Konie na trasie do Morskiego Oka, fot. Fundacja Viva!
Konie na trasie do Morskiego Oka, fot. Fundacja Viva!

Straszny los koni z Morskiego Oka. Śledztwo wykazało przerażające fakty

Redakcja Redakcja Zwierzęta Obserwuj temat Obserwuj notkę 42
61 procent koni z Morskiego Oka zginęło w okrutny sposób – ustalili aktywiści Fundacji Viva! w wyniku wieloletniego śledztwa. Okazuje się, że na Podhalu konie leczy się… rzeźnią.

Raport "Konie z Morskiego Oka. Cierpienie, którego nie widać"

Raport Vivy! ujawnia bulwersujące fakty, dotyczące losu koni z Morskiego Oka po zakończeniu pracy na trasie. To dane zebrane przez 10 lat ciężkiej pracy aktywistek i aktywistów.

Podczas pracy nad raportem o sytuacji koni z Morskiego Oka Vivie! udało się ustalić los 1002 koni pracujących na trasie od 2012 do lata 2022. Losu 260 koni nie udało się zweryfikować, choć aktywiści wiedzą, że na jakimś etapie swojego życia pracowały na trasie do Morskiego Oka. 290 z koni, których potwierdzone dane Viva! posiada, pracowało nadal w 2022 roku.

712 zostało z pracy wycofanych pomiędzy styczniem 2012 a latem 2022. 433 z nich (61%) trafiły do rzeźni. 23 konie zmarły i zostały poddane utylizacji. Zatem – nie żyje 456 koni, czyli 64% z tych, które zostały wycofane z pracy w ciągu 10 lat. 17 koni w tym czasie wykupiły od fiakrów organizacje społeczne, których statutowym celem jest ochrona zwierząt - czytamy na stronie Vivy.

- W wyniku wieloletniego śledztwa zgromadziliśmy wstrząsające dane dotyczące pracy koni na trasie do Morskiego Oka. Kiedy po raz pierwszy je podsumowałam – trzy razy sprawdzałam, czy nie ma w nich przekłamań. Bo nie mieściło mi się w głowie, że aż tak wiele koni z Morskiego Oka trafiło na rzeźniczy hak. Tym bardziej, że fiakrzy od lat powtarzają, że konie traktują wręcz lepiej, niż swoje żony... - mówi Anna Plaszczyk z Fundacja Viva!


Konie zamiast na emeryturę, trafiają do rzeźni

Po przeanalizowaniu danych zauważono, że konie jako zwierzęta pociągowe pracowały bardzo krótko. Konie wycofane z trasy pomiędzy styczniem 2012 roku a latem 2022 pracowały na niej średnio 36 miesięcy. Szybka eksploatacja koni na trasie jest widoczna właśnie w statystykach wymian zwierząt i ich ubojów. W 2012 roku z trasy wycofano 70 koni. Rok później – 57, w 2014 – 61, 2015 – 83 konie. W kolejnym roku było to 59 zwierząt, w 2017 – 69, w 2018 – 58. 2019 rok to niechlubny rekord – pracę na trasie straciły wówczas aż 84 konie. W 2020 – 69, rok później 56. Do wakacji 2022 roku z pracy wycofano 39 koni.

- Na miejsce koni wycofanych z trasy zawsze kupowane są nowe zwierzęta. I tak spirala cierpienia się kręci. A konie – zamiast trafiać na emeryturę na zielone łąki – są zabijane na mięso, by po raz ostatni zasilić konto właściciela. Przerwanie tej spirali jest możliwe, ale decyzję o likwidacji tej nieetycznej rozrywki dla turystów może podjąć jedynie dyrektor Tatrzańskiego Parku Narodowego. Niestety latami ignorował on nasze merytoryczne argumenty w tej sprawie - mówi Cezary Wyszyński, prezes Fundacji Viva!.

Fundacja ujawniła również, że fiakrzy wprowadzają w błąd nie tylko opinię publiczną, ale także park narodowy, który wydaje licencje na wykonywanie tego transportu. W deklaracjach piszą, że zwierzęta zostały "wypożyczone", albo "sprzedane w dalekie okolice", tymczasem zostały one zabite. Fiakrzy argumentują również, że skierowanie na ubój wystawiają lekarze weterynarii ze względu na rzekome nieuleczalne problemy zdrowotne koni, natomiast te same zwierzęta w bazie Polskiego Związku Hodowców Koni widnieją jako żyjące,  ponieważ w paszporcie miały wpis „nie do uboju”. Tym samym trafiły do rzeźni nielegalnie.

