Kanał Sportowy i Kanał Zero. Fenomen Krzysztofa Stanowskiego

Redakcja Redakcja Media Obserwuj temat Obserwuj notkę 70
Kanał Zero z przytupem wszedł do polskiego Internetu. Programy na żywo osiągają świetne wyniki oglądalności, a wywiad Krzysztofa Stanowskiego i Roberta Mazurka z prezydentem Andrzejem Dudą zdobył blisko 2,8 mln wyświetleń. Odczuwalny spadek notuje z kolei Kanał Sportowy, który Stanowski porzucił, by tworzyć nowy projekt. Jaka przyszłość czeka oba kanały? Otóż tutaj może się jeszcze wiele wydarzyć.

Obiecujący początek 

Z początkiem lutego ruszył długo zapowiadany projekt Krzysztofa Stanowskiego. Na pokładzie nowego projektu o „zaszczytnej” nazwie Kanał Zero, znaleźli się ludzie z różnych obszarów, ale i jednocześnie fachowcy w swoich dziedzinach. Jak inaczej można powiedzieć o krytyku filmowym, publicyście i byłym redaktorze naczelnym tygodnika „Film” Tomaszu Raczku, który z pasją opowiada i ocenia najnowsze produkcje filmowe i serialowe. „Zero ekranowe” to taki „Filmweb” dla leniwych oraz koło ratunkowe dla wszystkich, którzy zapraszają na wieczór filmowy i nie mają pomysłu na repertuar.

Nie zapominajmy, że na pokładzie jest także gen. Rajmund Andrzejczak, który zakończył służbę wojskową, składając wniosek o rozwiązanie stosunku służbowego tuż przed wyborami parlamentarnymi. Były szef Sztabu Generalnego Wojska Polskiego prowadzi wraz z dyrektorem Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych Sławomirem Dębskim program „Ground Zero”. Andrzejczak dał się już poznać widzom Kanału Zero, którzy dobrze go przyjęli i twierdzą, że ma potencjał na dobrego „mówcę”. W projekcie Stanowskiego znaleźli się także: Robert Mazurek, Marcin Matczak, Bogusław Leśnodorski, Jacek „Tede” Graniecki, czy Robert Gwiazdowski.  


Mocna obsada, nowe formaty i przede wszystkim czysta ciekawość. Jak więc wyglądała oglądalność Kanału Zero? Pierwszy program na żywo w dzień startu przyciągnął w szczytowym momencie grubo ponad 100 tys. widzów. Na tę chwilę (23 lutego) rozmowa została wyświetlona na YouTube ponad 1,6 mln razy i co ciekawe nie jest najchętniej oglądanym programem. Ten tytuł należy do wywiadu z Andrzejem Dudą, który ma ponad 2,8 mln wyświetleń.

Równie dobrze obejrzał się program ze wspomnianym gen. Andrzejczakiem - blisko 1,2 mln. Także poranny program, czyli tzw. śniadaniówka deklasuje podobny format w Kanale Sportowym. W poniedziałek (5 lutego) „7:00” na Kanale Zero oglądało w szczycie ponad 50 tys. ludzi, a „KS Poranki” jedynie około 500 widzów.

Bieg przez płotki Kanału Zero 

– Trudno to porównać z jakimkolwiek innym projektem, który dotychczas powstał. Krzysztof Stanowski tworzy dziś nowy obraz YouTube’a, zwłaszcza wśród nieco starszych odbiorców. Chce konkurować z głównymi mediami, a najlepszy dowodem na to jest rozmowa z prezydentem Andrzejem Dudą – ocenił Mateusz Dobrzyński, szef działu wideo Gen Hero, w rozmowie z wirtualnemedia.pl.

Jak widać, oczekiwania i cele przed Kanałem Zero są więc ogromne. Może się jednak okazać, że projekt, który przeżywa swój „prime” już na początku, może nie zdołać sprostać oczekiwaniom widzów. Już nie raz byliśmy świadkami formatów, które miały ogromny potencjał, ale z czasem widzowie odchodzili, bo przecież YouTube to specyficzne miejsce. Przeciętny widz lubi szukać treści na platformie, które go interesują i często zmienia twórców/kanały, które notabene wyrastają, jak grzyby po deszczu, by spojrzeć na jakiś temat inaczej. Kanał Zero może i zaskakuje swoją różnorodnością, ale w internecie contentu nie brakuje. 

