Zdaniem dr Piotra Łuczuka większość teorii spiskowych jest autorstwa rosyjskich trollówfot. publicdomainpictures.net CC0
Zdaniem dr Piotra Łuczuka większość teorii spiskowych jest autorstwa rosyjskich trollówfot. publicdomainpictures.net CC0

Groźna wiara w kosmitów, wielką Lechię, reptilian. "Wszystkie tropy prowadzą właśnie tam"

Redakcja Redakcja Na weekend Obserwuj temat Obserwuj notkę 159
Dziwnym trafem zwolennicy teorii spiskowych równocześnie promują w sieci treści ewidentnie prorosyjskie. Często są po prostu rosyjskimi trollami. Świadomą agenturą, albo należą do grona pożytecznych idiotów, którzy wierzą w Wielką Lechię, kosmitów, jaszczuroludzi. Wszystkie ścieżki, tropy, prowadzą nas właśnie na Wschód – mówi Salonowi 24 dr Piotr Łuczuk, medioznawca, autor pierwszej polskiej książki o cyberwojnie, UKSW.

Niedawno w Stanach Zjednoczonych doszło do zestrzeleń kilku obiektów, balonów. Pojawiły się teorie spiskowe o UFO, albo, że mocarstwa typu Rosja i Chiny mają już przewagę nad Zachodem, bo mają w ten sposób rzucić broń atomową na kraje zachodnie. Histeria, czy jest coś na rzeczy?

Dr Piotr Łuczuk: Trudno odpowiedzieć bez choć chwilowego uśmiechu. Teorie dotyczące obcych cywilizacji, ich zaangażowania w funkcjonowanie nowoczesnych społeczeństw, nie są niczym nowym. Całkiem serio, oczywiście tego typu doniesienia to są klasyczne wrzutki, które mają z jednej strony wygenerować jak największy szum informacyjny wokół danego tematu. Wiele znanych osób  czasem w pełni świadomie, czasem nie, rozpuszcza absurdalne teorie, które potem zyskują spory poklask. Obok teorii o kosmitach, reptilianach, mamy też obszerny polski wątek.

To znaczy?

Do poniedziałku, 26 lutego w Muzeum Początków Państwa Polskiego w Gnieźnie można obejrzeć wystawę o powszechnym w niektórych kręgach w Polsce micie tzw. Wielkiej Lechii. Świetna wystawa, właśnie  z punktu widzenia walki z dezinformacją. Powinien poznać ją każdy. Przypomnę, że teoria Wielkiej Lechii uznaje, że cała historia państwa polskiego jest zakłamana. Nieprawdą jest nauczanie o polskich królach, dynastiach. Według wyznawców ideologii  Wielkiej  Lechii, czyli tzw. turbosłowian czasy potęgi Królestwa Polskiego, owej Wielkiej Lechii, sięgają jeszcze wieków sprzed Chrystusa, czasów antycznych. Jeden z rodzimych władców miał  wziąć za żonę siostrę Juliusza Cezara. Warto zwrócić uwagę na to, że tam też pojawiają się kosmiczne ingerencje. Pojawiają się też reptilianie. I wystawa w Gnieźnie dokładnie o tym mówi, pokazuje co w tej teorii jest nieprawdą.

Twórcy tych teorii mają jeden argument racjonalny – otóż chrzest Polski w 966 roku był datą przełomową, nadaniem państwu  polskiemu rangi, ale wcześniej jakiś organizm państwowy tu funkcjonował, historycy są dziś raczej zgodni, że legendarni pradziad, dziad i ojciec Mieszka I istnieli. To nie była pustynia, która po chrzcie magicznie zmieniła się w państwo.

Oczywiście, ale fakt, że istniał tu jakiś organizm państwowy w X wieku, może  IX, nie sprawia, że wiarygodne stają się bzdury o istnieniu w tej części świata wielkiego mocarstwa, które konkurowało z Imperium  Rzymskim.

Oprócz tego podstawą teorii była Kronika Wincentego Kadłubka, legendy, w tym tak znane jak o Kraku, Wandzie, co nie chciała Niemca, czy o smoku wawelskim. Te historie były ważnym elementem kulturotwórczym. Waldemar Łysiak pisał „Polaków dzieje bajeczne”, gdzie te baśnie, legendy i mity uporządkował. W tym kontekście, jako swego rodzaju mitologia te wszelkie teorie turbosłowian mogą odegrać rolę pozytywną, posłużyć za inspirację dla twórców fantasy, czy SF?

Problem polega  na tym, że turbosłowianie nie traktują tego jako baśnie, czy mitologię. Dzieła Kadłubka odbierają jako prawdziwą historię i do sprawy podchodzą śmiertelnie poważnie. I to jest bardzo groźne.

