Emigracja, polityka i nostalgia. Wiadomo emigrant. Wzięliśmy się. Spakowaliśmy tobołki i ruszyliśmy nie do końca przed siebie. A nie daj Bóg z kamykiem zielonym, czy też w innym kolorze o którym wyśpiewywała Maryla szansonistka. Bo na ten tychmiast konduktor wysadzi nas na najbliższym przystanku. Tak jak nas czyli mnie, kiedy coś nie skomunikowało się na odcinku moja bankomatowa karta a maszynka srogiego konduktora.
I z głupią miną na słowiańskim, szczerym mym obliczu opuściłem przytulne siedzisko w wagonie kolejowym Deutche Bahn.
Na emigracji będąc wiele straciliśmy ale też wiele zyskaliśmy. A kto wie czy nie więcej. Choć w jednej chwili przestaliśmy istnieć jako JA jakiś Iksiński z odległej Polski, wygadany, oblatany, który dokładnie wie gdzie i do kogo pójść, do kogo zadzwonić a narodził się wystrachany, źle mówiący po angielsku facet. Bez szmalu, bo zaskórniak wyciekł na kąt ciasny ale własny i na dodatek bez pracy.
Bowiem nasz dwuletni kontrakt, podczas którego było nam tak dobrze jak nigdy dotąd - umarł bezpowrotnie ze względu na nowe budowlane plany właściciela.
A raz w miesiącu czy pracujemy czy szukamy zajęcia, alibo leżymy bykiem, to z naszego konta i tak MUSI zniknąć kwota raty na spłatę kredytu.
I wtenczas emigracja OBJAWIA się nam jak najwyższe studium paniki. Podłoże pali się nam pod kopytkami i wiele rzeczy robimy i za szybko i bez sensu. Bo jeśli nie wpłacimy kolejnej raty to wywalą nas na bruk.
Utracimy wtedy bezpowrotnie naszą wpłatę własną i pozostanie nam tylko wyszukanie odpowiednio wysokiego mostu z którego skoczymy na łeb i szyję w spieniony nurt jakiejś zagramanicznej rzeki.
A potem już będzie tylko malutki, zielony cmentarzyk. Roślinność śródziemnomorska dookoła, świergot ptactwa i lazurowy nieboskłon. Ale to będzie potem ... A na razie ...
Odkrywamy z pasją odkrywcy każdą nową ulicę naszego nowego miasta co jako żywo przypomina historycznego konkwistadora odkrywającego nowe lądy.
I rzec musimy, że takie odkrywanie swój niezaprzeczalny urok ma. A adrenaliny przy tym ile ?
Na razie póki co drapiemy tynk pazurą Cezarym by wyjść na swoje. Bo mimo wszystko mamy tu lepiej.
I to nawet pod klimatycznymi względami. Aura nieporównywalna. Dziś raniutko łaziliśmy w piżamie po ogrodzie i wcale nie chciało nam się wracać na pokoje.
Nabraliśmy też dystansu. Do otaczającego nas świata. Ale też do Ojczyzny naszej Jedynej i Umiłowanej. Albowiem sygnały, które do nas docierają zupełnie nie są ani radosne, ani krzepiące a wręcz wypierają jakąkolwiek myśl o powrotach synów marnotrawnych na lubej ojczyzny łono.
Bo tu jeśli tylko mamy pracę to jesteśmy do przodu. A powszechnie wiadomo, że emigrant na zawsze pozostanie obcokrajowcem więc żaden normalny pracodawca autochton nie zapłaci ponad to, co zapłacić musi.
Natomiast pozostałe dziedziny egystencji stoją twardo na nogach. A na pewno nie na głowie.
Ostatnio zbulwersował nas do białego incydent podprowadzenia busa z trumnami wypełnionymi po wieka trumien trumienną zawartością. I od razu zapytaliśmy nas czyli samego siebie co by się wydarzyło na międzynarodowym forumnie, gdyby niechcący pozamieniano delikwentów i pomieszano tabliczki indentyfikujące ?
Albo co by się mogło wydarzyć gdyby państwo polskie powiedziało państwu niemieckiemu, że na razie nie oddamy pechowych autostopowiczów, tu uwaga, bo musimy przeprowadzić własne śledztwo ...
Przykład nie do końca precyzyjny choć wspólny mianownik dla obu zdarzeń jest jak najbardziej na miejscu. I z innej beczółki ...
Tu gdzie pracujemy i mieszkamy wychodzi szydło z worka i to precyzyjnie, iż, że nieporównywalne są koszty ponoszone przez nas w związku z naszą egzystencją. To jest rachunkami, papu, paliwem, etc. Bo nie stołując się po restauracjach zwyczajnie wystarcza.
I nie martwię się tak jak w Polsce ile szmalu zapłacę za ogrzewanie domu zimową porą. Bo ceny tutaj nie stoją na głowie. A choć żadne opłaty w świecie nie są przyjazne dla sięgajacych po portfel to tu są adekwatne do bardzo przeciętnych wynagrodzeń za pracę.
Reasumując. Wszędzie jest dobrze tam gdzie nas nie ma. Ale tu żyjemy spokojniej, często z uśmiechem przypadkowego przechodnia, czy ekspedientki w sklepie, która doskonale wie, że jesteśmy śmierdzącym emigrantem z Europy Wschodniej i nie dość, że zabieramy potencjalne miejsce pracy dla jej ziomali to i tak stać ją na bezpretensjonalny uśmiech w naszym emigranckim kierunku.
Dwadzieścia lat wolnej Polski to 20 lat przeszło dla wszelakiej maści przekrętów, fałszywych postaw, afer, począwszy od FOZZ do AG i wszechobezwładniającej hipokryzji.
A tu jesteśmy pośrodku. Bo tuziemcem nigdy nie zostaniemy i nawet nie będziemy o rzeczone tuziemstwo zabiegać. Bo i po co ?
Kiedy najważniejszy jest święty spokój ...
Inne tematy w dziale Polityka