Również przez potężny rozstrzał prowadzących o różnych poglądach, kanał może nie zbudować swojej stałej grupy odbiorców. Żyjemy przecież w państwie, w którym trwa ostry spór polityczny, a wyborcy nie tolerują się nawzajem. Jak więc widz, który opowiada się za PiS, będzie mógł oglądać programy rapera Tedego, który na swoim prywatnym kanale nagrywa filmy, w których naśmiewa się m.in. z katastrofy smoleńskiej czy też chodzi na manifestacje w obronie mediów i próbuje ośmieszać protestujących?

Z drugiej strony jest Robert Mazurek, czyli dziennikarz uznawany za „pisowca”, bo udało mu się wprowadzić na minę polityków rządzącej obecnie partii. Przypomnijmy sobie tylko rozmowę z wiceministrem rolnictwa Michałem Kołodziejczakiem, który nie potrafił odpowiedzieć na pytanie dziennikarza, czym jest Zgromadzenie Narodowe. Dzień później nazwał Mazurka „oszustem” i sugerował mu znajomość z rzeczniczką rosyjskiego MSZ Marią Zacharową. 


Fenomen Krzysztofa Stanowskiego 

Krzysztof Stanowski jest swego rodzaj fenomenem, bo zarzuty w przestrzeni medialnej, jakie nad nim ciążą, są dość mocne, a jednak kolejni reklamodawcy nie mają z tego tytułu obaw i zawierają z nim umowy na promocję. Mowa tutaj m.in. o promowaniu alkoholu i hazardu, wulgarnym języku oraz współpracy z przestępcami. 

Jan Śpiewak jakiś czas temu złożył zawiadomienie do prokuratury w związku z rzekomym nielegalnym promowaniem alkoholu przez Kanał Sportowy, gdy w zarządzie zasiadał Stanowski. Chodziło o współpracę kanału z Tyskie i stworzeniem limitowanej edycji piwa, które dostępne było w sklepach sieci Żabka. Jedynym z udziałowców, który wówczas odniósł się do zarzutów był Stanowski, który odpowiedział jedynie, że „nie może odpisać, bo idzie do Żabki”. Był to jedyny komentarz do afery.

Innym ze wspomnianych zarzutów jest promowanie hazardu, a dokładnie współpracy Kanału Sportowego z jedną z większych firm bukmacherskich, które nagłośnił m.in. redaktor naczelny Onetu Bartosz Węglarczyk twierdząc, że „dziennikarz nie może być słupem reklamowym, a słup reklamowy nie może być dziennikarzem”. W tej aferze Stanowski również zabrał głos za pośrednictwem mediów społecznościowych, uderzając w całą grupę medialną, w której funkcjonuje Węglarczyk. „Świat takich ludzi jak Węglarczyk, będących na szczycie korporacji, jest prosty. Reklamy mają iść do firmy-matki. Wtedy firma-matka da takiemu Węglarczykowi horrendalną pensję. Jeśli natomiast reklamy będą szły przez małych podwykonawców, to obieg pieniądza zostanie zakłócony” – napisał. 

Współpraca z przestępcami, to zarzut, który praktycznie dyskwalifikuje dalsze działania biznesowe, ale nie Stanowskiego. Portal frontstory.pl opublikował informacje o wiceszefie firmy cateringowej „Kuchnia Vikinga”, który został oskarżony o udział w zorganizowanej grupie przestępczej. Według prokuratury, gang trudnił się sutenerstwem i porwaniami, a do brutalnych, kibolskich ustawek rekrutował białostockich skinów. Podobnie, jak w pozostałych przypadkach reakcja dziennikarza była natychmiastowa. „Ciekawy artykuł, gratulacje dla autorów. Już nie współpracuję” – oznajmił w mediach społecznościowych. 

Wulgarny język to ostatni z zarzutów, który ciąży nad Stanowskim. Dziennikarz często w swoich odpowiedziach na ataki, czy też zarzuty stosuje wulgarny język lub dyskryminuje osoby. W najświeższej aferze z celebrytką Kingą Rusin, Stanowski napisał: „Kinga Rusin oficjalnie dostała p***dolca na moim punkcie. Jako że nie da się ujarzmić kobiety, która dostaje p***dolca, pozostaje mi z godnością przyjmować ciosy tej rozhisteryzowanej baby”. Odpowiedź była nawiązaniem do słów celebrytki, której nie spodobał się wywiad dziennikarza z Samuelem Pereirą. 

Można się zastanawiać, dlaczego Stanowski wciąż ma tak duże poparcie i przede wszystkim, dlaczego reklamodawcy widząc jego wpadki i zachowanie, wciąż nawiązują współpracę. Nie ma tu jasnej odpowiedzi, ale Stanowskiemu może w tym pomagać autentyczność oraz reakcja odpowiedzi, świadcząca o tym, że nie jest wspierany przez ogromne działy PR-owców i prawników. W dzisiejszych czasach dla widzów bardzo ważna jest autentyczność. Dziennikarzowi pomaga, a można nawet stwierdzić, że buduje jego markę, konfrontacja z heterami i osobami, z którymi ma medialny konflikt. Do tej pory rozmowy z Marcinem Najmanem, Janem Kapelą czy Mają Staśko, w których to - według widzów - „niszczył” swoich gości, są chętnie oglądane na YouTube i wykręciły ogromne liczby odsłon.  


Odejście w idealnym momencie 

Warto się także zastanowić, w czym tkwi fenomen Kanału Zero. Sekretu sukcesu w tym przypadku również warto szukać w decyzjach Krzysztofa Stanowskiego, który w idealnym momencie odsunął się od Kanału Sportowego. Prowadzenie narracji, że tak naprawdę większość roboty i wyświetleń wykonuje ona sam - czego nie podważam - spowodowało, że widzowie, którzy praktycznie wszyscy przychodzili dla jego filmów, poszli w dalszą drogę wraz z nim. Stanowskiemu pomogła również linia obrony pozostałych właścicieli Kanału Sportowego, a w szczególności Mateusza Borka, który w emocjach atakował byłego wspólnika. Stanowski niczym wytrawny biznesmen zagrał tutaj perfekcyjnie, bo odstawił emocje na bok i z zimną krwią wypunktował przede wszystkim Borka. Widzowie w ponad godzinnym filmie dostali garść dowodów okraszonych pięknymi wspomnieniami z początków Kanału Sportowego. 

Do tego warto dodać sam moment odejścia, czyli chwilę po nagłośnieniu afery z Natalią Janoszek. Przypomnijmy, dziennikarz obnażył kłamstwa celebrytki, na których to zbudowała sobie całą karierę. Temat podchwyciło większość polskich mediów, a Stanowskiemu przybyło nowych, raczej niezainteresowanych sportem widzów. I widząc ich zaangażowanie, m.in. powitanie go na lotnisku po przylocie z Indii, gdzie kręcił materiał na Janoszek, można było się spodziewać, że w większości przejdą do Kanału Zero, który w przeciwieństwie do Kanału Sportowego nie skupia się jedynie na sporcie.

Warto również podkreślić, że tak hucznego odejścia i późniejszych problemów KS, można było uniknąć, ale zabrakło pewnych ustaleń już podczas zakładania spółki. Ekspert biznesowy Szymon Negacz wskazuje, że cała czwórka właścicieli przede wszystkim powinna ustalić, że „praca to nie jest właścicielstwo” i wynagrodzenie z tego drugiego tytułu powinno być najlepiej w formie dywidendy. Było jednak inaczej i wszyscy co miesiąc wypłacali sobie takie same pensje, bez patrzenia na to, kto jakie miał zaangażowanie w projekt.

Z materiału Negacza wynika także, że właściciele KS powinni przewidzieć tzw. „rozwód”, który powodowałby, że pokrzywdzony wspólnik - w tym przypadku Stanowski - wychodzi na ustalonych warunkach ze spółki. Finalnie zabrakło również NDA, czyli umowy o zachowaniu poufności. To przede wszystkim byłoby korzystne dla pozostałej trójki, która nadal jest w KS. Puszczanie brudów przez Borka i Smokowskiego podczas jednego z live’ów było dla Stanowskiego „szansą”, którą wykorzystał nagrywając film z odpowiedzią. Skutek był taki, że widzowie widząc, jak Stanowski jest obrażany i wiele złego mu się zarzuca stanęli w obronie tego niby „słabszego”.

„Silni razem” atakują 

W obszernej analizie Kanału Zero, nie mogło zabraknąć grupy, która ma zdanie na każdy temat i potrafi mieć realny wpływ na zmiany. Mowa tutaj o „silnych razem”, czyli zagorzałych sympatykach nowego rządu. „Bojownicy anty-PiS” zaczęli w mediach społecznościowych szeroko zakrojoną kampanię, w której przekonują, że Kanał Zero to projekt, za którym stoi PiS. Ma to być odpowiedź polityków opozycji na zmiany w mediach państwowych i miejsce na dotarcie do nowej, większej grupy wyborców. Patrząc profil widza Telewizji Republika miałoby to sens, ale czy tak naprawdę jest? 

Mimo, że za projektem stoi Krzysztof Stanowski, który przez „silnych razem” określany jest "funkcjonariuszem PiS", to są jeszcze inne osoby w Kanale Zero. Mowa tutaj m.in. o byłym prezesie Legii Warszawa i prawniku Bogusławie Leśnodorskim, który raczej nie pozwoliłby sobie na jakieś współprace polityczne ze względu na zbudowaną renomę. Do tego, może mniej istotne, są też wspomniany Tede, czy adwokat Michał Matczak. Obaj są mocno krytyczni wobec PiS, a wyrafinowani politycy obecnej opozycji nie pozwoliliby sobie przecież na jakieś formaty, w których są atakowani. Wystarczy jednie spojrzeć na Telewizję Polską za rządów partii prezesa Jarosława Kaczyńskiego, gdzie nie było miejsca na krytykę rządu.  


Kanał Sportowy jeszcze nie upadł i wcale nie musi 

Na koniec warto przyjrzeć się również Kanałowi Sportowemu, przecież jest to projekt, który Stanowski porzucił, by tworzyć Kanał Zero. Tutaj widać ogromne spadki. Programy oglądają się źle, a wystarczy przykład wspomnianej śniadaniówki, którą oglądało około 500 widzów, gdy w tym samym czasie konkurencyjny format w Kanale Zero ponad 50 tys. Spadki widać też w innych formatach. Widzowie, którzy śledzą Kanał Sportowy z pewnością mogli przejść na Kanał Zero, ale tylko i wyłącznie w celu sprawdzenia. Przecież jest to nowość, puszczona po dużym konflikcie w KS, który był przez nich śledzony. Musieli więc zobaczyć, co dzieje się u konkurencji. Możliwe, że spora część tych widzów wróci do projektu Borka, Pola i Smokowskiego. 

I jak już wywołałem obecnych właścicieli Kanału Sportowego, to warto tutaj podkreślić, że przed nimi aktualnie dużo pracy, a jak widać niektórzy to rozumieją. Smokowski coraz częściej pojawia się w różnych formatach, Pol otwiera własny program, który poniekąd ma zastąpić działalność Stanowskiego KS, a w mediach społecznościowych kanału widać wzmożoną aktywność. Jedynie Borek raczej nie wyciągnął wniosków i w trakcie, gdy projekt przeżywa problemy postanawia wyjechać na wakacje do Tajlandii, a jego pojedyncze vlogi nie wniosą przecież tyle, ile mogłaby wnieść jego praca na miejscu w studiu.

Z Mateuszem Borkiem jest też inny problem: dziennikarz ma na tyle dużo pobocznych interesów (m.in. gale bokserskie, komentatorka), że Kanał Sportowy, jak można było zauważyć od dłuższego czasu, jest kolejnym otworzonym projektem, który podtrzymuje ktoś inny, a on sam pełni w nim często rolę gościa. Najlepsze dla KS będzie więc to, jeżeli Smokowski i Pol w końcu przyjmą optykę Stanowskiego. Inaczej uratowanie projektu może być trudniejsze, a nawet niewykonalne. 

Na rynku medialnym czeka nas z pewnością ciekawy okres. Warto także czekać na ruch tradycyjnej telewizji, bo przecież takie inicjatywy, jak Kanał Sportowy czy Kanał Zero z pewnością zabierają jej widzów.  

Fot. Krzysztof Stanowski/screen Kanał Zero

Mateusz Pacak 


Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura