Pożytek przynosi nam stosowanie zasad a nie ślepa wobec nich uległość. Charron
OVERALLS FOR THE REST OF MY LIFE
Wiele lat temu, kiedy spotkałem kolesia z dzielnicy - kryminalistę, bo siedział, za uderzenie milicjanta, kiedy, w tym samym czasie obtłukiwali go trzej inni - długo zastanawiałem się czy mogę podać mu rękę. Świadczy to dobitnie o tym jak bardzo daleko umiejscowiłem siebie od skwierczącej, szarej i ponurej peerelowskiej rzeczywistości. Bujałem w obłokach. Skacząc sobie raz z nutki na nutkę. A innym razem z kwiatka na kwiatek.
Mądry Polak po szkodzie. Dlatego dziś wiem, że poszedłem siedzieć, bo zabrakło wyobrażni! I nie tylko mnie. Nie zmienia ten fakt, pokutującego w Narodzie stereotypu, że jak już siedzi, to winien! Jednak, może inaczej..... niech będzie, że winien, ale przecież wcale nie musiał siedzieć! Jestem przekonany, że gdyby szanujący się kryminalista i nie tylko kryminalista - dowiedział się, za co w wolnej Polsce wyłapałem rok więzienia to dostałby zajadów od niekontrolowanego śmiechu. Fakt.
Chichotali klawisze. Znajomi dziennikarze. Spore grono zupełnie obcych ludzi. Nawet prokurator zadał retoryczne pytanie: - czym się kurwa, oni zajmują....? Ale cóż z tego skoro wokół manifestowana radość nawet o milimetr nie wpłynęła na uchylenie więziennej bramy. Kto tam wszedł to już nie wyjdzie ....
Tylko raz kiedy zagraliśmy koncert wydostaliśmy się z kicia bezproblemowo. Żegnani aplauzem i uśmiechami pensjonariuszy. Choć i wtedy jakiś dupek w mundurku nie dość, że rewidował, to jeszcze profilaktycznie nakrzyczał, żeby broń Boże, nie brać żadnych grypsów. Wczesniej nie wyjawił: co to jest gryps? Ja nie wiedziałem.
O więzieniach i więźniach wtedy tylko jest głośno, kiedy ktoś zwieje. Albo pójdzie po kraju spektakularna eksplozja. Czyli siwy dym. Bunt. A jeszcze lepiej jeśli przy okazji, kilkunastu opryszków przeniesie się w trybie pilnym do krainy wiecznych łowów. Ale wtedy też słyszałem: powywieszać swołocz do końca i będzie spokój! Od wieków populacja krystalicznie uczciwych - wiesza psy i co tylko może, na pechowcach, którzy dali się złapać. A dajmy na to, eks minister Sobotka czy inna Jaskiernia ze Zbychem, Rychem, Mirem w tle, to już obligatoryjnie.
Wychowywałem się w normalnej, mieszczańskiej rodzinie. Starsza siostra, ze względu na dzielącą nas, różnicę wieku, do dziś jest dla mnie Mamą nr 2! Ojciec codziennie wędrował do pracy. Mama prowadziła gospodarstwo domowe. Kwartet doskonale uzupełniała babcia, troszcząc się o to, aby nikt z nas, nie próbował nawet w myślach - omijać reguły zawarte w Dekalogu. Mickiewicz, Słowacki, Norwid, Sienkiewicz ku pokrzepieniu serc, Reymont, Prus i inni wielcy - spokojnie pomieszkiwali sobie w specjalnie przystosowanych, dla ich twórczości - regałach domowej biblioteczki.
Jeszcze przed inicjacją pierwszoklasisty - słyszałem o Grunwaldzie, wiktorii Sobieskiego, kosynierach Kościuszki, Pułaskim. O Marszałku. Ale też o Katyniu. Wiele nie rozumiałem. Ale o tym w domu rozmawiali dorośli. Choć nie miałem najmniejszego wpływu na datę mojego poczęcia, to kilkanaście miesięcy, z jeden raz tylko danego mi życia - przewaletowanych w komuszych kryminałach stanowi zupełnie inną bajkę. Tyle, że trudno z nią żyć. A jeszcze trudniej o uśmiech.
Do roku 1989, żyłem przecież w mocno popieprzonym kraju. Gdzie nie tylko ochoczo wsadzali za pietruszkę ale bili uczniów za kopanie piłki na boisku. Za to, że staliśmy po domem i z gitarą, cichutko podśpiewywaliśmy aktualne radiowe przeboje. Wywozili do lasu. Za nieco tylko dłuższe włosy .... Dziś mój kraj, mówiąc bardzo oględnie, jest tylko mocno dziwny. Końcowa teza też jest niezbyt optymistyczna.
Jeśli Kolumbowie Rocznik 1989, z natury nie mający pojęcia o komunie. Stanie wyjątkowym. Wojennym. Pomarańczach kubańskich - dwa razy do roku. Pustych sklepach. Reglamentacji. Wielodobowych kolejkach. Autami na talony rodem z komitetu etc., etc., - wreszcie ekspresowych wyrokach. Więzieniach. Obozach pracy - charakteryzujących państwo policyjne. Jeśli to pokolenie nie wykorzysta w pełni szansy, jaką daje mocno zapóźnione doszlusowanie do Europy, gdzie nasze miejsce to na bank obudzi się z ręką w nocniku. Ponownie pod suwerennym protektoratem barbarzyńców niekoniecznie zza wschodniej miedzy.
" DZISIAJ, SIEDEMNASTEGO STYCZNIA TYSIĄC DZIEWIĘĆSET CZTERDZIESTEGO PIĄTEGO ROKU NASZE PEŁNE CHWAŁY WOJSKA OSWOBODZIŁY MIASTO wARSZAWĘ. WIECZNA SŁAWA BOHATEROM ARMII CZERWONEJ POLEGŁYM W DZIELE OSWOBODZENIA OJCZYZNY. ŚMIERĆ NIEMIECKIM NAJEŻDŻCOM. STALIN ".
Utrata wolności i niepodległości przez mój kraj, była kosmiczną katastrofą. Utrata mojej osobistej nic nie znaczącym pyłkiem na grządce w malutkim ogródku cioci Marysi. A jeśli dołączyło uczucie bezmiernej krzywdy. Kiełkował bunt. I trafił na podatną ściółkę. Negowałem dosłownie wszystko. Przede wszystkim nieuleczalnie chorą sprawiedliwość. Urojoną. Fikcyjną. Przychylną dla możnych i uprzywilejowanych.
Bo prawo jest jak pajęczyna, bąk przeleci a muchę zatrzyma. Trutni jest zaledwie mikroskopijny margines. A dla milionów ślepą jak kret. Po kolei. Czy ktoś zapytał głośno, dlaczego w dwukrotnie większej Francji - siedzi raptem 40 tysięcy więżniów? Nie sądzę. Myślę też, że nad Sekwaną zdecydowanie częściej latają po ulicach z armatami wieczorową porą, aniżeli nad Wisłą. Nic straconego. Wszystko przed nami. Nowe kadry z zapałem edukowane na przyspieszonych kursach w Prószkowie i Wołominie jeszcze nie raz pokażą pazury. Już wszystko idzie w dobrym kierunku. Choćby sprawa biednego Olejnika. Na której wyłożył się mój ministerialny idol. In minus. Bo to co zgniły do imentu zachód już przerabiał - na bank zagości u nas. Tak jak choćby narkotyki czy pornolandia.
Mój koleś z ławki szkolnej miał tatusia. A tatuś pływał na Batorym. I ze strefy dolarowej przemycił niecnie, nie dolary a dwa świerszczyki. Pierworodny tatusia nieopatrznie odkrył kolorowe pisemka. Skrzętnie i głęboko ukryte w komodzie pod pościelą. Kiedy z wypiekami na twarzy oglądaliśmy nagie kobiety z innego niż nasz - obszaru płatniczego - wypowiedziałem spontanicznie niniejszy tekst: Zobaczysz ! Jak komuna fiknie to takie książeczki kupisz w kiosku.... Miałem rację? Prorok czy cóś? Zdarzenie miało miejsce w okolicach 1973 roku.
Dziś za kratami RP przebywa około 110 tysięcy ludzi. Sporo jeśli przyjąć za odpowiednik - średniej wielkości miasto. Produkowani taśmowo więźniowie, nie tyle przez porąbany kodeks karny, co przez zawiadujących nim ludzi - na okrągło zapełniają lochy Najjaśniejszej. Bo nic się nie zmienia.
W ubiegłym tygodniu, znajomy bez pracy od dłuższego czasu. Niepalący. Abstynent. Normalny ojciec dzieciom - wyłapał sporą grzywnę od sądu grodzkiego za ..... przejazd bez biletu. Podróżował w poszukiwaniu pracy. I co ja mogę myśleć o takich sądach? Zachowam to dla siebie...
Choć z pokorą muszę przyznać, że raz komuchom coś się udało. Spadkobiercy Ziutka Słoneczko i komunistycznego raju, właśnie kajdaniarzami zapychali kadrowe dziury różnych Hut Lenina, Oddziałów Robót Torowych PKP, firm budowlanych, fabryk mebli, etc... Ale więźniowie mieli pracę.
W roku 1987 czterysta pięćdziesiąt osób, więźniów z zakładu karnego Nowa Huta Ruszcza, codziennie pomagało utrzymywać w ruchu słynny kombinat. Imieniem wodza rewolucji. Niejakiego pana Lenina. A była to już wtedy agonia kolosa. O czym opowiadali mi ludzie pracujący w hucie od chwili powstania zakładu.
Opowiadali też o perfidnym planie komunistów aby za użytecznym pośrednictwem klasy robotniczej, wypchnąć z obiegu i stłamsić krakowską i tak przetrzebioną inteligencję. Bo własnie w tym celu wybudowano kombinat. I właśnie w tym miejscu.
Ale .... Ale klasa tzw. robotnicza szybko ocknęła się z letargu. Pewnej nocy kilkuosobowa grupka postawiła pod ogromnym postumentem i pomnikiem ku czci wiecznie żywego - stary rower, stare buty i wysłużoną kufajkę. Rano tysiące ludzi spieszących na pierwszą zmianę, czytało z zachwytem, wymalowany na ogromnym kartonie napis: bierz kufajkę, rower, buty i .... SPIERDALAJ z Nowej Huty ....
O tym zdarzeniu i wielu, wielu innych słuchałem z otwartą i rozciągającą się ze zdumienia - japą. Wspaniała Załoga i Ludzie swoimi relacjami, z powodzeniem rekompensowali zagrabioną mi w majestacie prawa - wolność. Ponadto pracowałem. Co by nie było. Smakowity, kotlet schabowy, który codziennie zajadałem jako modelowy darmozjad z nad morza - pachnie do dziś.
Każdemu człowiekowi przyświeca jakaś idea. Więźniowi też. Jeden pracuje, bo w perspektywie warunkowe zwolnienie. Inny bo poprzez pracę w więzieniu o wiele prędzej wyskoczy na wwarunkowe przedterminowe zwolnienie. W tym kontekście leżenie bykiem nie popłaca. Drugi pracuje, bo zapragnął nabyć wielką jak Mont Everest - wypiskę. Trzeci pragnie pospolitej odmiany jaką umożliwia prozaiczne wydostanie siebie samego, poza obrys celi. A czwarty jest osobnikiem komunikatywnym i lgnie do ludzi jak miś do miodu. Klinicznym przypadkom, wręcz jednostkom - wystarczało: koryto, kojo i telewizor.
