Zmarł Felix Baumgartner austriacki skoczek, który do historii przeszedł, jako pierwsza osoba, która skoczyła ze stratosfery nie żyje. Sportowiec robił się lecąc paralotnią we Włoszech.
Felix Baumgartner nie żyje
Baumgartner w 2012 roku w ramach projektu Red Bull Stratos, wzniósł się balonem na wysokość 38 969 metrów, wyskoczył… i przekroczył barierę dźwięku. Spadał przez ponad cztery minuty z prędkością sięgającą 1357 km/h. Skok był transmitowany na żywo na YouTubie, a jego sylwetka w kosmicznym kombinezonie trafiła na okładki gazet od Nowego Jorku po Sydney. Całość kosztowała od 20 do 30 milionów dolarów, ale Red Bull zyskał coś więcej niż reklama – prawdziwy medialny mit.
Skok na spadochronie z kosmosu
Dwa lata później, w 2014 roku, Alan Eustace, 57-letni wiceprezes Google, skoczył z jeszcze większej wysokości – 41 419 metrów. Pobił rekord Baumgartnera. Też przekroczył barierę dźwięku. Też spadał ponad 4 minuty. Tyle że… prawie nikt o nim nie usłyszał.
Dlaczego? Bo Eustace nie chciał rozgłosu. Nie było transmisji na żywo. Nie było logo na kombinezonie. Nie było kapsuły – tylko inżynieryjna precyzja i cichy balon startujący z pustyni w Nowym Meksyku. Koszt projektu? Około 5–7 milionów dolarów. Technicznie? Mistrzostwo świata. Marketingowo? Cisza.
Kosmiczne liczby
Skok z granicy kosmosu to nie tylko adrenalina, ale też logistyczny potwór i finansowa studnia bez dna. Żeby wysłać człowieka na 40 km i bezpiecznie go sprowadzić, potrzeba:
balonu stratosferycznego (250–500 tys. dolarów ),
kombinezonu ciśnieniowego jak z NASA (do 1 mln dolarów),
zespołu inżynierów, lekarzy i pilotów,
systemów telemetrycznych, awaryjnych, spadochronów,
oraz gigantycznej ilości testów.
Całość? Od 3 do nawet 10 milionów dolarów. I to bez transmisji live.
Obejrzyj relację z rekordu Alana Eustace:
red.
Inne tematy w dziale Sport