Następną instytucją, którą dobrze pamiętam, była duża firma, produkująca obuwie. Stan wojenny przeflancował mnie z sympatycznego Hanysowa, w pobliże jednostronnie ukochanego Krakowa. W dziale socjalno-bytowym fabryki- robiłem kolonie letnie dla dzieci a turystykę i rekreację dla wszystkich. Czyli całej prawie siedmio tysięcznej - załogi.
Zajęcie wdzięczne. To co sam wymyśliłem od razu wprowadzałem w życie. Posiłkując się nieśmiertelnym preliminarzem i wspólną bo socjalistyczną monetą. Gdybym mógł wydawać jeszcze do woli ... W każdym razie pobory były nieciekawe a najgłówniejszy przełożony - przeszkadzał w związku z nieuleczalną głupotą.
Nadgryzaliźmy do krwi wnętrze jamy ustnej, żeby w głos nie parsknąć śmiechem, gdy Główny Specjalista wchodził do naszego pokoju. Wytrzymywał dzielnie taksujące spojrzenia naszej piątki i oznajmiał scenicznym szeptem: - W poniedziałek jade na symfozjum do Poznania ...
Z poprzedniego stanowiska, rzecz jasna kierowniczego, wyleciał z takim hukiem i trzaskiem, że gdyby nie charakter w nogach, to ani chibi, zostałby zlinczowany przez własny wydział na produkcji. Robotnicy gonili własnego przełożonego aż do samych drzwi biurowca. A tam dopiero straż przemysłowa własną piersią powstrzymała szarżę rozwścieczonych ludzi. A było tak.
Zamiast rozdzielić sprawiedliwie, przyznaną dla całego wydziału, kwartalną premię, Kolega Kierownik zamyślił sobie za wydziałowe pieniądze wystawić osobistą łazienkę. Więc kiedy tylko do ludzi (górali), dotarł przeciek z informacją na co została spożytkowana a przypisana im, jak chłopu ziemia, kwartalna premia - momentalnie nastąpiła eksplozja. Wprawdzie zdmuchnęła faceta z "kierowniczego" na produkcji ale po linii głęboko partyjnej, bo jakżeby inaczej, wydmuchała na Głównego Specjalistę w biurowcu. Nie dość, że w pobliże Dyrekcji, to na dodatek wpadł pod opiekuńcze skrzydełka, uzbrojonej po zęby, straży przemysłowej.
Główny miał dwóch zastępców. O tym kim był Pierwszy, dowiedziałem się bardzo prędko. Bowiem do niego biegaliśmy po niezbywalny a socjalistyczny atrybut władzy, jakim bez wątpienia była pieczątka. Wpadam do naszego pokoju: - Słuchajcie, gdzie jest Bronek ...? - Poszedł na "ług" ! - odpowiedziała grzecznie koleżanka Marysia . I tak też wysłyszałem: na ług ! Lecz jeśli tylko odrobinę zmienimy akcent i pisownię, pojawi się wyraz: nałóg. I faktycznie pryncypała od pieczątek wessało na calutkie trzy dni. Ale był jeszcze drugi zastępca głównego specjalisty.
Mocarny facet ! Z fakultetem zagranicznej, specjalistycznej uczelni w kieszeni. A mógł podpisywać tylko kwity magazynowe, dotyczące wydawania odzieży ochronnej. Ludzie trzymajcie mnie ! Ten facet to pan Władysław Skalski, za niedługo poseł do Sejmu Najjaśniejszej ! Choć mu nie było wolno, to i tak Władek jak rasowy konspirator , często znikał na produkcji. Wykorzystywał każdy dogodny moment dla spotkań z robotnikami na wydziałach. Wtedy do pokoju wpadał jak huragan, Najgłówniejszy Specjalista i pianą na ustach (fakt) - wyrzucał nas wszystkich na poszukiwanie wichrzyciela i antysocjalistycznego elementu: - Jak mi go tu zaraz nie znajdziecie, to wszyscy WONNNN ..!!!!
Poznałem wielu wspaniałych ludzi. A kiedy załatwiłem z Dyrektorem Południowej DOKP - bezpośredni skład osobowy z Nowego Targu do Łeby, na kolonie letnie naszych dzieci, to sam zniknąłem. I to aż na całe dwa dni. Ale wszyscy wiedzieli, że baluję w Zakopcu z krakusowymi kolejarzami. I mam nawet na to fundusz reprezentacyjny ! Reasumując ! Ciągnęło do domu !
W sprzyjającej chwili nawiałem. Do dziś wspominając uśmiechy. Będące najwspanialszą zapłatą, za udaną imprezę, wycieczkę, turniej, czy kolonie.
Inne tematy w dziale Polityka