Były szef Amber Gold Marcin P. (P) zeznaje przed sejmową komisję śledczą ds. Amber Gold, fot. PAP/Radek Pietruszka
Były szef Amber Gold Marcin P. (P) zeznaje przed sejmową komisję śledczą ds. Amber Gold, fot. PAP/Radek Pietruszka

Marcin P. przed komisją śledczą: był parasol ochronny nad Amber Gold

Redakcja Redakcja Amber Gold Obserwuj temat Obserwuj notkę 59

W warszawskim sądzie okręgowym  sejmowa komisja śledcza ds. Amber Gold przesłuchuje Marcina P., szefa spółki. - Czuję odpowiedzialność, ale nie zgadzam się z postawionymi mi zarzutami - zeznał.

Klientów Amber Gold interesował tylko zysk

Marcin P. został przywieziony do sądu przez konwój Służby Więziennej z Gdańska. Szefowa komisji Małgorzata Wassermann (PiS) pytała go, "czy były plany, aby pan, czy OLT rozpoczęło przewóz osób, które mogą korzystać w ramach Kancelarii Sejmu czy Senatu bądź Kancelarii Prezydenta". Marcin P., odpowiedział: "Tak, był taki plan". Nie pamiętał dokładnie kiedy powstał ten plan, ani kto prowadził rozmowy biznesowe.

Były szef Amber Gold przekonywał też, pytany przez Jarosława Krajewskiego z PiS, że Danuta Misiewicz nie była "fikcyjną księgową" Amber Gold, bo nie była księgową spółki, tylko zajmowała się finansami całej grupy. Przyznał, że on sam odpowiadał za księgowość Amber Gold, a prowadziło ją 14 osób.

Tłumaczył też konstrukcję umów oraz jaki był przelicznik złota na jednostki umowne. Marcin P. uważa, że większość klientów nie czytała umów. - Ich nie interesowało to, ile złota będzie, ich interesował tylko zysk, a nie warunki umowy i to jest główny problem, że nikt praktycznie nie zapoznał się z warunkami umowy i chyba myślał, że nie trzeba się z tym zapoznawać, i że będzie mógł zarabiać w nieskończoność - powiedział Marcin P.

- Ja się nie zgadzam z zarzutem popełnienia oszustwa i się z tym zarzutem nigdy nie zgodzę - oświadczył. Szef Amber Gold powiedział też, że księgowość spółki była prowadzona w sposób rzetelny. Jednak - co podkreślał - nie zakończył się proces zmieniania ustawień systemowych i przenoszenia danych do jednego systemu.

Poseł PiS Jarosław Krajewski pytał Marcina P. o zeznania przed komisją b. dyrektor departamentu finansowego Amber Gold Danuty Misiewicz. Zeznała wtedy, m.in. że nie miała świadomości, że jest słupem, a Marcin P. zapewniał ją, że księgi rachunkowe Amber Gold są uporządkowane. Jak mówiła, dopiero w czerwcu 2012 r. nabrała wątpliwości co do działalności Amber Gold. Marcin P. powiedział, że "częściowo zgadza się z jej zeznaniami". Zeznał, że gdy Danuta Misiewicz pytała go, czy za pieniądze klientów Amber Gold kupowane jest złoto, "dostała odpowiedź twierdzącą". Mówił, że faktury za zakup złota były w spółce i zostały zabezpieczone. Wartość zakupionego złota, według Marcina P., to 394 mln zł.

Kto groził Marcinowi P.?

Szefowa komisji pytała też Marcina P., czy w jakiejkolwiek sprawie dot. Amber Gold prowadzonej przez ABW lub prokuraturę był pytany o Michała Tuska. Były szef Amber Gold przyznał, że na początku września 2012 roku, gdy siedział w areszcie, prokurator z Prokuratury Okręgowej w Gdańsku odwiedziła go i zadała m.in. kilka pytań o Michała Tuska. I to był jedyny raz.

Interesowało ją, jak mówił, "czy Michał Tusk mógł narazić port lotniczy na szkody i czy wynosił jakiekolwiek dane z portu lotniczego". Marcin P. powtórzył przy okazji, że to co Michał Tusk przekazywał z portu gdańskiego było "tajemnicami przedsiębiorstwa", a nie było powszechnie dostępne, jak zeznawali niektórzy świadkowie, m.in. prezydent Gdańska Paweł Adamowicz.

Pytany przez Joannę Kopcińską (PiS) o zeznania świadków Michała Forca i Jacka Krzysztofowicza, że byli przez Marcina P. oszukiwani, polemizował z tym. Jak przekonywał Michał Forc mijał się zatem z prawdą przed komisją śledczą.

Marcin P. kilkakrotnie był pytany, czy ktoś mu groził. Za każdym razem odmawiał odpowiedzi, ze względu na prowadzone śledztwo. Podtrzymał ponadto opinię, że pieniądze na zakup OLT Express pochodziły z wypracowanych środków Amber Gold.

Pytany przez Małgorzatę Wassermann o podsłuchaną rozmowę jego i Jarosława Frankowskiego na temat pełnomocnictwa na sprzedaż OLT Express, w której mówił, że nie może czegoś powiedzieć przez telefon, Marcin P. przyznał, że obawiał się już aresztowania przez ABW. Potwierdził, że następnego dnia podpisał pełnomocnictwo.

Lokaty a złoto Amber Gold

Tomasz Rzymkowski (Kukiz'15) interesował się, skąd się wzięła rozbieżność danych prokuratury z systemem Agnet. - Prokuratura twierdzi, że zawarto lokaty na wartość 850 mln zł. Zgodnie z systemem Agnet i ilością umów, zawarto lokaty na kwotę prawie 1,5 mld złotych (...) to jest ta zasadnicza różnica, której prokuratura w ogóle nie badała i nie wskazała w akcie oskarżenia - zeznał b. prezes Amber Gold. Według niego "sfałszowano dyspozycje sprzedaży złożone przez klientów do postępowania upadłościowego i karnego". Jego zdaniem zbadana powinna być też działalność syndyka.

Rzymkowski pytał też, czy "spółka Amber Gold z tytułu zawartych umów na lokaty realizowała przysługującą klientom opcję odbioru złota w naturze". - Jedna taka czynność była zrealizowana (...) bo tylko jeden taki przypadek wystąpił w czasie działalności - odparł. Dopytywany, jakie pokrycie w złocie miały lokaty kupione przez klientów spółki, mówił, że "zgodnie z umowami wszystkie lokaty miały pokrycie w złocie, srebrze i platynie, z nadwyżką około dziesięciu kilogramów".

Marcin P. podtrzymał też swoje zeznania z czerwca, w których twierdził, że "głównym przedmiotem działania spółki Amber Gold była oferta lokat w złoto i inne metale szlachetne". Zeznał też, że zawierane umowy z klientami spółki, jego zdaniem "nie nosiły znamion oszustwa". Świadek odmówił ponadto odpowiedzi na pytanie o to, "która niemiecka spółka była wzorcem" dla Amber Gold oraz czy jej działalność naruszała niemieckie prawo.

Pytany, za jaką kwotę została zakupiona spółka OLT Germany, odparł, że była to kwota 2 mln euro. Dodał, że po upadku spółki OLT Express Poland, zaczęto szukać inwestora dla OLT Germany. Marcin P. zapewnił, że był biznesplan dla Amber Gold, ale nie chciał mówić o szczegółach. Oświadczył, że nie zamierzał kupować Finroyal, zgodził się na pożyczkę dla tej spółki. Pytany, czy ktoś mu kazał przelać transzę 1,2 mln zł tej pożyczki, odparł, że było to sugerowane, by uspokoić sytuację.

Szczelność służb specjalnych podobna do durszlaka

Poseł PiS Marek Suski pytał Marcina P., czy podczas jakiegokolwiek przesłuchania w prokuraturze, czy w ABW, pytano go o źródło przecieku dot. wejścia do Amber Gold funkcjonariuszy ABW bądź innych służb. Marcin P. zaprzeczył. Dopytywany, skąd wiedział o wejściu ABW, P. odmówił odpowiedzi na to pytanie w związku z toczącym się postępowaniem karnym.

- W czasie przesłuchań nigdy nie byłem pytany o b. szefa MSW Jacka Cichockiego; wiedzę nt. działań ABW wobec spółki pozyskałem z co najmniej pięciu źródeł - powiedział przed komisją śledczą szef Amber Gold Marcin P. - Szczelność służb specjalnych podobna do durszlaka, po prostu ciekło wszystkimi możliwymi kanałami - skomentował to Suski.

Poseł PiS pytał też świadka, czy w trakcie jego pobytu w areszcie kontaktowali się z nim pracownicy Amber Gold. Ten zeznał, że raz przyszedł do niego dziwny "funkcjonariusz", który zaczął opowiadać na temat jego pracy w służbie ochrony lotniska i jego znajomości z Michałem Tuskiem i Tomaszem Kloskowskim (prezesem Portu Lotniczego Gdańsk - PAP). - Od razu poprosiłem, żeby ten funkcjonariusz został ode mnie zabrany - oświadczył P. Dodał, że zgłosił ten fakt również w sądzie.

Pytany o to, "w jakim charakterze" osoby o nazwiskach Kopacz i Adamowicz, były klientami Amber Gold, Marcin P. podkreślił, że nie wie, czy te osoby były klientami spółki. - Ja tylko mówiłem, że osoby o takich nazwiskach występują, które założyły lokatę lub wzięły pożyczkę. Ja nie wiem, czy to jest pani Ewa Kopacz. Nie znam numeru PESEL pani Kopacz i wszystkich innych osób, żeby powiedzieć, że to jest ta osoba. Mogę tylko powiedzieć, że w systemie Agnet występuje osoba o imieniu i nazwisku Ewa Kopacz - tłumaczył.

Podczas przesłuchania pojawił się wątek prezydenta Gdańska Pawła Adamowicza. Chodziło o sprawę sponsoringu przez spółkę Amber Gold gdańskiego zoo. Według szefa spółki Adamowicz musiał o wszystkim wiedzieć i mija się z prawdą zaprzeczając temu przed komisją śledczą.  Marcin P. zeznał także, że miał kontakty z pełnomocnikiem prezydenta Adamowicza. Świadek przyznał też, że wsparcie filmu Andrzeja Wajdy o Lechu Wałęsie miało być wykorzystane wizerunkowo z punktu widzenia Amber Gold i OLT Express, "a zwłaszcza OLT".

Parasol ochronny nad Amber Gold

- Patrząc z perspektywy czasu, mogłem stwierdzić, że był parasol ochronny nad Amber Gold, ale ja o jego istnieniu w ogóle nie wiedziałem - mówił też Marcin P. Jego zdaniem objawiało się to w sposobie, w jaki prowadzone były kontrole z urzędu skarbowego.

Przyznał, że w porozumieniu z kontrolerami Amber Gold wpłaciła w tym okresie 12 mln zł zaległego podatku z odsetkami, by kwota ta dalej nie narastała i nie groziło postępowanie karno-skarbowe. Zapewniał też, że podatek PIT za pracowników był płacony terminowo, a także, jak mówił, nie przypomina sobie, by nieotwarte koperty z korespondencją z urzędów wrzucał do kartonu.

Witold Zembaczyński (Nowoczesna) pytał Marcina P. o jedną z narad z pracownikami Amber Gold i zapowiedź ws. licencji na prowadzenie banku. - Docelowo chcieliśmy przekształcić Amber Gold w bank, prowadzone były rozmowy nt. zakupu angielskiej spółki, która jest właścicielem polskiego Providenta, zostały przerwane w 2012 r. - zeznał. 

Pytany przez Małgorzatę Wassermann Marcin P. przyznał, że w 2012 były w Amber Gold dwie kontrole z urzędu skarbowego. Pierwsza kontrola, w lutym 2012 roku, zakończyła się po dwóch dniach. Kontrolerzy stwierdzili bowiem, że przekazują ją innemu urzędowi skarbowemu, ponieważ jest "taka ilość dokumentów i takie kwoty, że podlega to pod Pomorski Urząd Skarbowy". Zapewniał, że spółka nie mogła mieć jednak bilansu sporządzonego na 800 mln zł, tak jak napisali kontrolerzy.

Według prokuratury Marcin P. i jego żona oszukali w latach 2009-12 w ramach tzw. piramidy finansowej w sumie niemal 19 tys. klientów spółki Amber Gold, doprowadzając ich do niekorzystnego rozporządzenia mieniem w wysokości prawie 851 mln zł. Obok oszustwa znacznej wartości zarzuca się im także pranie pieniędzy wyłudzonych od klientów parabanku.

Marcin P. nie zgadza się z zarzutami

- Ja czuję odpowiedzialność i to zostaje tylko ze mną, ta odpowiedzialność i z nikim więcej, dlatego ja cały czas podkreślam, że ja nie oczekuję od państwa niczego takiego: zwolnienia z aresztu, w chwili obecnej jakiegoś układu politycznego, jak to niektórzy tutaj proponują, czy sugerują - może nie proponują, bo to zbyt duże słowo - sugerują, ja czegoś takiego nie oczekuję - mówił b. szef Amber Gold.

Marcin P. powiedział, że uważa, że każdy człowiek ponosi odpowiedzialność za swoje czyny. - I ja sobie zdaję z tego sprawę, ale ja się nie zgadzam z tymi zarzutami, które są postawione, jakby były w innej formie i inaczej, pewnie bym się z nimi zgodził - powtórzył. Odciął się od stenogramów rozmów, które prowadziła jego żona. Zapewniał, że nie był ich świadkiem.

Szefowa sejmowej komisji śledczej Małgorzata Wassermann zapytała Marcina P., czy dziwi się prokuraturze, która zawęziła oskarżenia do niego i jego żony. - Tak dziwiłem się i to bardzo. Ja będąc prokuratorem inne zarzuty bym postawił - powiedział P.

Marcin P. był też pytany o rolę jaką pełniła jego teściowa Danuta J.-P. w spółce. Jak twierdzi szef Amber Gold, była "pracownikiem porządkowym", miała także pełnomocnictwo do zawierania umów o pracę z członkami zarządu tej spółki, czyli Marcinem P. i Katarzyną P.


Po raz pierwszy Marcin P. stanął przed sejmową komisją śledczą 28 czerwca, a jego przesłuchanie również odbyło się w warszawskim sądzie okręgowym.

źródło PAP

ja

© Artykuł jest chroniony prawem autorskim. Wykorzystanie tylko pod warunkiem podania linkującego źródła.

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka