1954krawiec 1954krawiec
98
BLOG

Gdzieś tam w EU - terror/99

1954krawiec 1954krawiec Polityka Obserwuj notkę 0

 Ludzie i sprawy mają swoją perspektywę. Są rzeczy, które trzeba widzieć z bliska, aby je dobrze sądzić, i inne, których nigdy nie sądzimy tak trafnie, jak kiedy jesteśmy z daleka.

                                                                                                                                                         la Rochefoucauld

               

Dostałem pracę w piwnym pubie. Ogromne pomieszczenia dla piwoszy mieściły się tuż obok dużej hali targowej. Kiedy pierwszego dnia,  w początkach czerwca 2001 roku, rozstawiłem sprzęt i zbliżyła się chwila rozpoczęcia pracy – zadrżałem.  
 
Widok setki mężczyzn, z których każdy trzymał w ręku kufel z piwem i koniecznie, właśnie w tej chwi­li musiał coś powiedzieć głośno do swojego sąsiada, spowodował, że moje mężne serce zatrzepotało skrzydełkami a kalesony ze strachu latały z prędkością nalewanych przy barze, kolejnych kufli piwa.
 
Grałem w wielu miejscach. Ale w takim jeszcze nigdy.
 
Jak ich ugryźć ?
 
Z której strony ?
 
Co zagrać ?
 
Od czego zacząć?
 
Mętlik w głowie i totalna pustka.
 
Przywitałem gości. Przedstawiłem się i zacząłem grać. Po chwili zauważyłem, że pomimo pozornej obojętności, jednak stanowię centrum zainteresowania.
Ktoś tam też przede mną grał.
 
Ale nie wiedziałem ani kto?
 
Ani jak?
 
Pomyślałem sobie: nie jest źle.  Mogło być gorzej.  Czyli jest dobrze.  Dotrwałem do pierwszej przerwy. Później zacząłem coraz częściej śpie­wać ...  i zaczęło się dziać coraz lepiej. Po każdej piosence wpada­jącej im w ucho rozlegały się brawa.  Któryś z mężczyzn poprosił o SOKOŁY . Zresztą z SOKOŁAMI  to jest cała historia.
 
Kiedyś warunkiem mojej pracy na pewnym WYSOKO postawionym raucie,  z Arcybiskupem i wąsatym -Przewodniczącym,  był repertuar składający się tylko i wyłącznie ze standardów jazzowych. Warunek spełniliśmy.  Wszyscy byli zadowoleni.  Łącznie z pracodawcą.  Impreza z rautem na pierwszym planie, rozwijała się jak w amery­kańskim filmie.
 
W pewnej chwili podszedł do nas mistrz ceremonii,  ten sam, który wcześniej układał nasz repertuar: SWEET GEORGIA BROWN i innych w tym klimacie i konfi­dencjonalnie wyartykułował:
 
PANOWIE SUPER! MACIE PREMIE !  ALE ZAGRAJCIE „SOKOŁY” ! 
 
I w eter popłynęła popularna piosenka:
 
HEJ, HEJ, HEJ SOKOŁY OMIJAJCIE GÓRY, LASY, DOŁY ...
 
DZWOŃ, DZWOŃ MÓJ DZWONECZKU MÓJ STEPOWY SKOWRONECZKU ...
 
Teraz też SOKOŁY przełamały barierę pozornej obojętności. Śpiewali wszyscy. Lody stopniały z prędkością światła. Proszę sobie wyobrazić występ z towarzyszeniem stuosobowego, męskiego chóru ? Pewno można. Ale uczestnictwo, to już frajda dla nielicznych.
 
Tuż przed dwudziestą pierwszą pożegnałem piwoszy i na zakończenie zaśpiewałem Perfektowe -  „PRZEŻYJ TO SAM”.
 
Wtem wszyscy, jak jeden mąż, wdrapali się na solidne, dębowe stoły. Ktoś zgasił światło. W rękach pojawiły się dziesiątki światełek. Byłem wzruszo­ny. BO TO NAPRAWDĘ TRZEBA PRZEŻYĆ!
 
W każdym razie muzyka często łagodziła obyczaje i choć nie do końca, to było lekko, miło i przyjemnie.
Właściciel w każdą niedzielę wywoził mnie na występy gościnne do Jastrzębiej Góry. W ogródku już dla pań i panów przygrywałem do wspólnych śpiewów i tańca. Było fajnie kiedy młode dziewczyny, po przeciwnej stronie ulicy a pracujące w małych budkach z lodami, gof­rami czy frytkami śpiewały razem  ze mną. Wyrażały też głośno swój sprzeciw i dezaprobatę, kiedy ogłaszałem słuszną i konieczną przynajmniej dla mnie, krótką przerwę.
 
Aż nadszedł pamiętny JEDENASTY WRZEŚNIA 2001 ROKU ! Wprawdzie dotarłem do pracy ale zaraz biegiem wróciłem do domu.
 
Bez przerwy, nawet na siusianie, od szesnastej do drugiej w nocy, wściubiałem ślepia w ekran telewizora, przecinany co kilka chwil, KONTERFEKTEM nieznanego naonczas nikomu Osamy bin Ladena.
 
Kocham Amerykę. Dziś trochę mniej. I jest to uczucie w pełni nieodwzajemnione. Co udowodnił kiedyś ponad wszelką moją wątpliwość nieodżałowany pan Stefan Kisielewski.
 
I wtedy JEDENASTEGO września, pierwszy raz w swoim dorosłym a bez-wojennym życiu, pomijając stany: WYJĄTKOWY w 1970 i WOJENNY w 1981,  ZADRŻAŁEM niczym przysłowiowy liść osiki.
 
Wielogodzinna transmisja on LIVE, na tyle uspokoiła chaos w moim umyśle, że skwapliwie wynoto­wałem naprzykrzające się trzy REFLEKSJE ..!
 
PIERWSZA.
 
Przez ułamek sekundy zatryumfował lokalny patriotyzm. Oto wreszcie ukochane przeze mnie jednostronnie mocarstwo UNITED STATES OF AMERICA, przy wszystkich polskich tragediach i hekatombach  wreszcie dostało prztyczka w nos.
 
Ale zdroworozsądkowe myślenie wzięło górę. Utożsamiłem się z tysiącami NIKOMU NIEWINNYCH OFIAR, z których większość po prostu WYPAROWAŁA ... i zrobiło mi się głupio. Po kilku następnych godzi­nach relacji czułem się jeszcze gorzej.
 
Bo oto, w mych narządach wzroku i słuchu PERWERSYJNIE KRYSTALIZOWAŁA SIĘ NIKOMU NIE POTRZEBNA A ZAPEWNE PRZYSZŁA RETORYKA KONFLIKTU:  BARBARZYŃSTWA przeciw CYWILIZACJI, bądź ISLAMU przeciwko  CHRZEŚCIJAŃSTWU ...
 
DRUGA.
 
Najczęściej wtedy używanym sloganem adresowanym do wykonaw­ców woli bin Ladena, był zwrot: TEN ATAK  BYŁ TCHÓRZLIWY. A więc jego główni animatorzy też. To nieprawda !
Samounicestwiająca w konsekwencji akcja, była na pewno głęboko przemyślana. Wymagała nietuzinkowych kwalifikacji. Perfekcyjnego opanowania. A nade wszystko spokoju.
Bezwzględnie nie był to akt patriotycznego bohaterstwa. Ale też bohaterstwem na pewno nie był skryty nalot na Hiroszymę.
 
Spektakularna agresja na World Trade Center nie ma też żadnego odniesienia do literackiego Wallenroda. Czy okupionych Polską krwią rozterek Generała. Natomiast pewnym jest, że ludziom broda­tego terrorysty nie sposób odmówić - zdeterminowanej  mentalnością - ODWAGI.
 
TRZECIA.
 
Atak bin Ladena stworzył dla mojego ukochanego mocarstwa genialną receptę i zarazem nowatorski model DOMINACJI nad światem. Bo z jednoznacznym przyzwoleniem na dowolną interwencję, wszędzie tam, gdzie się tylko Ameryce spodoba.
 
Choć każde mocarstwo ma swoje za uszami, ja na zawsze podporządko­wałem się  genialnej koncepcji pana Jana Pietrzaka: by wieczorem wypowiedzieć wojnę Ameryce a zaraz rano się poddać.
 
Z braku laku lepsze to niż wymuszone czapkowanie USŁONECZNIONYM  DŻINGISCHANOM zza wschodniej miedzy.
 
BOŻE, CHROŃ AMERYKĘ, ALE NAS POLAKÓW TEŻ CHOĆ TROCHĘ...          
 
Bo czym jest właściwie islam ?  Największe narody islamu przyporządkowane są do kontynentu azjatyckiego. Islam to nie tylko religia i wiara ale też prawo koraniczne, które precyzyjnie określa WSZYSTKIE reguły postępowania wobec świata zewnętrznego a przede wszystkim, wobec siebie.
 
Gdy kultury europejskie stawiają na INDYWIDUALIZM to w islamie jest zupełnie odwrotnie. Muzułmanin pozostawiony sam sobie, traci i szanse i nadzieje. Zwyczajnie umiera.
 
Inność rozpoczyna się już na poziomie rodziny. Nawet, często gęsto kilkusetosobowej. I to jest KLAN. A zbiór skoligaconych klanów – tworzy PLEMIĘ. Islam jako religia wyłania się z TRADYCJI RODZINNEJ, dalej plemienia, w którym nie ma podziału, tak jak choćby w Europie, na strefy wpływu. Państwa na Kościół. Czy Kościoła na Państwo.
 
Od wieków nie muzułmanie głoszą, że Islam zagraża całemu światu. A wyznawcy Mahometa odbijają piłeczkę w drugą, europejsko-amerykańską, stronę. Konfrontacja trwa i ma się dobrze. Wzmocniona zyskami czerpanymi z eksploatacji ropy. A bez ropy cywilizacja zachodnia – ginie.
 
I choć islamskie ugrupowania terrorystyczne stanowią zupełnie nikły procent, to krwawa transparentność grup terrorystycznych, stanowi medialną GRĘ o podświadomość masowego odbiorcy,  dla którego środki masowego przekazu, stawiają znak równości, między jednostkowym terrorystą a całym, bez wyjątku – obszarem islamu.
 
W przeciągu prawie 1500 lat historii Islamu następowała ewolucja w interpretacji Koranu. Istniało wiele różnych odłamów, sposobów myślenia, pojmowania otaczającej rzeczywistości.
 
I aby przetrwać,  wykształciły one i opanowały do perfekcji utajnienie własnych działań. Tajemnica była od zawsze doskonałym spoiwem dla grupy. Tajność i sekretność aż do śmierci. A zdrada karana bezwarunkowym obcięciem głowy.
 
Gdzieś, kiedyś przeczytałem, że historia islamu, niemal nie zna przypadków zdrady ... A więc jak bardzo trudno jest przeniknąć do środka, komuś z zewnątrz … ?  Jest to wręcz NIEMOŻLIWE ... Jak niemożliwym jest wyizolowanie fundamentalistów ze społeczności islamskiej.
 
Kiedy tylko ktoś z zewnątrz próbował ingerować w sekretny i mistyczny świat islamu – natychmiast wyrastały w odpowiedzi: religijno-terrorystyczne grupy zdecydowanych na WSZYSTKO – islamskich  bojowników.
 
Dlatego, Boże chroń Polaków bardziej a szczególnie Bogu ducha winnych, wojaków, wysyłanych w myśl fałszywej do imentu,  POLSKIEJ RACJI STANU – w afgańską paszczę lwa … 
 
1954krawiec
O mnie 1954krawiec

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze

Inne tematy w dziale Polityka