1954krawiec 1954krawiec
146
BLOG

Gdzieś tam w EU - magistrat/64

1954krawiec 1954krawiec Polityka Obserwuj notkę 0


           Po raz pierwszy dziś musiałem udać się do zagranicznego Urzędu Miasta (odnośnik do rodzimego). Wszedłem mocno wymiękły. Bo to pierwszy raz. Bo nie gadają po Bożemu ... A tu raptem ogromny, przestrzenny hall. Recepcja. Rejestracja. I kiedy stałem w dwuosobowej kolejce, podeszła do mnie młoda kobieta w służbowym uniformie i zapytała: w czym może pomóc? Wyłuszczyłem kwestię. Zapisała coś w elektronicznym notesiku, wręczyła numerek i wskazała wygodną kanapę pod dużym monitorem na którym wyświetlały się kolejne numery i stanowiska.

Ucieszyłem się, że będę miał chwilkę na ponowne uporządkowanie zawartości papierowej teczki na dokumenty ale kątem oka zerknąłem na ekran. Po to tylko żeby zobaczyć, że mój numerek właśnie znika z ekranu ... Drapnąłem teczkowy bałagan pod pachę i jak wicher pomknąłem za filar. Poza którym mieściło się dwadzieścia kilka mikroskopijnych boksów. Dopadłem swojego i dosłownie po pięciu minutach w podskokach opuszczałem zagraniczny urząd miasta. Średniej wielkości bo liczącego około 220 tysięcy autchtonów. Bez uwzględnienia sporej liczby emigrantów zarobkujących.

Porządek w teczce zamiast w klimatyzowanym wnętrzu z dyskretnie sączącą się muzyką, uzupełniłem na niebieskiej klapie pojemnika na śmieci i pomaszerowałem raźno ku świetlanej przyszłości bo akuratnie pomimo lutego było mocno wiosennie i słonecznie. A ludzkość na wyrywki biegała po tretuarach w koszulach. Nawet bez marynarek. Co tłumaczyłem sobie wyścigami z samochodu do sklepu i do restauracji na przerwę śniadaniową.

Sam też przysiadłem na przytulnej ławeczce w malutkim parku zdrzewostanem i roślinnością zupełnie nie podobną do tej jaką napotykałem w swoim polskim mieście.

I pomimo, że dookoła było bardzo przyjemnie, że z potyczki z zagramanicznym urzędnikiem wyszedłem z tarczą  i bez zbędnej straty czasu  to z minuty na minutę robiło mi się coraz bardziej przykro.

W listopadzie ubiegłego roku byłem dosłownie kilkanaście godzin w swoim polskim domu. Z czego dwie bite godziny spędziłem pod drzwiami w kolejce do biurka. Choć wcześniej kilkakrotnie telefonowałem i pisałem e-maile, żeby tylko wyjaśnić sprawę i być tego dnia DOPUSZCZONYM przed oblicze PANI URZĘDNIK ŚREDNIEGO SZCZEBLA w moim urzędzie miasta. I nie najgorszy jest kolejkowy horror. Wszak na "kolejkach" albo na współegzystencji z kolejkami upłynęła mi cała młodość ale co najmniej dziwny sposób podejścia urzędnika do petenta czyli do mnie.  W trakcie wyjaśniania mojej sytuacji musiałem wydukać, że w tej chwili nie przebywam w swoim mieszkaniu bo pracuję i mieszkam za granicą ...

W tym miejscu pani urzędniczka bezceremonialnie przerwała i błysnęła urzędniczym miksem talentu osobistego z urzędniczą inwencją ...  -  TO JAK PAN MIESZKA ZA GRANICĄ TO POWINIEN PAN ZDAĆ !!!  MIESZKANIE ...   -  mam tzw. mieszkanie komunalne.

Zamurowało mnie tak, że nawet nie potrafiłem wyartykułować najmniejszego dźwięku. W głowie uformowało się za to przewrotne pytanie retoryczne:  CZY WOBEC TEGO BĘDZIE PANI NA TYLE UPRZEJMĄ BY ZAPISAĆ DLA MNIE NA KRATECZCE ADRESIK JAKIEGOŚ PRZYTULNEGO MIEJSCA W ŚMIETNIKU  ? NAJCHĘTNIEJ WEZMĘ TAKI PRZY JAKIEŚ RESTAURACJI BO TO PODJEŚĆ MOŻNA. A CZASEM NAWET I NA CIEPŁO...

Wyratowała mnie z opresji koleżanka mojej ciemiężycielki. I potem już wszystko było klarownie.  Za kilka godzin wchodziłem po trapie do samolotu.  Jakoś tak pierwszy raz z radością, że za chwilkę srebrzysty ptak wzleci w przestworza i wywiezie mnie daleko, daleko od tego wszystkiego co zostało na dole ...

1954krawiec
O mnie 1954krawiec

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze

Inne tematy w dziale Polityka