Prawdzic Prawdzic
18
BLOG

Żydowska kochanka (wtręt o kontrkulturze '65)

Prawdzic Prawdzic Kultura Obserwuj notkę 0

Odcinek XXIII – przykład kontrkultury w krakowskim środowisku hipisów

 

     Krzysztof N. - idealista, który żył (raz z grupą swych wielbicieli) z renty swojej starej matki (a potem, z prowadzenia piwnej meliny – to już było w latach siedemdziesiątych), liczył na cud, że gdy napisze dobrą powieść satyryczną, uszczypliwą społecznie, bijącą krakowską czerwoną burżuazję po mieszczańskich gnatach, ale z zastosowaniem wysoce artystycznych chwytów, to któreś z państwowych wydawnictw mu „toto” wydrukuje (te kalumnie) i dobrze zapłaci.  Mówię o wydawnictwach „państwowych”, bo innych nie było. Dlatego napisał powieść „Kurtyzana i ptaszęta”. Pod tym tytułem czytał jej fragment na zebraniu Koła Młodych ZLP w Krakowie, żeby zostać jego członkiem, adeptem literatury i z tego tytułu starać się o trzymiesięczne „stypendium twórcze” (z ZLP), które wynosiło wówczas 360 zł.

      Pisanie owej powieści rozpoczął już po wizycie poety amerykańskiego i Żyda, Alana Ginsberga, u niego, Krzysztofa N. w Krakowie i po rozprowadzeniu wśród młodzieży poematu „Skowyt”, przepisywanego na maszynie. Było to wiosną, latem i jesienią 1967 roku. Kartek (spisanej) powieści było dużo, na oko, ponad sto, chociaż podobno nigdy nie została napisana do końca wskutek nieustannych przeróbek i sugestii życzliwych pomocników (krytyków). Idea tej powieści była taka, że w domu bogatego hrabiego mieszkają jego liczni spadkobiercy, wyczekując na spadek, tymczasem on widząc się przez nich wydziedziczonym, postanowił ich zdeprawować do tego stopnia, żeby nie byli zdolni do czynności prawnych. Czyli jednym słowem, uczynić z nich degeneratów, w czym miała mu dopomagać znajoma Kurtyzana, dla której hrabia był alfonsem. W tym zrębie powieści widziałem satyrę na Polskę Ludową, sądząc, że tak samo będą ją widzieć pracownicy cenzury i nie dawałem mu szans na wydanie jej w kraju, natomiast on, zapewniał mnie, że sprawę weźmie w ręce grupa przyjaciół i wyda ją w bibliotece Paryskiej Kultury u Giedrojcia. Sprawę miał rzekomo obgadaną z jakimiś dysydentami z żydowskiego środowiska, które wyemigrowało w marcu 68, nie zrobiło nic. Wydawnictwo Literackie w Krakowie chyba o niczym nie wiedziało, a raczej tylko słyszało, bo Krzysztof nadal nosił ze sobą tylko luźne kartki papieru śniadaniowego, na którym było tak nabazgrane, że on sam już nie umiał niczego rozszyfrować i improwizował za każdym razem, gdy chciał komuś przeczytać, co napisał. Nie dziwota, że bardzo długo nosił te luźne kartki nie przepisane na maszynie, bo do przepisywania trzeba być, jako tako trzeźwy, a on, gdy tylko miał grosze w kieszeni, to zaraz był pijany, Do tego był ślepy jak kret, nosił szkła jak denka od butelki, więc... czasem powątpiewałem w to, co tam jest naprawdę napisane.

