Tomek Laskus
Tomek Laskus

10 lat Salon24.pl. Tomek Laskus: Salon jest po prostu najlepszy

Redakcja Redakcja Polityka Obserwuj notkę 57

Salon24.pl jest chyba ostatnią platformą, w której sąsiadują ze sobą teksty dwóch zwaśnionych politycznych plemion – mówi bloger Tomek Laskus.

„Niezwykły, samoistny talent publicystyczny” – tak o Tomku Laskusie napisano w uzasadnieniu zgłoszenia jego kandydatury do tegorocznej Nagrody Złotej Ryby dla młodych felietonistów. 26-letni Tomek, student politologii, swój blog w Salon24.pl prowadzi od maja 2013 roku.

 

Salon24.pl: Co skłoniło Cię do założenia bloga w Salon24.pl i co sprawiło, że zechciałeś akurat w tym miejscu pisać swoje teksty?

Tomek Laskus: Mój pomysł na jakąś przygodę publicystyczną był dosyć spontaniczny i w sumie mało przemyślany. Coraz intensywniej interesowałem się życiem społeczno-politycznym, a im więcej wiedziałem, tym silniej kształtowały się moje poglądy. Wraz z nimi wewnętrzna potrzeba ekspresji.

Pomyślałem: fajnie byłoby spróbować gdzieś zaprezentować moje przemyślenia, co do których uważałem, że są najtrafniejsze – przecież w końcu były moje. Miałem poczucie, że trochę nie fair jest mądrzyć się w kółko; „ten napisał mądry tekst, a tamten głupi tekst”, nie wystawiając samego siebie na publiczną ocenę, to po pierwsze.

Po drugie, chciałem przekonać się, czy moje opinie i przemyślenia mają jakąś wartość w świecie rzeczywistym, czy ich „wartość” funkcjonuje wyłącznie w mojej głowie. Od początku zdecydowałem się pisać nieanonimowo, czyli pod swoim prawdziwym nazwiskiem, żeby unikać niedomówień, podejrzeń i żebym to ja jako ja był oceniany, a nie nick, generujący całą furę wyobrażeń w głowach czytelników. Nie chciałbym być źle zrozumiany, nie mam nic przeciwko anonimowym blogerom, uważam, że anonimowość jest ważną częścią szeroko rozumianej blogerskiej społeczności, chcę tylko wytłumaczyć, dlaczego akurat ja się na nią nie zdecydowałem.

A dlaczego Salon? To jest dosyć proste, chociaż trudno to ująć tak, żeby nie zabrzmiało wazeliniarsko, ale z uwagi na to, że okazja jest urodzinowa, pozwolę sobie na to – Salon był po prostu najlepszy. Jeżeli już chciałem gdzieś publicznie zaistnieć, szukałem miejsca najbardziej poczytnego, najlepiej prowadzonego, a także wymagającego, gdzie dyskusja jest żywa, a kontrargumenty adwersarzy na wysokim poziomie.

Jak opisałbyś w skrócie te 10 lat w Salonie? Co najbardziej utkwiło Ci w głowie, które teksty - swoje i innych uważasz za najważniejsze?

Trudno mi odnosić się do dziesięcioletniej działalności Salonu, bo jestem tu „świeżakiem” – z perspektywy 10 lat moja dwuletnia z okładem aktywność pisarska jest obiektywnie bardzo niedługa, nie czuję się zatem na siłach, żeby dokonać całościowego podsumowania. Tym bardziej, że nie było mnie tu, kiedy tu się naprawdę gotowało, czyli wtedy, kiedy polityczna Polska żyła salonowymi turbulencjami na linii blogerzy-dziennikarze, blogerzy-politycy i blogerzy-blogerzy i kiedy w tych turbulencjach wykuwały się nazwiska, które teraz są dalece bardziej nieanonimowe niż moje skromne nazwisko.

Ważnych tekstów przewija się na Salonie zbyt wiele, żeby dokonywać odpowiedzialnego wartościowania. Gdybym zaczął, to skończyłbym z wrażeniem, że kogoś niesłusznie pominąłem albo potraktowałem niesprawiedliwie. Jeśli zaś chodzi o moje teksty, to było kilka takich, które doczekały się odzewu przekraczającego moje oczekiwania, ale nie lubię o nich wspominać, bo jak sobie o nich przypominam, to zaraz mam wrażenie, że już więcej nic dobrego nie napiszę i mój czas minął.

Czego życzysz Salon24.pl na przyszłość i wszystkim blogerom?

Na początku Salon24 był nowatorski, bo pozwalał na interakcję zawodowców z niezawodowcami i umieszczał wszystkich uczestników dyskusji w strukturze poziomej, czyli takiej, w której wszyscy zabierali głos na równych prawach, bez wystąpień ex cathedra. W dobie mediów społecznościowych już tej funkcji pełnić tak efektywnie nie może, tak się po prostu życie internetowe rozwinęło, nie ma co się obrażać na rzeczywistość. Ale wydaje mi się, że Salon może być nowatorski na innym polu – otóż jest chyba jak na razie ostatnią platformą, w której sąsiadują ze sobą teksty dwóch zwaśnionych politycznych plemion. Rzeczywistość rządowa często spotyka tu rzeczywistość opozycyjną i nawet nie chodzi o reprezentatywność takiego czy innego stanowiska, bo to zawsze będzie sprawa kontrowersyjna, ale o sam fakt, że polska plemienna w dobie polaryzacji rąbanej coraz ostrzejszą siekierą ma tutaj okazję zorientować się, czy też przypomnieć sobie, poprzez pisanie w tym samym miejscu, że w sumie ma jedną ojczyznę.

Salonowi życzę, żeby „na przekór klimatowi” - jak to ławeczka w „Ranczu” toast wznosiła - w tej roli pozostał, a blogerom jedynej rzeczy, której można życzyć blogerom, czyli coraz lepszych tekstów. Tylko, ma się rozumieć, nie za często lepszych, niż moje :)

Dziękuję za rozmowę.

Zobacz:

GW

© Artykuł jest chroniony prawem autorskim. Wykorzystanie tylko pod warunkiem podania linkującego źródła.

 

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka