1954krawiec 1954krawiec
76
BLOG

Gdzieś tam w EU - szuflada/81

1954krawiec 1954krawiec Polityka Obserwuj notkę 0

 

Siedzimy sobie (ja) jak nieboskie stworzenia w ojczyźnie naszej. Wyrzekamy na wszystkie możliwe rządy. I wszystkich po kolei polityków. Naszych kolejnych nieudolnych pracodawców … I co się dzieje ? Zupełnie nic. Albowiem tylko marzymy nocami o tym żeby tak wyjechać za granicę … I tam podjąć dobrze płatną pracę. Tylko nic nie robimy w tym kierunku. A dlaczego ? Bo nie mamy na obczyźnie nikogo kto by nam udzielił posłania, miski strawy i dopomógł w znalezieniu roboty. Po prostu mamy stracha.

 

I tak nam upływa dzionek za dzionkiem … Zmiana czasu z zimowego na letni, za kolejną z letniego na zimowy a my pogrążamy się odmętach niebytu z którego wydobywają nas raz dziennie Fakty, gdyż tylko w czasie trwania wzmiankowanego programu informacyjnego odzyskujemy świadomość i wigor.

 

Ale wszystko do czasu … Bo o to o godzinie pierwszej w nocy z minutami rozdźwięcza się telefon w wyniku którego za dwa tygodnie mikrobus wypluwa mój słowiański tyłek tuż przed stolicznym airoportem. I radź sobie sam ! Chciałeś roboty na obczyźnie to masz. Tylko tam dojedź w terminie. Bo statki mają to do siebie, że wyciągając kotwicę wcale nie baczą na spóźnialskich. A sam o sobie zawsze mówię, że pianista na statku znajduje się na samiuteńkim koniuszku łańcucha pokarmowego. Tożsame na stałym gruncie jak i innym mniej stabilnym bo morskim.

 

Schody zaczęły się wcześniej niż mogłem pomyśleć. Miałem więcej bagażu ale też permit od zamorskiego pracodawcy w łapkach. Tyle tylko, że na Okęciu wszyscy mieli to w tyle. Jedna życzliwa dusza gdzieś potelefonowała i mogłem przejść przez bramki.

 

Na statek miałem wnijść w Nizzy. Międzylądowanie w Zurich'u. Nigdy w życiu tam nie byłem. Angielski dobry teoretycznie w kwestiach tylko przywitania z pożegnaniem. Jeszcze przesiadka i hałda bagażu bo pół roku w perspektywie. Jak dwa razy dwa polegnę i to nie honorowo. Skok nad Alpami. I port lotniczy. Nie byłem fizycznie w stanie przemieszczać się z kompletem walizek. Kupkę zostawiałem w zasięgu wzroku a z inną pędziłem na tyle daleko, aby nie stracić z ucz tej pozostawionej bezpańsko. Udało się. Nie pomyliłem bramek i trafiłem do właściwego samolotu. A klęska wisiała tuż, tuż …

 

W Nicei w oczekiwaniu na bagaż strach znów napadł na biedaka. Bo cóż to będzie jak nikt po mnie nie przyjedzie. A miał przyjechać. Jeszcze chwilka stanu graniczącego z paniką i gdy wchodzę do hali przylotów olśnienie ! Jest ! Jest gościu wprawdzie czarniawy jakiś ale dzierży kij z tekturką. Na której napisano Mr … i dalej zestaw liter składających się na moje nazwisko. Nawet z tobołkami pomógł.

 

Tu była wczesna zimna wiosna. Tam pot leciał ze mnie kaskadami. Ale jakoś wgramoliłem się po stromym trapie do środka. Jeszcze trzy godziny formalności z zaokrętowaniem i wylądowałem zziajany na maksa nareszcie we własnej kabinie. Na godzinę padłem na moje marynarskie już łoże. Później wyzbierawszy się zacząłem rozkładać po kątach przywleczony z takim trudem dobytek.

 

Kiedy otworzyłem szufladę malutkiego biureczka to od razu natknąłem się na dwie karnie oczekujące puszki z piwem, Tuborg chyba. A pić mi się chciało jak nie wiem co. I dołączoną, odręcznie napisaną karteczkę od mojego poprzednika: good lucke friend.

Kiedy po pół roku w Hamburgu schodziłem ze statku to pamiętałem że w szufladzie też zostawiłem dwie puszki piwa. I tę samą karteczkę ...

1954krawiec
O mnie 1954krawiec

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze

Inne tematy w dziale Polityka