     Na przykładzie Krzysztofa N. można pokazać, czym jest naprawdę kontrkultura i czym powinna być, żeby stwarzać realne fakty w społeczeństwie. Bowiem kultura jest tym, co tworzy w świadomości i co uważamy za przedmiotowo-podmiotowy byt i rzeczywistość, w której się poruszamy. Czym są nasze wzorce i normy kulturowe, to wiemy i stosujemy się do nich, bo, w przeciwnym razie, byśmy byli zamknięci w domu wariatów. Gdybyśmy np. sikali pod pomnikiem A. Mickiewicza na krakowskim rynku, albo wypróżniali się publicznie na plantach, zostalibyśmy uznani za ludzi chorych, lecz nie za działaczy kontrkultury, która jest skanalizowana do form grzecznych i uładzonych. Ot jakiś grzeczny happening, w którym młoda panienka odsłoni na chwilę, niby to przypadkiem cycuszek. Tak sobie burżuazja wyobraża młodzieżowy bunt. Tymczasem, żeby bunt coś zmieniał, musi być radykalny i powszechny. Obnażanie się jednostki nie pomoże. Obnażanie w społeczeństwie tekstylnym, jak go nazywają nudyści, jest poczytywane za niemoralne, tak jak zakrywanie się w społeczności buszmenów, gdzie wszyscy chodzą nadzy.

    Krzysztof N. a było to w latach siedemdziesiątych stawał wśród kobiet w kolejce po mięso i rozchylając płaszcz wyjmował członka, onanizując się w stronę kolegów, „Prezesa” i Jacka G., którzy w tym czasie robili mu zdjęcia. Było to, przez Krzysztofa  traktowane jako preformens awangardowych artystów socjalistycznej rzeczywistości. Zdjęcia miały trafić do prasy zachodniej, prezentującej dzieła artystów społecznego buntu. Krzysztof N. w miarę czasu ośmielał się coraz bardziej, do tego stopnia, że onanizował się na oczach stojących w kolejce kobiet. Milicja prowadziła dochodzenie, konfiskowała zdjęcia, ale w końcu, z uwagi na żydowskie kontakty Krzysztofa z amerykańskim środowiskiem Ginsberga, zatarto ślady skandalicznych wygłupów „krakowskiego lumpa”.

    Co do mnie, to uważam zachowania Krzysztofa N. za przejaw głosu sumienia wobec znieczulicy głupców, jakim zrobiła nas podła śródziemnomorska, a właściwie żydowska, culturae przyniesiona wraz z chrztem  Mieszka Pierwszego przez rzymskich pachołków-klechów do średniowiecznej Polski. Przyniesiono na ostrzach germańskich mieczy eunucha-chrystusa w złotych majtkach na krzyżu, żeby, rzekomo nie gorszyć naiwnych Słowian, golizną, gdy tymczasem ta golizna jest jedynym regulatorem zdrowych moralnie stosunków społecznych. I o tym Krzysztof N. dobrze wiedział. Bijąc konia na oczach zwyrodniałej publiczności, miał dosyć zakłamanej kultury krzyża i karabinu maszynowego wycelowanego w uliczna manifestację niezadowolonych; dlatego potrząsał kutasem w stronę zwyrodniałej władzy, kimkolwiek by nie była; robił to za nas wszystkich, którzy nie zatracili resztek zdrowego sądu i uczciwego myślenia. Robił to w naszym imieniu, którzy mamy dość moralności prostytucji małżeńskiej i każdej innej, w której kobieta musi się oddać temu, kto więcej zapłaci, a świat jest traktowany na wzór rozpłodowej stajni. Nawet transseksualizm Chrystusa i jego stosunki biseksualne ukryto przed światem wyznawców, dla zachowania poprawności biznesowej i politycznej.  

       Zadaniem tego szkicu nie jest dokładny opis minionych wydarzeń z lat kontrkultury, dlatego nie będę się rozpisywał, dlaczego nie udało się temu środowisku stworzyć żadnej grupy teatru prawdziwie nonkonformistycznego ani odcisnąć innych śladów, które by pozostały w pamięci pokoleń.     

Prawdzic
O mnie Prawdzic

odwołuję te głupstwa. które poprzednio tu napisałem

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura