Live is brutal and ful of zasadzka. Do wczoraj. Od wczoraj śpię spokojnie i nawet materiał informacyjny w TV z Polski okazał się o wiele mniej stresogenny. Niż zwykle.
W połowie grudnia zmieniłem miejsce zamieszkania. Stało się to równolegle z zakończeniem dwuletniego kontraktu. W miejscu do którego przyzwyczaiłem się, które polubiłem i w którym poruszałem się swobodnie. Spakowaliśmy z żoną na dwa razy manatki i rozpoczęliśmy nowy rozdział w nowym mieście. Nota bene którego zupełnie nie znaliśmy.
Rozlokowanie w nowym mieszkaniu zajęło mi dokładnie cały okres przed i po świąteczny. I po nastrojowo przepędzonej Nocy Sylwestrowej obudziłem się nie dość, że w Nowym już Roku to na dodatek bez pracy. A więc w zupełnie nie przyjaznej atmosferze.
Moja egzystencja na emigracji tylko wówczas jest oparta o logikę i sens kiedy mam stabilne zatrudnienie. I tak rozpoczął się horror.
Nowe ulice, nowe adresy, wszystko nowe. Czułem się tak jak mógł reagować Krzysztof Kolumb w chwili (był Polakiem wg jakiegoś pana profesora z płw. iberyjskiego), kiedy karawela wynurzała się z gęstej jak mleko mgły i ukazywał się skrawek tajemniczego lądu.
Do tego u mnie dochodził stres petenta wynikający z nie do końca swobodnej artykulacji moich pragnień o pozyskanie roboty w języku tubylców i innych autochtonów.
Sam siebie pocieszałem, roniąc łzę w kąciku, że niesprawiedliwość dziejowa mnie właśnie musiała dotknąć. Bo kiedy moja szkolna edukacja w lingwistyce opierała się o russkij jazyk to dzisiejsze młodsze pokolenia wchłaniają język angielski na on przykład już z mlekiem mamuś.
No, cóż. Biednemu zawsze wiatr w oczy, …. stoi i broda rośnie.
Pamiętam zdarzenie gdy tubylec rzekł był coś do mnie. Tak nie wyraźnie, że nie wyłapałem o co biega. Z rozpaczą wezwałem wzrokiem mego pryncypała, który był z tej samej nacji. I … on też nie zrozumiał. Dopiero ktoś trzeci pośpieszył ze skuteczną odsieczą.
W razie każdym thriller ze mną w roli głównej potęgował natężenie strachu z każdym upływającym dniem. A te spierniczały tak szybko jak szybko kiedyś nawiewałem wcześniej z sąsiadowego sadu po zerwaniu dwóch jabłek. A nieco później przed dzielnymi funkcjonariuszami Zmotoryzowanych Oddziałów Milicji Obywatelskiej. Nie można porównywać dziś Platformy Obywatelskiej do ZOMO ale na pewno łącznikiem jest przymiotnik „obywatelski.” Co samo w sobie ma nie do końca jednoznaczne konotacje.
Pomimo, że byłem odcięty od świata bo dopiero około 10 stycznia firma włączyła komputer to i tak dzielnie chodziłem na rozmowy. Tylko dwa spotkania były na tyle pozytywne, że mogły zamienić klęskę w zwycięstwo ale nie określały terminu od kiedy start. W myśl reguły: podobasz się nam ale oddzwonimy !
Czarna dziura przywoływała mnie coraz częściej. I skuteczniej.
Ot co ! Po dwóch latach sielanki strome schody ? I mam wrócić ?
Do kogo ? Gdzie ? Przecież w Polsce zlikwidowałem prawie wszystko. Zostały gołe ściany w kwaterunkowym mieszkanku …
Aż tu nagle w ubiegłą niedzielę tuż przed dwudziestą drugą telefon. Wczoraj spotkanie i godzinna rozmowa i …
I mam pracę !
Wprawdzie dopiero od 15 marca ale to pan Pikuś. Liczy się bardziej prestiżowe miejsce i co tu ukrywać o wiele większe honorarium.
Idzie wiosna. Słoneczko coraz dłużej uśmiecha się promiennie do mojej skromnej osoby ale za to o szczerym, słowiańskim obliczu i nawet jeśli zgnębiła mnie wczorajsza wieczorna rozmowa telefoniczna z friendem (malutka własna firma) klnącym jak szewc na to co się dzieje w kraju to dziś konstatuję, że życie jest na tyle piękne, że faktycznie aż żal będzie umierać ...
Inne tematy w dziale Polityka