Święty utopiony w kremówce. Fałszywy wizerunek Jana Pawła II (KOMENTARZ)

Redakcja Redakcja Na weekend Obserwuj temat Obserwuj notkę 58
Pomysł, by pasażerom pociągów w rocznicę śmierci papieża rozdawać kremówki, nie jest najszczęśliwszy. W samych ciastkach i idei nie ma może nic złego. Ale w dyskusji o Janie Pawle II za dużo było kremówek, sentymentalnych wspomnień i trzymania się za rączki. Za mało, ba, w ogóle, nie ma próby poznania dorobku, nauki papieża, realnej debaty o nim samym. I to wizerunkowi świętego szkodzi bardziej, niż 300 krytycznych filmów, 1000 paszkwili i miliony memów. Gdy odejdą ze świata ci, którzy Jana Pawła II pamiętają, obraz przesłodzony zastąpi oczerniony. A przydałby się prawdziwy.

Był 3 czerwca 1991 roku. Staliśmy przy jednej z kieleckich ulic  i czekaliśmy na przejazd papieskiej kolumny. Podniosła atmosfera, tłum, jakiego nie widziałem nigdy wcześniej. A jednocześnie pogoda – coraz bardziej pochmurno, zbierało się na burzę. Przejazd trwał chwilę. Ułamek czasu, który spędzaliśmy czekając. A mszę świętą z lotniska w Masłowie oglądaliśmy w większym gronie przed ekranem. Potężna burza, oberwanie chmury i Ojciec Święty. Nie łagodny staruszek, jakiego znamy z lansowanych przekazów medialnych. Ale facet jeszcze w całkiem dobrej formie (stan zaczął się pogarszać jakoś niedługo po tej  pielgrzymce).

Nie uśmiechnięty i żartobliwy, ale ostry, krzyczący, zdecydowany. I konkretny – mówiący o wartościach, które zatracili Polacy, gdy  zachłysnęli się wolnością. „To jest także moja matka ta  ziemia!”  – krzyczał. W tym samym roku były jeszcze Światowe Dni Młodzieży w Częstochowie. A potem wiele innych pielgrzymek. Ale żadna nie zrobiła na mnie wrażenia takiego jak ta z 1991 roku.

Spory o przeszłość potrwają latami. Ale nie one szkodzą

W czasie, gdy Jan Paweł II żył, nie byłem jego bezkrytycznym zwolennikiem. Miałem poglądy bardziej tradycjonalistyczne. Uważałem też, że papież prowadził nie najlepszą politykę personalną – ludzie pokroju księdza, biskupa, a potem kardynała Stanisława Dziwisza, kard. Angelo Sodano, czy abp. Józefa Kowalczyka, to ta część Kościoła, z którą utożsamiać się trudno. Śmierć papieża-Polaka jak wielu jego rodaków (z których część dziś wypiera się w żywe oczy) przeżyłem mocno.


Ciężko uwierzyć, że w dorosłość wchodzą ludzie, którzy nie przeżyli z nim ani jednego dnia. I że w najmłodszym pokoleniu jest dziś moda na hejt wobec Jana Pawła II. To trwa od jakiegoś czasu. Ostatnio toczy się w mediach dyskusja o oskarżeniach papieża o to, że nie karał księży pedofili. Sądzę, że debata i ostre nawet kłótnie potrwają latami. Ale mam nieodparte wrażenie, że to nie oskarżenia o tuszowanie pedofilii najbardziej szkodzą wizerunkowi świętego w młodym pokoleniu.

JPII vs kremówkowy superman

Wizerunkowi Jana Pawła II wśród młodych szkodzi jego obraz wykreowany w mediach. Obraz dobrotliwego dziadziusia, który się uśmiecha, wszystkich przytula, każdemu pomoże. Dziadka od kremówek, góralskich przyśpiewek, sentymentalnych wizyt. Masy pomników, bibelocików, czasem najgorszej tandety. Miałkiego tak, że ludziom, którzy papieża nie pamiętają trudno się dziwić, że nie są w stanie się z nim w jakikolwiek sposób identyfikować.

Pomysł, żeby teraz w pociągach znalazły się kremówki papieskie nie jest chyba najszczęśliwszy, bo tylko ten fałszywy obraz pogłębia. Tymczasem Ojciec Święty napisał szereg encyklik. Miał tysiące wystąpień. Prowadził działalność dyplomatyczną w schyłkowym, decydującym okresie zimnej wojny. Miał program teologiczny i duszpasterski. Dlatego, mówiąc szczerze, wolę tego Jana Pawła II z lotniska w Masłowie. Krzyczącego, besztającego niesforne dzieciaki, ale do bólu szczerego. I PRAWDZIWEGO. Człowieka z krwi i kości, a nie komiksowego supermena ze słodkim ciasteczkiem.


Zdj. Jan Paweł II w Sejmie/Wikipedia

Przemysław Harczuk


Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo