Komentuj, obserwuj tematy,
Załóż profil w salon24.pl
Mój profil
1954krawiec 1954krawiec
186
BLOG

Gdzieś tam w EU - Karta obiegowa cz.1/31

1954krawiec 1954krawiec Polityka Obserwuj notkę 0

           Od dwu lat bez mała pracuję i mieszkam za granicą. Długo ?  Niespecjalnie.   Ale  podziwiam  i  zawsze będę podziwiał niezmiennie autochtonów.  Z ich  spokojem promieniującym z ulic.  Skwerów.  Sklepów.  Przystanków.   Z wielu godzin przepędzanych z nimi razem w pracy.              

           Ludzi bezinteresownie uśmiechniętych.  Życzliwych.  Pogodnych.  Skorych do pomocy.                             

          Ale przede wszystkim żyjących  przewidywalnie.   Więc  niezestresowanych.  Czytających w kawiarniach gazety i książki.  Mających na to czas.  Żyjących w przewidywalnym rytmie codzienności.    

          Przewidywalność to dar wprost od samego Boga.  Jej ewidentny niedobór smakowałem przez całe 50 lat.   Tutaj na pół roku przed,  mogę zaplanować, gdzie spędzę urlop.  Zarezerwuję bilety.  Poczytam o magicznych miejscach, które chcę zwiedzić,  zerknę w miejscowe smakołyki,  itd., itd, ...                    

           Najistotniejszy fakt, to świadomość posiadania na wyłączność stałej pracy.  Z tego wynika precyzyjnie, że w moim kraju nikt specjalnie się mną nie interesował.  A tu  mnie chwalą. Doceniają.  Codziennie otrzymuję tyle wyrazów wdzięczności, podziękowań, że aż obawiam się czychającej za węgłem pychy.  Próżności.  A sama praca też dostarcza mi wiele wzruszeń i sprawia ogromną satysfakcję.    Radość porównywalną do wyidealizowanego mariażu pasji z gratyfikacją.   W Polsce oscylowałem pomiędzy bylejakością  a  przypadkami, gdzie honorarium za moją pracę delikatnie tylko przybliżało się  do poziomu akceptowalnego.  Akceptowalnego  wszędzie.  Tylko nie w Polsce.                

           Z perspektywy dwu tysięcy kilometrów Polska przypomina osobnika, który usiłuje zjechać z wysokiego wzniesienia na sankach. Po asfalcie. Lekko tylko przyprószonym śniegiem. Czynność karkołomna. Niesatysfakcjonująca.  Emanująca zgrzytem płóz o podłoże.  

           Przecież jest, za klasykiem, oczywistą oczywistością,  że zdecydowanie wolałbym mieszkać u siebie. W Polsce.  W moim choć komunalnym, ale poprzez niezliczoną ilość remontów i modernizacji, wychuchanym domeczku. Mieszkanku.  Pośród swoich.  Bo tutaj na zawsze będę tylko białym emigrantem.

          Kiedy mój kraj znormalnieje ?  Pytanie bez odpowiedzi... Czy w ogóle kiedyś znormalnieje ?                                               

         Skoro wczoraj przeczytałem o hucznej inauguracji festiwalu piosenki rosyjskiej.                                   

          Jestem Polakiem, więc co i ile zawdzięczam Rosji ? 

          Niewolę pod zabory.                                                                                                                                  

          Wywózki na Syberię.                                                                                                                                  

          Permanentną  rusyfikację.                                                                                                                                     

          Akt przyjaźni 17 września 1939 roku.                                                                                                             

          Katyń.              

          Niewolę mojego Ojca.                                                                                                                                                                  

          I wiele innych nie odkrytych jeszcze  miejsc pochówku pomordowanych Polaków.

          Wreszcie po roku 1945 na bagnetach przyniesiony świetlany ustrój, pod batutą jeszcze bardziej świetlanego oprawcy. Ziutka Słoneczko.                                                                                                                

          Okresy terroru. Ze skrytobójczymi ale też w majestacie prawa - mordestwami polskich patriotów.

          Ale to wszystko wiem.  I nie mogę sam ze sobą dojść do ładu.  Za co dziś temu wielkiemu Narodowi malutka, maltretowana, przez tenże Naród Polska - ma fundować jego własne festiwale ? 

          Tak myślę, że idea rosyjskiego festiwalu to tylko skutek, odprysk. A przyczyna tkwi zupełnie gdzie indziej.  I jest mocarnie umocowana.                                                                                                

           W zakulisowych paktach zawartych niejako przy okazji okrągłostołowych pseudo negocjacji.

           W nikczemnym handelku Polską, bez udziału Polaków.  Czyli mówić wprost - kupczeniem pomiędzy rzekomo oddającymi władzunię a rzekomo przyjmującymi Państwo Polskie.  Z całym dobrodziejstwem inwentarza.

           W paranoicznej, nawet nie księżycowej argumentacji nieomylnego redaktora  pewnej  opiniotwórczej gazety, iż panowie Generałowie są ludźmi honoru. A tylko taki bydlak jak ja,  w roku 1970 rozstrzeliwał Gdynię a moi koledzy kopalnię Wujek.

           W niezrozumiałym odwróceniu ról, w których ciemiężyciel jest patriotą a pan pułkownik Kukliński - zdrajcą.  Mało ? Nie mam siły na więcej.... Zresztą o zmarnotrawionym dwudziestoleciu piszą wszyscy.

           Najważniejsza, przynajmniej dla mnie jest praca.                                                                                      

           Spokój wynikający z faktu, że jutro pójdę do pracy, jest spokojem błogosławionym.                           

           Jak dobry sen.                                                                                                                                                      

           Dobry obiad.                                                                                                                                                    

           Harmonia w Rodzinie.                                                                                                                                                   

           I to,  że nikt w najbliższej przyszłości mnie nie zwolni.                                                                                     

          To też, że otrzymuję godziwą zapłatę.                                                                                                          

          A rozterki i tęsknoty to tylko "przesądy światło ćmiące". Polska Temida, ślepa jak kret,  zdążyła mi odebrać  ładny kawalątek mojego prywatnego życia.  Wyjąwszy tę część na którą być może zasłużyłem. I to życia  raz tylko danego. Więc po co kusić licho, że połakomią się jeszcze na jakiś okrawek ?  Dla korporacji to tyle co splunąć. A dla mnie to kwetia życia lub śmierci ...

 

 

1954krawiec
O mnie 1954krawiec

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze

Inne tematy w dziale Polityka