Prezydent Gdańska zasugerowała, że rosnąca liczba prób samobójczych to efekt działań PiS. Chodzi o reformę edukacji, która spowodowała, że o przyjęcie do szkół ponadgimnazjalnych starają się uczniowie z dwóch roczników.
– Tej wiosny, niemal każdego dnia, dostawałam wiadomości o kolejnych próbach samobójczych w ostatnich klasach podstawówki czy gimnazjum – mówiła prezydent Gdańska podczas programu Polsat News, dodając, że to się dzieje dzisiaj, "kiedy wiemy jaki jest stan psychiatrii w Polsce". – Presja dodatkowa na tych młodych ludzi, którą wytworzył rząd Prawa i Sprawiedliwości - nie boję się tego słowa użyć, bo oni są autorami tej reformy - a każą odpowiedzialność ponosić nam, samorządom – kontynuowała Aleksandra Dulkiewicz.
Dziennikarka Polsat News, która prowadziła rozmowę, zaczęła dopytywać Dulkiewicz, czy ta naprawdę zamierza oskarżyć Prawo i Sprawiedliwość o próby samobójcze uczniów. Dulkiewicz nie wycofała się ze swoich słów, ale potwierdziła, że właśnie to było jej zamiarem. – Tak jest, bardzo dobrze pani zrozumiała – podkreśliła prezydent Gdańska.
Polityk zaznaczyła, że rząd PiS musi ponieść odpowiedzialność za swoje czyny. Dulkiewicz dodała, że w Gdańsku jest "1200 młodych ludzi, którzy nie dostali się do żadnej szkoły".
Uczniowie nie pójdą do wymarzonych szkół
Według szacunków Najwyższej Izby Kontroli 705 tys. absolwentów szkół podstawowych i gimnazjów stara się o przyjęcie do szkół ponadgimnazjalnych. Ze względu na tzw. podwójny rocznik szkoły muszą przyjąć o blisko 370 tys. uczniów więcej. W samym Krakowie na listach przyjętych po zakończeniu pierwszego etapu rekrutacji nie znalazło się około 2,5 tys. uczniów. W Olsztynie w takiej sytuacji znalazło się ponad 800 osób, w Elblągu - 200. W Lublinie ponad 600 osób nie zakwalifikowało się do żadnej z wybranych szkół. Wśród nich jest około 150 osób, które na zakończenie szkoły otrzymały świadectwo z czerwonym paskiem.
Samorządowcy i kuratorzy oświaty przekonują, że dla wszystkich starczy miejsc w szkołach, ponieważ nie dobiegł końca drugi etap rekrutacji. Jednak wolne miejsca zostały w szkołach słabszych, które nie były pierwszym wyborem uczniów.
Senator PiS o uczniach: Mogą poszukać odpowiedniej szkoły za granicą
Lubelski Komitet Młodzieżowy zorganizował strajk przed miejscowym kuratorium oświaty, prosząc m.in. o stworzenie dodatkowych oddziałów w najlepszych szkołach w mieście. Lubelska kurator oświaty Teresa Misiuk, stwierdziła, że "marzenia nie zawsze się spełniają", a sami uczniowie muszą przemyśleć, dlaczego nie dostali się do wybranych szkół.
Podobnie wypowiedział się senator PiS pochodzący z Lublina. - Taka myśl przychodzi mi do głowy, że może trzeba skorzystać z rozwiązań studenckich. Nie wiem, czy jest jeszcze na to szansa, ale może uczniowie, którzy nie dostali się do żadnej szkoły, mogą poszukać odpowiedniej za granicą - powiedział w rozmowie z "Kurierem Lubelskim" Andrzej Stanisławek.
Wypowiedź Andrzeja Stanisławka została skomentowana przez Piotra Müllera, rzecznika prasowego rządu. - Rząd zdecydowanie odcina się od wypowiedzi wiceministra Andrzeja Stanisławka. Jest ona rażąco sprzeczna z działaniami rządu. W związku z tym faktem zostaną wyciągnięte stosowne konsekwencje - zadeklarował na Twitterze.
KJ