Oj nawywijało się. Oj nawywijało.
I to na dodatek nawet nie w polityce.
Bo w polityce polskiej szczególnie to dopiero, cholery robio co chco.
Ale u mnie siem narobiło.
Otóż moja emigracyjna ojczyzna nie rozpieszczała mnie od pewnego momentu nadmiarem pracy więc skorzystałem z propozycji (chwała Bogu, że takowe się zdarzają) i w przeciągu 4 dni wylądowałem na pływającym, luksusowym hotelu w środku Europy. Żegnając się nie do końca love me tender z własną koleżanką małżonką.
Firma amerykańska ma takowe pływające cacka i eksploatuje je na tramwajowej trasie Amsterdam - Constanta.
Załoga około 40 ludzi. Pasażerów około 160. Sami Amerykanie, zafascynowani starą Europą. Ren i Dunaj to autostrada poprzecinana śluzami. Przepięknymi bo malowanymi przez lato obrazami i pejzażami we wszystkich kolorach tęczy. I upałem. Ufffff ...
Wylądowałem w Wienna. Papieroch i taksi do portu. Ibrahim z taksi naciął mnie na kasę ale nie burzyłem się specjalnie. Bardziej zależało mi na spokojnym i chłodnym miejscu, albowiem skwar jest nieziemski. I tak zresztą jest do dziś. Od 11 augusta.
Wlazłem na statek. Ucieszyli się i po standardowym "it nice to mit you" - jak poparzony wskoczyłem pod natrysk. Już we własnej kabinie. Wyścig o palmę uzależnienia od pracy wystartował już następnego dnia i to z moim udziałem. Pierwszy raz w swoim zacnym życiu zobaczyłem z jaką pasją pracują ludzie - KTÓRYM NA TEJ PRACY ZALEŻY.
Załoga to ludzie z całego świata. I z Egiptu, Indii, Indonezji, Chorwacji, Czech i dwóch z Uk, etc. Nie chcę dywagować dlaczego Firma ściąga ludzi z Indonezji, skoro w samej Polsce setki kelnerek i kelnerów, sprzątaczy pokoi hotelowych, pomocy kuchennych - ruszyłoby bez wahania do TAKIEJ PRACY.
Start więc miałem w Wiedniu. Potem Budapeszt z efektownymi fajerwerkami, słowacka Bratislava z Josipem Wissarionowiczem w samym środku miasta. Co uwierzytelniam własnoręczną fotką. Chorwacja, Bułgaria, Rumunia i Constanta. Do której w rezultacie nie dopłynęliśmy ze względu na niską wodę.
Teraz siedzimy trzeci dzień w bułgarskim Vidin oczekując na passengers. I wczoraj Kapitan z Hotel Managerem - zaordynowali for crew picnik on the sundeck. Zabawa na 40 fajerek. Grill, wesoła muzyka, tańce, choć kobiet ledwie dziesięć, hulanki, swawole, pyszne żarcie, piwo i whisky z lodu. Na jednej z fotek obywatel Indonezjii wyskoczył na party w oryginalnej polskiej koszulce. Chef of kitchen wrzasnął do mnie z odległego stolika: Dżerzi, on nawet nie ma pojęcia: gdzie leży Polska ! Tylko przytaknąłem. Ale akcent miły.
Bo jak rzekłem wcześniej to wszystkie upały świata sprzysięgły się przeciwko mnie. A z wysokiego brzegu kibicował nam tłum autochtonów - pewno z odrobiną zazdrości i smutku. Rozgladając się dokoła nie zauważyłem przejawów dostatku i dobrobytu. Raczej wygląda tu biednie.
Bezpańskie psy. Ludzie nagminnie szperający w pojemnikach na śmieci. Brzydkie ulice i osypujące się elewacje budynków. Jednak jest różnica i to zasadnicza pomiędzy Starą Unią Europejską a Nuworyszami. Ogromna. Nieporównywalna. Kuda nowym krajom do Austrii, Niemiec czy Holandii ?
Z ewidentnego braku czasu sporadycznie zerkam w internet i wiadomości z Polski. Jak zwykle, już tradycyjnie nie mogę natrafić na informację pozytywną, krzepiącą...
Żal d... ściska. Bo znowu jakiś skoligacony, bo bez koligacji to nawet bąka by nie puścił - PUŚCIŁ z TORBAMI tabuny Rodaków wierzących w złoto i platynę. I JAK ZWYKLE NIKT z RZĄDZĄCYCH NIC NIE WIDZIAŁ, NIC NIE NIE SŁYSZAŁ a o grandzie przeczytali w gazecie. Rankiem. Podczas konsumpcji śniadanka i lektury porannej prasówki. Krew mnie zalewa nad takim tanim a ewidentnym squr........... !
Dlaczego mnie nikt nigdy nie zaproponował pracy na eksponowanych lotniskach ? Proste. Bo nie mam i nie miałem ustosunkowanego tatusia. Natomiast bezczelność w argumentacji i pokrętnych odpowiedziach jest co najmniej kuriozalna. Jak porażająca elemntarne poczucie sprawiedliwości. W wyniku której Tata nie pozwalał mi chodzić na jabłka do ogrodu pana Morawskiego. Chodziłem ... Po jeden owoc ... Rzadziej dwa ...
Nie piszę dlatego bo zazdroszczę. Piszę dlatego, że jeśli postanowiłem kiedyś, że nie palę papierosów w mieszkaniu to jestem konsekwentny. Do prezydenckiego bulu. Nawet wtedy jak pada deszcz i wieje śniegiem. To tylko przykład.
Ale gdzie zaginęła konsekwencja, prawda, uczciwość u elit sprawujących władzę na dusz rzędem ? Za wschodnią miedzą ? Bo u Germańca jest porządek, że ino pozazdrościć.
Inne tematy w dziale Polityka