Ciekawym, czy Polska wygra w przyszłości niepodległość? Ile czasu upłynie? Kiedyś na niepodległość Polaków wyprowadził książę brzesko-kujawski Łokietek. A dziś...?
Dzisiejsze polskie partie polityczne, ich skład osobowy, są skażone neokolonializmem. Niczym Czarnobyl po rozszczelnieniu reaktora. A to tylko przedłuża neokolonialny byt. Bo nikt dziś nie ma wątpliwości, że przez całe dziesięciolecia, Polacy, mówiąc kolokwialnie, nie tworzyli z przyczyn geopolitycznych jednorodnego organizmu.
Skończyła się Polska Jagiellonów i było po ptakach. W skrócie telegraficznym ujmując wzloty i upadki praprzodków. Dziś żyjemy w postkolonialnym zawirowaniu.
I wcale nie jest przyjemniej, że nie jesteśmy osamotnieni. Jest Mołdawia, Estonia, Litwa, Ukraina. A nawet Botswana. Są ogromne i diabelnie zróżnicowane Indie. Nawet Finlandia, która bardzo długo była rosyjską kolonią. W tych wszystkich krajach zaborcy, kolonizatorzy nadal mają ogromne wpływy.
Korzystając z czynnej, często służalczej pomocy całej armii sympatyków. Przedsiębiorców. Ludzi spokrewnionych z ideą socjalistycznej sprawiedliwości, różnych Olinów, etc. itd.
Gazety, uogólniając – też są postkolonialne. Zsynchronizowane z umysłami. Rząd prowadzi adekwatną politykę. Sprzyjającą hodowli pożytecznego idioty. Starając się przypodobać możliwie wszystkim dookoła. Nikogo nie urazić. Bo po co?
Wszak nie kto inny, tylko Polacy, pewno nie wszyscy, mawiali pod panowaniem Cysorza z Austrii: niech se tam będzie nawet Habsburg, byle na bułkę było... A dziś jest inaczej ?
W roku 1989 wierzyłem i to bardzo głęboko, jak nigdy dotąd, że Polska będzie niepodległa. Więc dlaczego po upływie bez mała dwudziestu kilku lat nadal tej prawdziwej niepodległości NIE MA ?
Dlatego, że jak napisałem wcześniej, niewolnictwo i podległość siedzą sobie wygodnie w głowie. Mojej też. Dziś nie wiem jak postępowałbym, siedząc dajmy na to w fotelu prezydenta Sopotu. Czy ubiegałbym się o reelekcję z zarzutami prokuratora na plecach? Raczej nie. Ale dziś to tylko teoria. I chwała Bogu, że teoria.
A mentalności niewolnika nie można wyrzucić, tak jak wyrzucam zawartość pojemnika na śmieci. To proces, na lat, co najmniej kilkadziesiąt. Jest jeszcze drugi aspekt. I kto wie czy nie najistotniejszy.
W czerwcu 1989 jako Naród – daliśmy się perfekcyjnie wyślizgać. Załatwili nas jak po dziś dzień załatwiają przysłowiowego chłopa w sądzie. Nawet prezes PSL jest potwierdzeniem niniejszej tezy. Pan prof. Bardini określił genialnie fizjonomię Wieczystego Wicepremiera: wygląda jak własny portret pamięciowy..!
Jednym słowem: daliśmy się wszyscy haniebnie oszukać. I to jest Narodowa hańba zarówno dla oszukiwanych jak i oszukujących. Uwierzyłem, że mój Kraj, moja Polska odzyskuje na oczach mych NIEPODLEGŁOŚĆ, kiedy na tych samych oczach (zaślepionych, stąd tytułowe odniesienie do sienkiewiczowskiego Juranda) – wojskowo – komunistyczny reżim, umoczony po pachy w krwi polskich patriotów, od rotmistrza Pileckiego po ks. Popiełuszkę – przekazał władzę WYBRANYM PRZEZ SIEBIE NASTĘPCOM.
Nie można dziś zabiegać o całkowite niepodległe polskie istnienie. Byłoby to działaniem zbyt ryzykownym, w kontekście potencjału zgromadzonego pomiędzy Bugiem, Odrą i Nysą. Ale wiem przecież, że nie istnieje wolność bez uprzedniego ryzyka. Za chwilę wybory. Zewsząd wciskają mi do pustej głowy, że wybory to święto demokracji. W Polsce nie ma demokracji, bo w żadnym kraju postkolonialnym z natury rzeczy nie ma mowy o demokracji. To puste słowo. Frazes. Wyświechtany. Przecież gdyby była demokracja, to byłaby wolność słowa.
Ktoś powie, że jest wolność słowa, skoro mogę pisać i publikować w Necie, co tylko mi ślina na jęzor przyniesie. Zgoda. Polska zmienia się. Już nie jest państwem, sensu stricto, policyjnym. Mamy Internet. Ale do wzmiankowanej wolności słowa, droga wyboista i daleka. Gdyby była wolność słowa, to byłoby rzetelne dziennikarstwo w kilku, dajmy na to, stacjach telewizyjnych.
A przecież któryś ze świecznika nie tak dawno powiedział: kto ma TV – ten ma władzę! Zmienia się ekipa rządząca i na ten tychmiast przewraca się Radiofonia z Telewizją. Bo przychodzą nowi ludzie. Gdyby była wolność słowa, to byłoby dużo różnych gazet. Na równych prawach. Idzie mi w tym miejscu o coś takiego, jak równowaga opinii.
W Polsce funkcjonuje upublicznienie maksymalne, tylko takich informacji, które są na rękę aktualnie panującym. A gdzieś umknęła właśnie banalna, trywialna, wzmiankowana wcześniej - równowaga opinii... Za lub przeciw.
Dopiero po spełnieniu tych warunków i paru innych, żylibyśmy w kraju, w którym są możliwe wybory demokratyczne. Ale też czy taki kraj istnieje? Bardzo chciałbym wierzyć, że tak. Ja mogę napisać. Mogę się odezwać. Ale ile osób przeczyta moje przemyślenia? Albo ile zechce wysłuchać argumentacji, że jednakowoż, z tą polską demokracją jest co nieco na bakier.
Jest mi cholernie przykro, że mam takich a nie innych „rządzących liderów”. Obłudnego premiera, który na przykład w sprawie emerytur, co miesiąc mówi coś innego. Świdrującego kaprawymi oczkami w kierunku budżetu prezesa od straży pożarnych. Patrzącego co by tu jeszcze rąbnąć dla swojego elektoratu.
Ministra od finansów mówiącego z angielską flegmą, że reformy nie są potrzebne. To za ile lat będą potrzebne reformy w kraju, w którym wszystko działa na zdezaktualizowane słowo honoru? Wreszcie głównego maga i czarodzieja drugiego planu, udekorowanego ostatnio bez aplauzu. Cóż, skoro prezydent honoruje wysokim odznaczeniem, postać, co najmniej kontrowersyjną, to mnie maluczkiemu, zostaje ino przekonanie, że jaki odznaczany, to taki sam odznaczający. Bo co innego?
Inne tematy w dziale Polityka