Z opowiadań stażem starszych więżniów, wiem o praktykach niezrównanego krasomówcy i oratora, koniecznie towarzysza Wiesława, który wpędzał kryminalistów, więźniów politycznych i Bogu ducha winnych, poborowych do kopalń węgla. I to w takie miejsca, na które nikt nawet bardzo napity nie chciałby spojrzeć. Nawet z daleka. I to za żadne pieniądze.
W tymże samym roku 1987 - stu kierowców pokutujących w malutkim, zakopiańskim ośrodku dla opryszków nieumyślnych, było wręcz rozrywanych codziennie, przez zakopiańskie firmy. Państwowe. Miejskie Przedsiębiorstwo Gospodarki Komunalnej. Kombinat Budowlany. Hurtownie spożywcze. Magazyny. Miejskie Przedsiębiorstwo Oczyszczania. Zakłady Mięsne. Wreszcie rzeźnię. Komuchy z centrali, wiedziały co robią - zlecając satelitom w socjalistycznych sądach produkcję masowego recydywisty .... za pietruszkę. Bo to właśnie więźniowie we wszystkich socjalistycznych przedsiębiorstwach, wykonywali najbardziej brudną robotę. I bez więźniów te wszystkie firmy nie miały racji bytu.
Jak na ironię losu, sam doświadczyłem niewolniczego piętna. Jak do tego doszło? Standardowo. I na dodatek w majestacie porąbanego, psudo-prawa. A sprawiedliwi inaczej - przylepili mi etykietkę recydywisty.
Kiedyś rozbiłem z premedytacją w centrum miasta ogromną szybę wystawową. Był to akt protestu. Osobisty. Czysta desperacja. W czasie półrocznego koncertowania w Finlandii moje mieszkanie zajęli "dzicy lokatorzy". I nie było na nich mocnych. A rozbitą szybą chciałem zwrócić uwagę na mój lokalowy problem. Absolutnie ponad wszelką wątpliwość, nic nie ukradłem. I nawet nie miałem takiego zamiaru. Oczekiwałem spokojnie, ku zdziwieniu przechodniów na przyjazd milicji. Zresztą o telefon do komendy poprosiłem panią z apteki tuż obok. Ale wyrok i tak się znalazł! Tyle, że w zawieszeniu.
Tuż przed upływem 5 lat od tego zdarzenia, wychyliłem ufnie rękę po zasiłek ministra Kuronia. Przez dwa miesiące stałem w kolejce niewinnie jak aniołek. A po upływie kolejnego już nie. Na dodatek okazało się, że ten trzeci zasiłek nawet wyłudziłem ! Nie mogłem przekroczyć określonego przez ustawodawcę pułapu wysokości miesięcznych dochodów. A przekroczyłem o dwadzieścia kilka złotych. I w jednej chwili pajac, nazywany tu i ówdzie sędzią - przyłożył mi dozgonne logo recydywisty.
Powędrowałem pierdzieć w pasiak na prawie dwa kalendarze. Dwa lata. Skrupulatnie doszukali się rozbitej pięć lat wcześniej szyby i odwiesili historyczne zawiasy. A przecież nie w szybie tkwi istota problemu. Nawet wybitej. Lecz w wakatach oczekujących w rozlicznych państwowych firmach. Z utęsknieniem wypatrujących zdyscyplinowanych i karnych niewolników XX wieku. Tu, uwaga! W jednej pracowałem na etacie umysłowego. W biurze. Przy biurku. A koleżanki parzyły kawę i przynosiły z domów smakowite śniadanka.
Nie warto dopowiadać, że to co wypłacano nam za miesiąc sumiennej i rzetelnej pracy - szydziło z nas okrutnie. A osiemnasto, czy dziewiętnastowieczny system niewolnictwa w USA jawił się nam, jak przypadkowa wygrana w totolotka, albo nieustające wakacje w Disneylandzie. Z niewolnictwem kojarzyła się jeszcze jedna wspólna płaszczyzna. Tu też bili. I to profesjonalnie.
Rodzina spoglądała na mnie z rezerwą. Coś z nim nie tak? Potencjalny pracodawca znikał jak kamfora, kiedy tylko dowiadywał się, że byłem karany. Magiczne słowo .... Jeśli nie miałbym w sobie na tyle siły, by przebrnąć przez wolnościową biurokrację. Bezduszność. Małostkowość. Schematy. To zamiast cieszyć się, umiarkowanie odzyskaną wolnością mojego kraju - raczej odsiadywałbym, któryś z kolei wyrok.
Piszę o sobie. Piszę też o ludziach, którzy wcale nie muszą zaliczać kolejnych, naznaczonych komuszą recydywą - wyroków. Mogą z powodzeniem, jeśli nie z sukcesem, egzystować na wolności. Choć większość z nich, umownie tylko mówiąc, miała porąbane dzieciństwo. Dorastanie. I niepełną edukację. Skomercjalizowana na maksa Temida, na dodatek i ślepa i głucha, nie ma czasu, by przyjrzeć się z bliska tragedii jednostki, wpuszczonej w prokuratorsko-sędziowski tygiel.
Osobny problem w więzieniach tyczy dewiantów. Ale też gdzie ich nie ma! W pudle jest to o tyle dotkliwe, że wszelkiej maści charakteropaci skondensowani są na niewielkiej przestrzeni. I nie można zwyczajnie przejść do innego pokoju, bo klamek - niet! Ale jak to zwykle u nas zawsze znajdzie się ktoś kto wyleje dziecko z kąpielą. Dozorcy nagminnie zamykają w jednej mokroskopijnej celi: pospolitego złodziejaszka z odlotowym czubkiem, lub osobnikiem skrzywionym na tle agresji. Psychopatą czy wreszcie maniakiem seksualnym. Bo jak inaczej nazwać indywiduum molestujące pięcioletnie dziecko.
Więzienne mury szczelnie kryją swoje tajemnice. Od czasu do czasu można zobaczyć w mediach okrutnego bandziora recydywistę. Bo okrutni też bywają. Nie mniej jednak od środka wszystko wygląda trochę inaczej. Wizerunek więźnia jest trochę inny. Facet, oczekujący na przystanku na nocny autobus, zarobił sześć lat więzienia ! Bo wcześniej ktoś inny - naruszył konstrukcję kiosku. Posadowionego tuż obok przystanku. Znam człowieka. Czytałem akt oskarżenia. Tak dęty i niespójny, że aż strach.
Sam głęboko wierzyłem, o święta naiwności, że po 89 roku coś drgnie. Coś się zmieni. Znormalnieje. I co do dziś się zmieniło ? N ic. Maszynki do produkcji skazanych za bzdety mają się dobrze i terkocą jak tybetańskie młynki modlitewne. Dziś jeden tysiąc pięciuset lekko tylko napitych fanatyków Wyścigu Pokoju wypoczywa na koszt podatnika. A dlaczego nie na rachunek Ministerstwa Sprawiedliwości ?
Do głównej kary, jaką jest pozbawienie wolności, dochodzą dodatkowe. I kto wie, czy nie bardziej dotkliwe. Koegzystencja w jednej celi, w zbiorowisku charakteropatów o różnych temperamentach i skłonnościach, już po kilku godzinach sprawia, że nasze marzenia natrętnie biegną w kierunku małego, zielonego cmentarza. Na którym spoczywamy w spokoju. Otoczeni wszechobecną zielenią. Świergotem ptactwa. I lazurowym jak Morze Śródziemne - nieboskłonem. W celi nawet nie musi przebywać dyżurny psychol. Dwóch normalnych ludzi, zamkniętych w pudełku dwa na trzy metry, już po tygodniu skacze sobie do gardła.