Jak informuje Viva!, przez jakiś czas regulamin TPN dawał organizacjom ochrony zwierząt tak zwane prawo pierwokupu koni, które miałyby trafić do rzeźni. Czyli teoretycznie każdy fiakier chcący sprzedać konia na mięso musiał powiadomić o tym park narodowy, a ten – organizacje. Ale fiakrzy bardzo szybko wymyślili, że konie będą sprzedawać pośrednikom, dzięki czemu mogli w oświadczeniach o wycofaniu koni pisać, że zwierzę zostało sprzedane „na gospodarstwo” bądź „do dalszego użytkowania”, a nie na ubój, co było deklaracją jedynie na papierze. Potem przepis ten usunięto.

Przerażające statystyki dotyczące koni na Podhalu

Konie z Morskiego Oka umierały nie tylko w rzeźniach. Fundacja Viva! posiada dane wskazujące na nagłą śmierć zwierząt lub na ich eutanazję.Tylko w kilku przypadkach wiadomo było, co się stało. Chodzi o sytuacje, gdy koń padał na trasie, co ktoś uwiecznił na telefonie i nagranie trafiało do internetu.

- Wielu śmierci koni z Morskiego Oka do dziś nie potrafimy wyjaśnić. Prawdopodobnie byłoby to możliwe, gdyby Tatrzański Park Narodowy chciał, aby w przestrzeni publicznej funkcjonowały fakty o losie tych koni. Ale po wielu latach walki o likwidację transportu konnego do Morskiego Oka jestem przekonana, że park nie jest zainteresowany prawdą. Bo ta oburza opinię publiczną i wzmacnia postulaty o likwidację tego anachronicznego transportu - mówi Anna Plaszczyk.

W latach 2012-2022 23 konie zmarły, a ich zwłoki trafiły do utylizacji. Konie, które zmarły, pracowały na trasie niecałe 3 lata. W chwili śmierci miały średnio 9 lat, a pracę zaczynały statystycznie w wieku 6 lat. Przy czym 17% z nich pracę zaczęło przed 4. rokiem życia i pracowało na trasie średnio przez 17 miesięcy. 22% koni z tej puli zaczęło pracę na trasie pomiędzy 4. a 5. rokiem życia i pracowało średnio 20 miesięcy.

W latach 2012-2022 średni wiek koni w chwili uboju wynosił 11 lat (koń w dobrych warunkach żyje 30 lat!). Najstarszy koń zabity w rzeźni miał 22 lata, najmłodszy – niecałe 3,5 roku. 16 koni zostało zabitych przed ukończeniem 5. roku życia. Zwierzęta wytrzymywały tę pracę średnio przez 36 miesięcy. Co więcej – przez 10 lat pracę tę wytrzymało niecałe 3% koni, które kiedykolwiek ciągnęły wozy wyładowane turystami - wynika z danych  fundacji.

Konie pracują ponad siły, TPN tego nie chce widzieć

Winne temu są przeciążenia, jakie działają na zwierzęta podczas ciągnięcia wozów. Zgodnie z obliczeniami ciągną one wozy za ciężkie o około tonę. Na przestrzeni lat powstało wiele ekspertyz na temat tego w jakim przeciążeniu pracują konie z Morskiego Oka. Tezy wszystkich opinii wykonanych na przestrzeni lat zweryfikował w postępowaniu przygotowawczym Prokuratury Rejonowej w Limanowej biegły sądowy.

Z jego opinii wynika, że wszystkie zastrzeżenia do tych obliczeń, zgłaszane przez lata przez NGO’sy, są słuszne. Biegły stwierdził, że pomiar sił uciągu, na którym oparta jest ostatnia ekspertyza wykonana na zlecenie TPN, jest nieprawidłowy. I nie można się nim posługiwać w wyliczeniach przeciążeń. Wskazał też szereg czynności, jakie należy wykonać, żeby prawidłowo obliczyć przeciążenia. Dyrektor Tatrzańskiego Parku Narodowego zna tę opinię, jednak wciąż nie zrobił nic, by doprowadzić do poprawnych wyliczeń. Co więcej – wciąż opiera regulamin i tezy o braku przeciążeń na nieprawidłowych obliczeniach z 2014 roku - informuje Viva!.

Raport "Konie z Morskiego Oka. Cierpienie, którego nie widać" powstał w wyniku współpracy Fundacji Viva! i Tatrzańskiego Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami. Na ponad 300 stronach opisuje między innymi historię transportu do Morskiego Oka, wszystkie akcje i postępowania, które dotyczyły sprawy, a także ekspertyzy, wykonane na potrzeby obliczenia przeciążeń. Przypomina też wyniki weterynaryjnych badań koni, wykonywane z udziałem lekarza weterynarii reprezentującego Vivę!. To najbardziej obszerny i drobiazgowy raport, jaki kiedykolwiek opublikowała Fundacja Viva!.

Z badań opinii publicznej wynika, że 68% Polek i Polaków chce likwidacji transportu konnego do Morskiego Oka. 

ja

Czytaj też:

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości