Zbigniew H. powiedział dziś na Twetterze:
Słusznie, że gra Tytoń. Ale jak puści dwie szmaty, to jasne, że powinien grać Szczęsny.
Jakikolwiek mój komentarz do powyższej bzdury tysiąclecia jest zbędny. Nie miałem, nie mam i nie będę już miał na tyle siły aby brać czynny udział w przedsięwzięciach z góry skazanych na dotkliwą porażkę. A właśnie porażką na własne życzenie byłaby próba polemiki. No chyba gdyby to była moja osobista i konno ułańsko - kawaleryjska szarża z lancą w palcach w sobotni wieczór na bramkę południowych sąsiadów ...
Skonsultowałem pomysł czynnej pomocy dla Reprezentacji z wyimaginowanym rumakiem i wyszedł klops. Bo ten wziął się i obraził. Po czym demontracyjnie udał się do pobliskiego baru na setkę z wisienką. Zawsze tak robi ...
Barman podał drinka. Wierzchowiec wypił setkę. Zjadł wisienkę i ostentacyjnie wypluł pestkę w kierunku samotnego konsumenta nieopodal.
Ten nie zdzierżył i wrzasnął do barmana:
Czy pan widzi to samo co ja ? Że koń w barze pije wódę a na dodatek pluje we mnie pestką ?
Barman nie przerywając polerowania szklanki odburknął z niechęcią:
Co w tym dziwnego ... Ja też lubię z wisienką ... !
Ze trzy lata wstecz pracowałem w ostródzkim hotelu Promenada. I pewnego dnia napotkałem oko w oko samego Mistrza Markowskiego.
Już po kilku zdaniach nakazał odrzucenie formy " panie Grzegorzu " i zaczęliśmy nawijać tak jakbyśmy znali się całe lata świetlne.
Grzegorz nawet w pewnym momencie wyciągnął zza pazuchy skrzętnie ukrytą bottle of red wine i nakazał konsumpcję. Łomatko moja ! Już wyciągałem rękę, już na sercu i w duszy mieło się robieło ... Bo ...
Kurde.
Napiję się z partytury z Legendą !
Jak muzyk z muzykiem !
Jak Polak z Polakiem !
Już dotykałem chłodnego szkła.
Sympatycznego, szklanego pojemnika z czerwoną zawartością, kiedy jak diabeł z kieliszka, wychynęła chmurka z dobrotliwym obliczem koleżanki małżonki mej.
I było po zawodach. Słońce wyrzekło, nie zmieniając ani o milimetr uśmiechniętego wizerunku:
Spróbuj tylko wypić ! Przecież za dwie godziny wracasz do domu ! A to jest 171 kilometrów. Baranie !
I nie wypiłem. Ale pamiątkę z tego spontanicznego spotkania mam do dziś i chronię jak relikwię. Albowiem jak Pędziwiatr porwałem z fortepianu swoją wspomagającą bo nutową księgę i Grzegorz złożył tam swój cenny autograf.
Nie ma przyczynowego związku pomiędzy panem H. brylującym w mediach na zgubę własną i wizerunkowe zgliszcza a jego dawnym kolegą z zespołu. Nie mniej jednak na majówkę albo piknik w towarzystwie Grzegorza poleciałbym w ciemno. Na piechotę. I bez kasy. A w drugą stronę niekoniecznie.
Ponieważ jutro meczyk z południowym sąsiedztwem, które w ramach dobrze komponującego się odwetu za sześćdziesiąty ósmy, tą razą najechało Wrocław i okolice, więc na finał zacytuję pewien krótki dialog:
Dwóch Polaków przemieszcza się taksówką w czeskiej Pradze. Ten który dopiero przyjechał, pyta kolegę:
- No i jak tu jest?
- Iiii.... - słyszy w odpowiedzi.
- No ale co, dziewczyny w porządku?
- No tak...
- Piwo zimne?
- No tak...
- No to co jest nie tak?
- Ten język jakiś taki dziwny.
Na to odwraca się taksówkarz:
- A vaš to je lepši?
Inne tematy w dziale Polityka