Ale to nic! Poraża brak pracy. I to tak dokładnie, jak nie przymierzając perspektywa elektryfikacji Wspólnoty Niepodległych Państw. Pracują tylko jednostki. A przecież wszyscy bez wyjątku mają istotne zadłużenia finansowe. Alimenty. Zobowiązania materialne wobec zakładów pracy. Prywatnych osób. Odszkodowania. Często gęsto tak wysokie grzywny, że utracona wolność to przy nich wywczasy na Karaibach. Dochodzą jeszcze wcale nie złotówkowe koszty procesowe. Przecież wymiar niesprawiedliwości ludowej, też musi mieć z tego gram tłuszczu. Bo z czego będą żyć? Z samych łapówek nie wypada.
Wyobrażnia podsuwa mitologicznego Syzyfa. Co podtoczy głaz po górę, to ten zaraz spada. I tak można do usranej śmierci. Naszej. Bo Syzyf ma to z głowy. Surrealista Dali wysiada. Nie ten przedział. Kwadratura koła. W efekcie wielu ludzi wraca z powrotem za kraty. Zwyczajni ludzie nie żaden margines, nie dają sobie rady w transformacji, jak to mówią mądre głowy, niekoniecznie z telewizji. Więc co tu mówić o kajdaniarzach, których fachmani od umysłu nazywają nieprzystosowanymi!
Sam często obserwowałem staruszkę, eks nauczycielkę, która wpierw ukradkiem a potem już przy otwartej kurtynie, penetrowała codziennie przydomowy smietnik. A zdecydowanie i z dumą odmówiła, kiedy żona wyniosła na talerzu świąteczny poczęstunek.
Czy ktoś potrafi sobie wyobrazić, ile musiałem zastosować kombinacji alpejskich, na pograniczu prawdomówności? Jak bardzo karkołomnych, żeby belfrować w szkole? Nie chcieli zatrudnić do kopania dołów, ale za to dali pracę w szkole. Miałem nie skorzystać? Bo jakiś pacan jeden z drugim zrobił ze mnie recydywistę?
Za długo żyję, żeby nie wiedzieć o ekscesach z ich udziałem. Pseudo strażników moralności. Wcześniej socjalistycznej. Dziś tylko rzekomo niezawisłej. Za bzdurę w imieniu Polski Ludowej wtykał komuś w dupę 5 LAT a o 15 tej łańcuch z fartuchem do szuflady i ....... Szkoda słów ..... Reguła? Pewno nie. Ale też nie wyjątek.
A gdzie normy etyczne tak bardzo przejrzyste dla wybrańców ? Lekarza. Prawnika. Księdza. Polityka. Nauczyciela. Żołnierza .... W wielkim poważaniu czy w Kubie wojewódzkiej. Drugi raz powtórzę, co wesoło podśpiewywano już w XVI wieku: prawo jest jak pajęczyna, bąk przeleci a muchę zatrzyma .... - Trutni jest zdecydowanie mniej. Ale wtedy co ze swoim wypaczonym przez sędziego - życiem, mają zrobić tysiące małych muszek ?
Kto odda lata, czy nawet miesiące spędzone w więzieniu za darmo. Zupełnie niepotrzebnie. Bo komuś innemu zbrakło wyobraźni?
Problem i retoryka ani odkrywcza ani nowatorska. Zezwala jednak na zatrzymanie w określonym miejscu darwinowskiej ewolucji. I zastosowanie drobnej manipulacji. W efekcie, której chętnie pozostałbym na drzewie. I wcale nie chciał z niego złazić. Rewelacyjne programy: Discovery, National Geographic - dobitnie przemawiają za światem zwierząt. Zdecydowanie bardziej przejrzystym, klarownym i czytelnym.
Kiedyś wpadło mi w ucho: człowiek to brzmi dumnie! Choć teraz na podorędziu nie znalazłem sensownej alternatywy, to polemika na topory bojowe - pewna! Ale to nie jest temat, który warto poruszać w listach do domu.
Podobno więzienie deprawuje i degeneruje wszystkich bez wyjątku! Ale tylko podobno.... Spustoszenie psychiczne zdecydowanie częściej dotyka więzienny proletariat, więziennych muzułmanów. A z każdej szpary w celi, jak szydło z worka, wyłazi stara jak świat prawda o równych i równiejszych. Ustosunkowany, ze szmalem w kieszeni, odpowiednio skoligacony, pozostanie na zawsze czysty i niewinny jak niemowle. Ja zaś i mnie podobni, na zawsze zostaniemy kryminalistami. Zdecydowanie wybieram drugi wariant. Jest gwarantem czystego sumienia i spokojnego snu. Choć to dziś anachronizm.
W 1989 roku, metodycznie poszukając pracy, przelicytowałem ośmiu kandydatów do jednego etatu i .... trafiłem etat umysłowego. Do tego blisko domu. Umowę otrzymałem na czas nieokreślony. Dziękczynnie poklęczałem na kościelnej posadzce i do roboty, do roboty - jak podśpiewywano wesoło w latach pięćdziesiątych. I co? Orgazm trwał dwadzieścia sześć dni. Do chwili w której dotarł do dyrektora kwestionariusz tyczący mojej karalności. Chłopina zasapany przybiegł aż do domu żeby wynegocjować odejście z firmy. Nawet był uprzejmy i osobiście załatwił L4 - do końca miesiąca.
A przecież jest proste jak drut, w którym miejscu jest zapętlenie. Odbyłem karę więzienia za czyn, który w każdym innym, cywilizowanym miejscu, nie kwalifikowałby się nawet do udzielenia nagany.
W tym tylko jedynym punkcie zgadzam się z Mirem, że Polska to dziki kraj. Sądy utknęły w piramidalnej niedrożności systemu. W bajorze krzywdy i bezprawia. W imieniu iluzorycznego i fikcyjnego majestatu. Vide ostatni kwiatek do kożucha niejakiego Jabłońskiego. Represja dotyka boleśnie a serial wciąż nabiera rumieńców.
Przecież wtedy bardzo potrzebowałem pracy. Chciałem pracować. A przełożony hipotetycznie, mógł być nawet z mojej pracy zwyczajnie zadowolony. Stary złodziej, taki co to z zasadami, kiedy usłyszał litanię zarzutów pod adresem młodego Wałęsy, tylko westchnął .... Ktoś inny miałby momentalnie na plecach - minimum sześć lat. Za samo przekroczenie progu sali sądowej.
A wtedy nikt nawet nie spekulował. Po prostu wiedzieliśmy, że Junior wyjdzie na czysto.
W tym kraju rzadko wykonujemy swoją pracę porządnie. Po gospodarsku. Dominuje kłamliwa bylejakość. A kilka lat wcześniej wyartykułowana - pomroczność jasna - wyziera z każdego zakamarka. Panoszy się, rozpycha łokciami - prowokując starcie inteligencji, sprytu, woli z bezduszną materią.
Czy można myśleć o pogodnym jutrze, wiedząc, że prawo i moralność, przypisane jest jak chłop do ziemi - silniejszemu, bo ze szmalem w kieszeni ? Można.
Pod warunkiem, że o poranku, w południe, wieczorem i głęboką nocą, będziemy powtarzać jak mantrę: - Boże użycz nam pogody ducha abyśmy godzili się z tym czego nie możemy zmienić...
... Bo jeśli nie, to prędzej, lub trochę póżniej i tak trafimy do czubków. Gdzie nam będzie ciepło i dobrze. A nawet dadzą jeść. Możemy też alternatywnie dołączyć do legionów bin Ladena.
Powiemy skąd przychodzimy i wyjawimy nasze jedyne marzenie, którym będzie zdetonowanie nas samych, przy pomocy dynamitu w zaprzyjaźnionym sądzie rejonowym .....Bezwzględnie w dzień wolny od pracy.
Dziś pracuję za granicą.
Mój szef jest ze mnie bardzo zadowolony.
Jego goście tożsamo...
Od pół roku jest ze mną moja ukochana żona i .... i zupełnie nie mamy ochoty wrócić....
Ani dziś.
Ani jutro.
Ani nigdy...