.

W Memphis w stanie Tennessee doszło do tragedii – czarnoskóry mężczyzna zginął po pobiciu przez policjantów. Czy sprawa ta może doprowadzić do podobnych sytuacji jak zamieszki po śmierci George’a Floyda w maju 2020 roku?

Prof. Zbigniew Lewicki: Sprawa Tyre'a Nicholsa jest niezwykle smutna, ale najprawdopodobniej nie wywoła takich emocji i zamieszek, jak śmierć George’a Floyda. Z prostej przyczyny – w tym wypadku sprawcami są czarnoskórzy policjanci. W związku z czym temat wywołuje emocje, dyskusje, ale raczej dotyczą one działania policji. Dowiodło ono, że w służbie tej nie pracują anioły, ale ludzie, często w ogromnym stresie. I stąd zdarza się – na całym świecie – że działają brutalnie, czasem na granicy prawa, bądź łamią je. Wystarczy spytać jakiegokolwiek funkcjonariusza, także w Polsce, jak wygląda ich praca, patrolowanie ulicy dowolnego miasta, w ciągłym narażeniu na stres. To oczywiście w żadnym stopniu nie usprawiedliwia brutalnych działań. Natomiast to zamieszek na tle rasowym to nie wywoła, do czego niechybnie by doszło, gdyby sprawcy tej tragedii byli biali.

Czytaj: Nowy George Floyd? Ameryka może znów zapłonąć

Jak dziś wygląda problem rasizmu w USA?

Są tu dwa aspekty. Po pierwsze – w Stanach Zjednoczonych niemal całkowicie udało się wyeliminować rasizm instytucjonalny, na poziomie państwowym, czy stanowym. Coś, co jeszcze pięćdziesiąt lat temu było na porządku dziennym. Rasizm pozostał jednak w wymiarze społecznym. Jeżeli ktoś ma zaszczepioną niechęć do ludzi o innym kolorze skóry, to wyeliminowanie tego jest bardzo trudne. Trzeba natomiast robić wszystko, by te napięcia łagodzić, by ta niechęć nie przyjmowała form bezprawnych. I stopniowo liczyć na zmianę nastawienia społeczeństwa, która zresztą postępuje. Najlepszym przykładem jest Barack Obama. Nigdy nie sądziłem, że dożyję czasów, gdy prezydentem Stanów Zjednoczonych zostanie ktoś o innym kolorze skóry.

Ten rasizm społeczny jednak występuje, działa chyba w obie strony. Bo zamieszki po śmierci George’a Floyda przyjęły absurdalną formę – obok zrozumiałych protestów przeciwko brutalności policji, mieliśmy niszczenie pomników. I to ludzi, których jak Kościuszko, ciężko powiązać z jakimkolwiek rasizmem, czy nietolerancją?

Ja bym tu też te sprawy rozdzielił. Historia George’a Floyda to historia człowieka mającego wcześniej konflikty z prawem, który jednak zginął w wyniku brutalnej interwencji policji. Funkcjonariusze przekroczyli uprawnienia, zachowali się niedopuszczalnie. Byli biali, co spowodowało dyskusję o rasizmie. Jednak protesty po śmierci Floyda to jedno, a cała akcja niszczenia pomników to jednak coś innego. Dla mnie działania ruchu niszczącego miejsca upamiętniające wielkie postaci z historii USA były rzeczą bardzo przykrą. Bo nawet jeśli przyjmiemy, że ktoś w XVII, XVIII czy XIX wieku głosił wartości ze współczesnej perspektywy niedopuszczalne, to nie za to ma postawiony pomnik. A sądzenie postaci historycznych współczesną miarą świadczy o braku wiedzy tych, którzy to robią. Jednak ruch ten nie miał wielkiego związku z tragiczną śmiercią George’a Floyda, poza koincydencją czasową.

Czytaj dalej: 

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo