Pierwsze wrażenie po przybyciu do Honolulu, to przeświadczenie, że Japończycy nie tylko zaatakowali Hawaje z powietrza, ale musieli mieć też udany desant lądowy. Nieważne, że źródła historyczne o tym milczą. Musiało tak być, skoro ilość Japończyków w okolicach Waikiki Beach,musi przytłoczyć przybysza z Europy.
Kiedy kuzynka powiedziała nam w Chicago, że jej syn zafundował nam odpoczynek od ostrej, chicagowskiej zimy, w słonecznym raju na Hawajach, mieliśmy uczucia ambiwalentne. Oboje z Lesiem kochamy słońce i przyrodę tropiku. Tylko.. oboje z trudem tolerujemy modne kurorty. Dla nas hasło Hawaje-kojarzyło się przede wszystkim ze szpanem ,drożyzną i pełną komercjalizacją. Dodatkowo,wskutek lektury „Stąd do wieczności”Jamesa Jonesa, spodziewałam się pewnej atmosfery rozpasania.(Słynne wizyty w burdelach żołnierzy amerykańskich). Pewnym elementem pocieszenia natomiast, fakt, że mieliśmy zarezerwowany tylko pobyt w hotelach, więc mogliśmy dowolnie konstruować harmonogram pobytu.
Lot z Chicago do Honolulu trwał dłużej niż do Polski. 5 godzin do Los Angeles i ponad 4 do Honolulu. Czyli wiele godzin,z bezkresem oceanu,widocznym z samolotu. Wreszcie lądujemy na pasie,który zaczyna się niemal w oceanie. Czeka nas problem, , nie ma naszych bagaży.Na szczęście jesteśmy ubrani w ubranie o charakterze przejściowym, czyli dżinsy i t-shirty. Niestety, z rękawami. Cóż, jeśli wyjeżdża się z miejsca o temperaturze –20 oC,to i tak awangarda. Po wypełnieniu zgłoszenia utraty bagażu, otrzymujemy „niezbędnik” z przyborami toaletowymi oraz zapewnienie,że bagaż w przeciągu 24 godzin powinien dotrzeć do wskazanego przez nas hotelu.
Większość podróżnych wsiada do autobusów różnych wypożyczalni samochodów. Decydujemy się na niewielki bus, do którego wsiada wraz z nami kilkoro turystów. Jak się później okazało, cena biletu niewiele niższa od indywidualnej taksówki. Mijamy skręt na Pearl Harbour.Wokół szerokiej drogi stoją typowe dla tropiku domy. Zieleń i tęcza kwiatów. N a horyzoncie niesamowicie zielone od porastającej je roślinności, wzgórza, poprzecinane dolinami, a każda powierzchnia u ich stóp, zagarnięta pod niewysoką zabudowę. Wąski pas u podnóża gór Ko,olau.wyznacza obszar tej zabudowy. Płaskowyż od strony południowej, wyznacza także strefy pod bazy wojskowe(Pearl Harbour) oraz tereny rolnicze, wokół Honolulu.
Docieramy do Waikiki. 1,5 km łachy piasku,przy której ustawione są hotele. Wieżowiec na wieżowcu. Dwie główne,równoległe szerokie ulice stanowią ramy dla hoteli. Pierwsza od oceanu, stanowi bulwar nadmorski, drugą można porównać z 5-th Avenue w NY. Markowe sklepy, butiki otwarte do późna w nocy. Pierwsze dwa, trzy piętra hotelowe, to po prostu parkingi. Budowanie ich pod ziemią jest niemożliwe, z uwagi na wulkaniczne, skaliste podłoże. Wjeżdżamy na 7 piętro, aby umyć się i zostawić podręczny bagaż. Gdyby nie przyroda, to nagromadzenie kilkunastopiętrowych hoteli w pobliżu plaży, można spokojnie uznać za kicz.
Ruszamy na podbój Honolulu i..zakup lżejszego ubrania. Temperatura ponad 26oC w cieniu. W recepcji otrzymaliśmy plan miasta , na którym doskonale są zaznaczone trasy i numery autobusów miejskich. Każdy bilet jest ważny 2godziny i można dowolnie się poruszać po mieście, różnymi autobusami. Ważne,aby zapamiętać nazwę ulicy, przy której stoi nasz hotel. Ulica nosi dżwięczną nazwę:Kaiulani Jedziemy do centrum Honolulu. Mijamy centrum biznesowe, wjeżdżamy w teren niewysokiej zabudowy, gdzie nowoczesność przeplata się z historycznymi budowlami hawajskimi. Pieszo wędrujemy w kierunku dzielnicy chińskiej,po drodze mijając duże grupy Japończyków. To byli turyści. Bardzo często rodziny wielopokoleniowe. Nastoletni wnukowie z rodzicami i dziadkami. Zdumiewający widok...szczególnie jak się wspomina niechęć własnych dzieci, do spędzania wakacji w wieku -nastu lat z rodzicami, od dziadkach nie wspominając. Może z tym rozpasaniem na Hawajach nie będzie tak źle? Japończycy stanowią także,po białych mieszkańcach Hawajów, największa grupę etniczną Oahu, ponad 13 %.Reszta to Azjaci i rdzenni Hawajczycy.
W niewielkim domu towarowym nabywamy lżejsze ubranie i zaczynamy zwiedzać Honolulu. Jednak pierwszym miejscem,do którego weszliśmy,był katedra. Za chwile miała się rozpocząć msza św.,była właśnie niedziela. Ponieważ był to początek stycznia, mieliśmy okazję obejrzeć ślady Żłóbka Pańskiego, w którym miejsce jedliny, zajmowały dorodne liście palmowe. Tylko kwiaty Bożego Narodzenia kojarzyły się z naszymi dekoracjami.
Ksiądz, który miał koncelebrować mszę, rozmawiał ze swoimi parafianami. Podszedł także do nas i przywitał nas w świątyni. Potem rozpoczęła się msza święta. W trakcie procesji, wiodącej kapłana do ołtarza, wierni śpiewali:O Hawaje, moja ziemio ojczysta, mój kraju jedyny”. Później zabrzmiała słodka pieśń „He A-kua he mo-le-le” czyli Bóg jest święty. Ta muzyka, ten język o 7 spółgłoskach(k,h,m,l,w,n,p) i 5 samogłoskach..(a,e,i,o,u)dopiero teraz poczuliśmy, że jesteśmy na Hawajach. Mogliśmy powiedzieć wreszcie: Aloha Hawai!
P.S.
Kiedy,w przeszłości, nasze małe dzieci nas pytały,dokąd jedziemy, żartobliwie odpowiadaliśmy:do Honolulu małpy giglać. Cóż, kiedy tam trafiliśmy, to okazało się,ze jedynymi, endemicznymi ssakami ziemnymi są nietoperze i mniszki hawajskie(nieśmiałe foki, które trzymają się mniej ludnych wybrzeży i atoli Oahu i Kauai.
http://www.honoluluairport.com/
http://www.worldcam.pl/154,1,14,podglad.html
Inne tematy w dziale Rozmaitości