Prawda nie sprawia w świecie tyle dobrego, ile złego sprawiają jej pozory.
La Rochefoucauld
Z Mistrzostw Świata w Piłce Nożnej, które odbyły się w roku 1990 nie wiele pamiętam. Dlaczego tak się stało? Przecież lubię wymyśloną przez Angoli - kopankę. A jeszcze w wydaniu najlepszych drużyn świata ? Z prozaicznej przyczyny. Po prostu w roku 1990 nie miałem czasu !
Bezwzględne ZERO komfortowej sytuacji pt. DOBRY, MUNDIALOWY MECZ. WYGODNY FOTEL. A W PRZERWIE BIEGUSIEM NA DRUGĄ STRONĘ ULICY DO PANA STASIA, PO PIWKO, KONIECZNIE MADE IN ŻYWIEC. Taki obrazek był wtedy tak nierealny, jak nie przymierzając, science fiction u Stevena Spielberga w III spotkaniach VII stopnia. Każdą noc spędzałem dość ciężko pracując w lokalu gastronomicznym.
Nad ranem łapałem kilka godzin snu. Najpóźniej przed dziewiątą przystępowałem rączo do pełnienia funkcji: kierownika, brygadzisty, magazyniera, kasjera, zaopatrzeniowca, w zależności od aktualnych potrzeb spółki.
Po czternastej rącza transformacja zatłoczonymi autobusami do domu wczasowego na Kamiennej Górze. W którym uzyskałem na okres sezonu letniego, mocno nadwyrężony, żeby nie powiedzieć skompromitowany etat, z kulturą i oświatą w roli głównej, W skrócie: KO-wca.
Te popołudniowe zajęcia, to był w zasadzie relaks. Organizowałem wyjścia w Trójmiasto. Do muzycznego na JESUS CHRIST SUPER STAR. Rejsy białą flotą. I obowiązkowe, nieomal pielgrzymki Hanysów pod Gdańskie Krzyże. W drodze powrotnej koniecznie należało uwzględnić sanktuarium księdza Jankowskiego.
Wieczorem prędziutko prysznic i znów rączo na nocną szychtę do lokalu. Bez oszałamiającego intelektu wniosek może być tylko jeden ! Mundial i wszystko to z czego składa się każdy dzień, było poza zasięgiem. Plusem wymierne korzyści materialne. Bez euforii.
Natomiast minusów było wiele. Wspomnę incydent w trolejbusie. O wiele starsza ode mnie pani, widząc, że śpię na stojąco, uparła się aby odstąpić swoje miejsce. Niezwykłość propozycji i gwałtowne przebudzenie zupełnie pozbawiło mnie orientacji. Wysiadłem na najbliższym przystanku. Kiedy ocknąłem się na dobre pozostał zupełnie nie zaplanowany spacer.
Tak było. A jak jest dziś? Dziś włożę mundialową koszulkę. Nie z Orłem. Z wroną. Wybiegane trampko- korki i spieszę z objaśnieniem.
Tak intrygującym jak historia mojego kraju zamazana pokręconąGRUBĄ KRESKĄ przez spolegliwą, salonową psiarnię. Sytuacja na BOISKU zmieniła się DIAMETRALNIE!
Najsprawiedliwszy sędzia III RP odebrał mi piłkę. Później nastąpiła seria bolesnych fauli. A tuż przed końcowym gwizdkiem KALOSZ z pietyzmem wyciągnął czerwony kartonik i choć przez cały mecz: GRAŁ NIE FAIR, to jeszcze zdyskwalifikował na dwanaście miesięcy.
W DZIENNIKU BAŁTYCKIM red. Zbigniew Branach, w proroczym artykule zatytułowanym: JUTRO NASTĄPI WYBUCH, napisał między innymi tak:
... NADZWYCZAJ REPRESYJNY SYSTEM PRAWNY, BEZ PRZERWY PRODUKUJE SKAZANYCH, W TYM SKAZANYCH ZA PRZYSŁOWIOWE DUPERELE.
SĘDZIOM WIELOKROTNIE NIE STARCZA WYOBRAŹNI ?! ...
Koniec cytatu z moim subtelnym, niewinnym a zabarwionym retoryką pytankiem:
CZY ABY TYLKO WYOBRAŹNI ...?
Wszak już w XVII wieku, wesoło powtarzano: PRAWO JEST JAK PAJĘCZYNA, BĄK PRZELECI A MUCHĘ ZATRZYMA . . . !
A zupełnie niedaleko, bo wczoraj w programie telewizji publicznej profesor Filar powiedział, że : PRAWO to tylko COŚ napisanego na kartce. I z tego CZEGOŚ należy korzystać w sposób MĄDRY, WNIKLIWY i DELIKATNY ...!
W każdym razie w wyniku powyżej wzmiankowanych praktyk, bardziej powszechnych aniżeli odosobnionych, znalazłem się w PUDLE III RP ! Przy czym użyty przez p. Branacha termin: DUPERELE jest absolutnie nieadekwatny do mojego przypadku. Wszak nie o duperele, bzdury, kpinę, wręcz szyderstwo idzie, ale o PRYNCYPIA! Jak to genialnie określił kiedyś prof. J.T. Stanisławski.
SKOMPROMITOWANA nie tylko w mediach Temida i jej TRYBUNI zafundowali mi rok relaksu z przerwą w życiorysie. Jednocześnie z wiktem i opierunkiem w szarym tle.
Nawet nieuważny Czytelnik, w tym miejscu spostrzeże słusznie:
CO TO WSZYSTKO MA WSPÓLNEGO Z MUNDIALEM ? A ma! I to bardzo dużo!
Ale po kolei.
Nie mam sobie w kwestii moralności, bądź jej braku, wiele do zarzucenia. Nigdy nie korciło mnie cudze.
Kiedy za małolata notorycznie objadaliśmy się czereśniami, jabłkami, gruszkami w sąsiedzkich ogródkach, to natychmiast spektakularnie zadziałało karzące ramię Opatrzności.
Gdy umykałem w popłochu z sąsiadowego sadu, to tak niefortunnie przeskoczyłem drewniany parkan, że wylądowałem dupą wprawdzie po drugiej stronie płotu, ale za to na PIEŃKU UŁAMANEGO młodego drzewka. Do dziś widzę i to wcale nie oczyma wyobraźni skręcającą się w paroksyzmie śmiechu, rodzinę. I Babunię, która jedna stanęła na wysokości zadania, przy otwartej kurtynie, opuszczonych spodniach,
wyciągała kilkucentymetrowe drzazgi. Jednocześnie przemywając poorany tyłek domowym specyfikiem, spirytusu z aloesem.
Od tamtej pory czereśnie dojadały szpaki. Dojrzałe jabłka smętnie wyglądały spoza wysokiego parkanu, domagając się zerwania, albowiem sąsiad był zszedł. Ogród pod upadł. Zarósł i zdziczał.
I choć nic nie ukradłem, bez zmrużenia powiek, sąd w 1992 roku wlepił mi dwanaście miesięcy do odsiadki
za WYŁUDZENIE z Rejonowego Biura pracy, dziś kwoty około 20 polskich złotych. Dlaczego śmiałem wyłudzić?
W tym czasie pracowałem na zlecenie. A równolegle uczyłem w szkole. Kiedy przed
końcem roku szkolnego Dyrekcja uprzejmie poinformowała, że w związku
z dziurą w wykształceniu pedagogicznym, nie przedłuży ze mną umowy
o pracę więc zostałem na lodzie. Więc profilaktycznie zarejestrowałem się,
w pośredniaku. Honorarium za równolegle wykonywaną pracę na zlecenie
o dwadzieścia kilka złotych przekroczyło dozwolony przez ustawodawcę
pułap. I w tym miejscu nastąpiło WYŁUDZENIE ...
Wyłapałem rok więzienia i tylko przez chwilę było nijako ...
A usta szeptały: LIFE IS BRUTAL AND FULL OF ZASADZKA ...
Tylko przez chwilę. Bo po wnikliwym przemyśleniu, stwierdziłem ponad wszelką wątpliwość, że właściwie to wygrałem los na loterii. Przynajmniej na rok pozbywając się WSZELAKICH TROSK I KŁOPOTÓW !
Bo nie kto inny, tylko właśnie sąd, w domyśle z WYOBRAŹNIĄ -DOROSŁYM, DZIECIOM, STARUSZKOM, słowem WSZYSTKIM - rąbnął 24 tysiące złotych, przelicznik z roku I994, który to szmal poszedł na moje opryszkowe utrzymanie. I do mundialowego meritum!
To właśnie sąd z WYOBRAŹNIĄ zafundował, że mogłem do woli rozkoszować się Mundialem w USA ! Do dyspozycji były telewizory. Radia. Powtórki meczów, skrupulatnie nagrywane na kasety ze względu na różnicę czasu ...
Oprócz Mundialu, codziennych, godzinnych spacerków wśród kwitnących gladioli, cotygodniowych pluskań pod prysznicem, jest jeszcze wiele innych fajnych rzeczy, o których NIESKAŻONY PASIAKIEM nie ma zielonego pojęcia ! Ba ! Nawet nie istnieje coś tak prymitywnie banalnego jak PRACA ! Raniutko klawisz cichutko budzi na śniadanko. Jeśli długo czytałem przy lampce nocnej, bo zaległości, to i tak nie martwię się o rachunek, za prąd, bo o to przecież już zadbał sąd z WYOBRAŹNIĄ ! Celka milutka. Wręcz przytulna. Kwiatki. Radyjko ....
LEPSZY NA WOLNOŚCI KĄSEK LADA JAKI, NIŹLI W NIEWOLI PRZYSMAKI -
więc nie byłbym wcale aż takim optymistą, gdyby przyszło na DŁUŻEJ – stawać mi w szranki i koegzystencję
Z WIKTEM I OPIERUNKIEM w tle ...
A tak z NIEMOWLĘCO CZYSTYM SUMIENIEM mogłem poddać się Mundialowej gorączce...! Bo kto to wie, co to będzie w czerwcu Anno Domini 2012 ...?
Inne tematy w dziale Polityka