Odpowiedź na tytułowe pytanie jest bardzo prosta. Dziś jak i onegdaj aby zostać faszystą należy być na bakier z szeroko rozumianym wymiarem totalleopozitionen. Gdybyśmy mieli wybierać pomiędzy komuną a faszyzmem to chyba wskazalibyśmy "faszyzm". Dlaczego ? Jakby mniej eksterminował swojaków. A to zaleta w kontekście milionów współplemieńców wysyłanych przemysłowo przez bolszewię na tamten świat.
Od końca lat czterdziestych wszyscy, którym było nie po drodze z Józkiem Słoneczko, NKWDzistami, Armią Czerwoną i sojusznikami z tzw. Układu Warszawskiego, przez aklamację dostawali w czoło blachę z napisem „faszysta“.
I nie istotnym był fakt, że nikt z tych ludzi często gęsto nie rozumiał nawet definicji „faszyzm“ ale obligatoryjnie dostawali naklejkę i na wieki wieków. Ament.
Wpierw Armia Krajowa, rząd RP w Londynie, później wszelka nielegalna wobec państw komunistycznych opozycja byli wyzywani od faszystów.
Dziś z kolei z radością odnotowujemy, że na zaszczytne miano faszysty znów zasługują ci wszyscy, którym nie podoba się totalleopozitionen w rozumieniu szerokiego spektrum tego odrażającego bytu, czy inne nachały trąbiące na cały świat o zainfekowanej ideologii LGBTXYZ.
Jeszcze długo wcześniej przed biskupem, nie chwalący się będąc, napisaliśmy o mutacji czerwonej zarazy w tęczową. Mechanizm bolszewickich metod piętnowania wrogów ludu, jak widać z powodzeniem przeżywa drugą młodość z renesansem. Co ciekawe ? Sprawdza się i rezonuje. Na 102. A dlaczego ? Bo ... Bo dotąd nie potrafiliśmy zbudować prawdziwej demokracji, ino półdemokrację, 1/3 demokrację. A więc system chory z założenia. System nie rozliczony z przypisanej mu patologii, z konsekwencją często tragicznego losu „człeka prostego“.
Bo kto też miał rozliczać ? Panowie Wałęsa, Kwaśniewski ? Z tabunami tajnych współpracowników ? I dziarską esbecją ? Wtenczas jak i dziś po prostu: nie ma mocnych !
I tego się trzymajmy ...
