Piotrowi Śmiłowiczowi dedykuję
Kiedy dochodzi do tragicznego wydarzenia: wypadku bądź zbrodni, o możliwości sprawnego wyjaśnienia przyczyn i określenia winy, stanowią pierwsze minuty i godziny po samym zdarzeniu. Tak mówią doświadczeni śledczy i nie ma powodu, aby im nie wierzyć bądź się z nimi spierać. Nawet, jeśli analizy techniczne trwają potem długo, to sposób zabezpieczenia śladów oraz przesłuchanie na gorąco naocznych świadków wydarzeń, ma pierwszorzędne znaczenie dla efektów śledztwa.
W miarę upływu czasu, coraz więcej w opowieściach świadków pojawia się wydarzeń opisywanych przez innych, następują korekty o wiedzę z oglądanych zdjęć i relacji z miejsca katastrofy itp. Słowem- narracja nabiera barw, a jej wiarygodność jakby nieco mniej.
Rzadko jednak zdarza się, aby nawet niespójne z pozoru relacje bezpośrednie ( jak np. opis ilości podejść do lądowania TU 154 M) nie były umiejscowione w realnym czasie samych wydarzeń. Tak jak to miało miejsce w Smoleńsku w dniu 10 kwietnia 2010 r. Można pomylić się w czasie o minutę, dwie…ale nie o kilkanaście.W dodatku utrzymywać światową opinię publiczną w tak kardynalnym błędzie przez blisko 4 tygodnie.
Gdy Komisja MAK, po napisaniu raportu końcowego, via rosyjska prokuratura, wycofuje zeznania kontrolerów lotów-to tylko dodatkowy smaczek, dla tej śmierdzącej od samego początku, mówiąc szczerze, sytuacji.
Jednak dwóch dzielnych dziennikarzy, przeprowadziło śledztwo dziennikarskie i w dość szybkim tempie, powstała książka. Przy współudziale Siergieja Amielina, którego analizy przez wiele tygodni były podstawą budowania różnych wersji wypadku. Dopóki polscy blogerzy nie udowodnili Amielinowi błędu. Do którego się częściowo przyznał.
Pewnie już po napisaniu książki Ostatni lot, tak gorąco zachwalanej przez Piotra Śmiłowicza. I nic dziwnego, to jego macierzysty Newsweek epatował potencjalnych czytelników sensacyjnym tytułem ostatniego wydania” Jaka była wina kontrolerów lotu z wieży smoleńskiej?
Uległam. Egzemplarz zakupiłam. A w nim zapowiedź książki i wyjaśnienie sensacyjnego tytułu. Oto kontrolerzy ze Smoleńska udzielili obszernych wyjaśnień autorom książki. Bo chyba autorzy nie otrzymali tajnych akt śledztwa z polskiej bądź rosyjskiej prokuratury…(sic!)
Autorzy opisują, jak to od dłuższego czasu w kabinie obserwował pilotów Generał Błasik, więc byli pod niewątpliwą presją. Co rzutowało na nerwową atmosferę...Generał Błasik nadal stał w kokpicie i przez otwarte drzwi relacjonował komuś z tyłu, co robią piloci…
Kapitan Protasiuk wiedział, że musi wylądować, bo czekał na awans na majora…I pada opis szeregu błędów popełnianych przez polskich pilotów.
Przez moment chciałam nawet sprawdzać, realność oceny –pozostawiam to jednak znawcom. Jestem natomiast pod wrażeniem opisu zachowań i myśli obecnych w kokpicie… Bo z suchych stenogramów z czarnej skrzynki, tej nerwowości nie słychać aż do Tragicznego Końca.
Zrezygnowałam z analizy tych rewelacji z jeszcze jednego względu. Otóż w pewnym momencie pada stwierdzenie ze strony kontrolerów(autorzy deklarują, że to informator) „ Bardzo źle zrobiliśmy, że już na początku śledztwa nie uderzyliśmy się w piersi. Trzeba było powiedzieć uczciwie baliśmy się skandalu dyplomatycznego.Wiecie, jak prezydent Kaczyński był nastawiony do Rosjan. Jaki miał charakter.Nie przypuszczaliśmy, że macie tak niewyszkolone złogi.” Wtedy byłoby w porządku.Bo część winy jest rzeczywiście po naszej stronie. Tymczasem władze, starym komunistycznym zwyczajem idą w zaparte. I się skompromitujemy. Bedzie skandal, kiedy to opiszecie. Ale trzeba w końcu powiedzieć prawdę, bo inaczej będzie powstawało coraz więcej idiotycznych teorii spiskowych –ocenia nasz rozmówca z Rosji.”
Z tekstu wynika, że informatorem być musi ktoś, kto był wtedy w wieży. Ktoś, kto ma dostęp do zapisów z rozmów, bądź je słyszał..Ktoś, kto wiedział doskonale, że do wieży wchodzili także inni ludzie.
Wielce prawdopodobne, że jeden z kontrolerów, być może Pluskin. Wszyscy trzej obecni w wieży byli oficerami podległymi FSB(pułkownik, podpułkownik i kapitan). Nie ma to jednak znaczenia dla wiarygodności samych informacji.
Wykluczyć można jedno: aby w imię zaniechania powstawania teorii spiskowych, ktokolwiek w Rosji ośmieliłby się kwestionować cokolwiek, bez aprobaty władz. Szczególnie z kręgów wojskowych. Za taką niesubordynację tylko kulka albo Sybir. Z ewentualną zamianą na samobójstwo. (W tej wersji finalnie też niewykluczone..).
Stąd oparcie śledztwa dziennikarskiego, na wierze w szaleństwo rosyjskiego informatora – w mojej ocenie podważa jakiekolwiek, budowane na nim, wersje Tragedii…. Wszystkie informacje trafiły do dziennikarzy śledczych za wiedzą i zgodą strony rosyjskiej. I mogą być bazą do wyników śledztwa rosyjskiej prokuratury. Obecnie testowanej w wersji dziennikarskiego śledztwa.
Nabiera też znaczenia wymiana zeznań kontrolerów na nowe. W końcu „odwaga cywilna w głoszeniu prawdy” kontrolerom na dłużej nie zaszkodzi, a może wręcz przeciwnie. A jak pięknie wtedy będzie można akcentować błędy pilotów, którzy nawet bez tych „drobnych” błędów kontrolerów, wynikających jedynie z nieświadomości, jakich to żółtodziobów im na lotnisko przysłano, musieli ten lot tragicznie zakończyć.
Polska Prokuratura nie otrzymała do dzisiaj nagrań z wieży kontrolnej. 19.11.2010 Polscy prokuratorzy czekają nadal na materiały, które ma im przesłać strona rosyjska. Nie ma jeszcze nagrań z wieży smoleńskiej, oryginałów czarnych skrzynek, brakuje części zeznań świadków, przepisów o zasadach lotów.Otrzymali je-jak wynika z zajawki książki- dziennikarze śledczy. Wygląda to na test na wiarygodność podanej nam wersji.
Podziwiam Piotra Śmiłowicza za celny tytuł dla swojej recenzji Ostatniego Lotu. Dwie pierwsze wersje prawdy wg księdza Tischnera mógł pominąć. Od razu przejść do trzeciej. Bo tylko ona jest właściwa.
http://newsweek.salon24.pl/257571,prawdy-smolenskie-jak-prawdy-ksiedza-tischnera
http://www.polskieradio.pl/5/3/Artykul/276330,Biegli-piloci-byli-na-swoich-miejscach
Inne tematy w dziale Polityka