Mit spustoszonego portfela przez inflację. To teoria płaskoziemców ekonomicznych

Rafał Woś Rafał Woś Ekonomia Obserwuj temat Obserwuj notkę 300
Nasi ekonomiczni płaskoziemcy mogą używać jakich tylko chcą zaklęć. Nie zmieni to jednak faktu, że Polki i Polacy zarabiają dziś realnie więcej, niż osiem lat temu. Nawet mimo „straszliwej” i „pustoszącej portfele” inflacji.

Nazywam ich „antyinflacyjnymi” albo - jeszcze bardziej pieszczotliwie - „ekonomicznymi płasokoziemcami”. To ci, co chodzą od lat i straszą, jakie to dno straszliwe, ta Polska. Przez kilkanaście miesięcy mieli swoje eldorado. Inflacja zdawała się potwierdzać ich najstraszliwsze przepowiednie. 

Inflacja spada, liberałowie mają problem

Ale teraz mają problem. Inflacja - liczona „po bożemu” czyli rok do roku w dynamice cen konsumenckich - spada. Na pewien czas antyinflacyjni chwycili się tzw. „inflacji bazowej” (czyli liczonej z wyłączeniem cen energii). Ale i ona wytraciła dynamikę. Poszła więc w odstawkę jak nikomu niepotrzebne kalosze na pustyni. Teraz nasi ekonomiczni płaskoziemcy mają już nowego bożka. To tzw. inflacja skumulowana. Siedli, zsumowali i wyszło im, że od 2015 roku ceny w Polsce wzrosły w sumie o jakieś 40 proc. Niektórzy zaokrąglają to sobie awansem do 50 proc. Tak PiS - powiadają szczerze z siebie zadowoleni - zubożył Polki złupił portfele Polaków odkąd rządzi w kraju nad Wisłą.

Brawo, brawo. Dobra robota. Jest tylko jeden problem. Pokazując sam wskaźnik „skumulowanej inflacji”, płaskoziemcy są jak facet, który założył koszulę, krawat, a nawet zadbał marynarkę z poszetką. I ruszył na miasto. Zapomniawszy jednak, że… nie ma na sobie majtek. I bardzo się dziwi, że się na niego wszyscy dziwnie patrzą. 


Z ekonomicznego punktu widzenia odpowiednikiem takiego - pardon my French - gołego pośladka jest podawanie gołego (nomen omen) wskaźnika inflacji. To trochę wstyd i żenada. Cóż bowiem z tego, że - powiedzmy - serek homogenizowany waniliowy kosztuje 2,85 zł., a litr benzyny 6,50 zł. Te liczby nabierają znaczenia dopiero wtedy, gdy zestawiamy je z zasobami, które mamy do wydania. Czyli z dochodami ludności. Jeśli ktoś żyje za 800 zł miesięcznie to 3 zł jest wydatkiem zauważalnym. Ale jeśli zarabia 15 000 zł to już zupełnie inna historia. To chyba oczywiste nawet dla pięciolatka.

Jeśli więc „antyinflacyjni” chcą wymachiwać „inflacją skumulowaną”, to proszę bardzo, wolny kraj. Ale fundamentalna uczciwość intelektualna nakazywałaby odnieść to do dynamiki dochodów ludności w tym samym okresie. Dopiero wtedy to wszystko zaczyna mieć ręce i nogi. A nie świeci w oczy - przepraszam raz jeszcze - gołym zadem. 


Płace Polaków poszła w górę 

Spójrzmy więc na tę drugą stronę równania. Czyli na dochody Polek i Polaków w latach 2015-2023. Co widać?

1. Płaca minimalna: +105 proc.

Zacznijmy od płacy minimalnej. W roku 2015 wynosiła 1750 zł. Od 1 lipca sięga 3600 zł. Co oznacza, że urosła o 105 procent. Praca za takie pieniądze dotyczy ok. 2,5 miliona pracujących Polaków (jakieś 16 proc. wszystkich zatrudnionych). Nie można jej więc żadną miarą lekceważyć.

2. Sektor przedsiębiorstw: +78 proc.

Idźmy dalej. Co miesiąc GUS publikuje dane dotyczące średniego wynagrodzenia w tzw. sektorze przedsiębiorstw. Krytycy psioczą na ten wskaźnik podkreślając, że dotyczy wyłącznie firm większych powyżej 9 pracowników - czyli takich które regularnie raportują dane dotyczące stanu zatrudnienia. Zostawmy na boku fakt, że nie jest to wina albo zła wola urzędu statystycznego. Lecz tego, że małe i średnie przedsiębiorstwa rękami i nogami bronią się przed koniecznością regularnego raportowania swoich danych (w tym płac). A każda próba nakłonienia ich do tego kończy się wyrzutem na nadmierna biurokratyzację. Ale nawet przy wszystkich tych zastrzeżeniach i narzekaniach płace w sektorze przedsiębiorstw to nie jest zbiór mały albo nieistotny. Pokazuje bowiem wynagrodzenia ok. 6,5 mln (40 proc.) pracujących Polaków.

W tym sektorze średnie wynagrodzenie w roku 2015 wynosiło 4121 zł. W czerwcu 2023 (najnowsze dane) sięgnęło 7333 zł. Mamy tu więc wzrost na poziomie 78 proc.

3. Gospodarka narodowa: + 82 proc.

Ale i to nie koniec. Mamy jeszcze miarę zwaną „wynagrodzenia w gospodarce narodowej”. Te dane podawane są rzadziej - a to dlatego, że wylicza się je na podstawie zeznań podatkowych. Ta miara jest jednak szersza i obejmuje nie tylko sektor przedsiębiorstw, ale także małe i średnie przedsiębiorstwa. W sumie jakieś 11 mln (a więc już większość) pracujących Polaków. Średnie wynagrodzenie w tej grupie wynosiło w roku 2015 3899 zł. Dziś (pierwszy kwartał 2023 roku) sięga 7124 zł. Do góry o 82 proc.

4. Mediana i dominanta. +60 proc.  


Mediana i dominanta zarobków w Polsce

Możemy tę zabawę liczbami ciągnąć dalej. I zestawiać na przykład medianę zarobków (czyli tzw. wartość środkowa, płacę ustawioną w szeregu uporządkowanym, powyżej i poniżej której znajduje się jednakowa liczba obserwacji). Tu będziemy mieli zmianę z 3511 zł (rok 2015) do 5617 zł (2023) czyli wzrost o 60 proc. Albo weźmy tzw. dominantę (czyli najcześciej występującą w polskiej gospodarce płacę). Ta w roku 2016 wynosiła 2074 zł. W 2023 (szacunki) zaś 3328 zł. Wzrost o 65 proc. 

I tak dalej. I tak dalej. Tak czy inaczej nie da się sensownie obronić tezy o tym, że „portfele Polaków” zostały w minionym ośmioleciu przez złych PiSowców spustoszone. No chyba, że się jest ekonomicznym płaskoziemcą. Tu nie pomoże niestety chyba żaden argument.  


Rafał Woś 


Rafał Woś
Dziennikarz Salon24 Rafał Woś
Nowości od autora

Komentarze

Inne tematy w dziale Gospodarka