Wracamy do Amsterdamu. Na razie upalny Belgrad w którym musiałem nabyć spodnie. Moje prywatne podmienili w praniu i nijak nie mogę ich wytropić. Służbowe za wielkie więc w rezultacie 40 dolców oddałem serbskiej manufakturze.
Życie statkowe wróciło do normy. Praca. Krótkie przerwy, posiłki i byle do przodu. Przed Belgradem cały dzień na rzece. Statek dzielnie forsował słynne Iron Gate. Największą pod względem różnicy poziomów śluzę. 32 metry. Śluz w ogóle jest więcej na trasie Constatnta - Amsterdam, jak się wywiedziałem, ale Iron Gate wiedzie prym w wysokości.
Po drodze z Vidin malownicze i urokliwe zakątki. Historyczny Monastyr, wyryte w skale oblicze cesarza Romenii Decebalosa i wysokie skały. Niemal takie jak w norweskich fiordach.
Zaś Belgrad obdrapany. W centrum ruiny. I ogólnie brzydko. Choć ludzie życzliwi w kontekście pytań o drogę.
Jeszcze dwie godz. pracy i kolejny statkowy dzień zniknie bezszelestnie jak kilkuosobowy regionalny zespół. A za dwa dni Budapeszt. W którym już byliśmy. Potem Austria z Vienna i zaczną się Germany.
Wczoraj w nocy oglądałem Fakty. I nawet nic nie będę komentował. Bo nie ma co. Żal tylko, że dróg nie dokończą bo już głośno zapowiadają, że to w ramach cięcia wydatków. Smutek jak w kopalni cynku. Mieć gołębia w garści a pozwolić nawiać nawet wróbelkowi. To tylko My Polacy jesteśmy w tej dziedzinie nie do podrobienia ...
Inne tematy w dziale Polityka