Nie przesadzajmy – nawet jeśli ktoś wierzy sobie w Wielką Lechię, jaszczuroludzi, czy kosmitów  – to jego sprawa. Można się z tego śmiać. Ale dlaczego miałoby to być groźne?

Dlatego, że dziwnym trafem zwolennicy tychże teorii spiskowych równocześnie promują w sieci  treści ewidentnie prorosyjskie. Często są po prostu rosyjskimi trollami. Świadomą agenturą, albo należą do grona pożytecznych idiotów, którzy wierzą w Wielką Lechię, kosmitów, reptillian. Wszystkie ścieżki, tropy, prowadzą nas właśnie na Wschód. Do Rosji, także do Chin. Nie  możemy zapominać, że Chiny tak samo  jak Rosja na przestrzeni ostatnich dekad inwestowały kolosalne pieniądze w fermy troli, w kampanie dezinformacyjne, szeroko zakrojone działania w cyberprzestrzeni. Cyberwojna to nie tylko hakerzy, cyberataki, ale właśnie ta walka o przestrzeń informacyjną i rząd dusz. W kontekście chińskim warto zwrócić uwagę na kolosalne zagrożenie, jakim jest coraz modniejszy w ostatnich latach TikTok. Z zagrożeń, jakie związane są z działaniem owej aplikacji powoli zaczynają sobie zdawać sprawę rządy poszczególnych państw. W Stanach Zjednoczonych zabroniono urzędnikom korzystania czy zakładania kont na TikToku. W obawie o cyberszpiegostwo.

Co jest groźnego w tej popularnej aplikacji?

TikTok może powtórzyć kazus Kasperskiego. Przez lata ten popularny, stworzony w Rosji antywirus uchodził za jeden z najlepszych. W powszechnej opinii należał do światowej czołówki, jeżeli chodzi o walkę z wirusami w cyberprzestrzeni. Instalowały go najpoważniejsze firmy i instytucje. Ci, którzy ostrzegali przed rosyjskim pochodzeniem programu uważani byli za wariatów. Tymczasem ostatnio Brytyjczycy przekonali się na własnej skórze, jak wielka była skala problemu. Potracili wiele cennych danych przez to, że ich dowódcy wojskowi, generałowie, urzędnicy wysokiego szczebla mieli rosyjskiego antywirusa zainstalowanego na swoich komputerach. Po czasie przyszły wytyczne zakazujące urzędnikom używania korzystania z tego oprogramowania. Teraz to samo dzieje się ze stworzonym przez Chińczyków TikTokiem. Wszystkie tropy, prowadzą do Rosji i do Chin.

Wróćmy do teorii spiskowych. Jakie zagrożenie jest w tym, że ktoś wierzy w to, że polski władca pokonał Rzymian, albo, że nad USA zestrzelono nie balony, a latający spodek?

Służby rosyjskie, czy chińskie mogą wykorzystać te spiskowe teorie, by zamknąć podatne na nie osoby w bańkach informacyjnych. Ktoś, kto uwierzy w teorię o tym, że nad USA i Kanadą latały kosmiczne balony z pozaziemską cywilizacją, będzie bardzo podatny na szereg innych kampanii dezinformacyjnych. Sprawa będzie po prostu takim wabikiem, który przyciągnie jak największą rzeszę nowych wyznawców teorii spiskowych, których będzie można bardzo zamknąć w bańkach informacyjnych i karmić niczym rybki w akwarium, kolejnymi kłamstwami. Ludzie ci będą te kłamstwa w dobrej wierze powielać, legitymizować w swoich grupach, w swoich kręgach zainteresowań. Znów wrócę do tematu turbosłowian. Warto przyjrzeć się toczonym przez nich dyskusjom w mediach społecznościowych. Ich poziom argumentacji w ogóle nie ma żadnego związku z dyskursem naukowym. Oni nie biorą pod uwagę żadnych naukowych faktów. Znajdując proste wytłumaczenie, że fakty naukowe są zatajane. Argumenty historyków? Według  turbolechitów historycy kłamią bądź ukrywają pewne fakty. I wydaje mi się, że te osoby rozpowszechniające informacje na temat tych balonów faktycznie mogą uwierzyć w to, że w dobrej wierze informują czy ostrzegają swoich znajomych, przyjaciół, rodzinę przed wojną z obcymi. Nie chcę już za głęboko wchodzić w szczegółowe cele autorów tych kampanii, podstawowy cel jest jeden i trzeba to jasno powiedzieć: dezinformacja, dezinformacja, jeszcze raz dezinformacja.

Rozmawiał  Przemysław Harczuk

Czytaj dalej:

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo