pixabay
pixabay
alamira alamira
1045
BLOG

"Łasy do kiełbasy" i o polskim, czerwonym, wytrawnym...

alamira alamira Gotowanie Obserwuj temat Obserwuj notkę 53

Pomysł na tę notkę przyszedł mi do głowy dziś w restauracji gdzie serwowano zacne dania. Każde danie w wersji "jak u omy" albo "jak u freli". Jak się domyślacie jesteśmy w śląskiej knajpce gdzie te same dania serwują w tradycyjny sposób i na współczesną modłę. W karcie win znalazłem kupaż ronda i regentu z winnicy Turnau. Butelka za półtorej stówy. Wino opisane przez kelnera przed otwarciem butelki wieloma kwiecistymi zdaniami, jakby serwował co najmniej saissicaję. Kiedy się oddalił i kiedy wypiliśmy pierwsze łyki wiedziałem, że tylko jedno się zgadza: "wino o długim finiszu". Na szczęście to paskudne wino zapiłem wkrótce rosołem jak u omy, kończąc ten finisz najszybciej jak się dało. Zaraz po starcie.

Dożyliśmy czasów, kiedy każdy produkt jest opisany przez marketingowców i koniecznie musimy się z tym opisem zaznajomić przed degustacją. Po niej rzadko kto ma odwagę powiedzieć, że "król jest nagi". 

Rano jadłem frankfurterki na ciepło od mojego ulubionego producenta i teraz przyszło mi do głowy, że mógłbym opisać jego produkt używając praktycznych, i kwiecistych sformułowań na wzór tych na butelkach win. Też byłoby o długim finiszu, o pękających oczkach płynnego tłuszczu, roznoszącego smak i zapach wędzonej olchy w nosie i gardle. O rubinowej barwie baranich jelit trzymających spoistość i nadających kiełbasce niepowtarzalnych walorów estetycznych. O jasno rubinowej zawartości peklowanej łopatki wieprzowej, długo dojrzewającej w komorze wędzarniczej, otulonej zimnym dymem z wiśni i olchy. O "strzelających" oczkach tłuszczu z specjalnie przygotowywanego podgardla, jego maślanej konsystencji i źródlanym, niczym niezmąconym zapachu  wiejskiej zagrody. Wreszcie o dymnych aromatach palonych jesienią liści i wygrzebywanych z popiołu pieczonych kartofli.

A gdybym usiadł do tego śniadania z masarzem, nie żadnym tam sommelierem nauczonym gładkiej gadki po kilku kursach, nie potrafiącym odróżnić oranżady od prawdziwego wina, tylko z praktykiem, który własnymi rękami napełnił mięsem kilometry baranich jelit i je uwędził, to pewnie byśmy się dogadali, że nasza świnka musi wzrastać z porami roku, z tym w co obrasta gospodarstwo. A kiedy jej życie będzie zmierzać ku końcowi to gospodarz nie pożałuje zebranych w lesie żołędzi i wytłoczyn pozostałych po odciśnięciu oleju lnianego. A kiedy odda nam swoje życie to my go nie zmarnujemy. Mięso z łopatki zmielimy na szarpaku a potem na "ósemce" i zapeklujemy , a podgardle na szarpaku a potem jedną połowę na "2,7" a drugą zostawimy. I broń Boże tłustości nie będziemy peklować bo inaczej nasze "strzelające oczka tłuszczu" będą wyglądać jak czerwone wino u Turnaua. A kiedy kiełbaska w jelitach odpocznie, a wszystko co żyje musi czasem odpocząć, to ogrzejemy ją w 25 stopniach na dymie z olchy i wiśni, a że odpoczywała 10 godzin to teraz dziesięć godzin będzie się kąpać w dymnym basenie zwanym wędzarką. A kiedy zawędruje w końcu nasza frakfurterka na stół to nikt przy zdrowych zmysłach nie użyje noża i widelca tylko weźmie do ręki, utapla w musztardzie i na dwa trzy kęsy zanurzy całą dobroć w ustach.

image

"Wędzone" spaghetti

Czasami przed północą trzeba coś wziąć na ząb. Kiedy życie poranne zaczynało się od piania koguta nasi przodkowie zwali ten posiłek "podkurkiem". Mam takie dwa dania, oba z spaghetti w roli głównej. Jem je sam, kiedy goście wyjadą a domownicy udadzą się na spoczynek. Zostało jeszcze trochę wina i odezwał się apetyt. Zrobimy je w kwadrans.

Zagotowujemy osoloną wodę i wkładamy słuszną porcję makaronu. Gotujemy al dente. W międzyczasie kroimy najpierw wzdłuż na połowę jedną frankfurterkę, a potem na małe półcentymetrowe kawałki. Do osobnej miseczki wbijamy całe jajko i porcję startego na drobnej tarce wędzonego oscypka. Dodajemy łyżkę wody i trzepaczką rozbijamy całość.

Na patelni na łyżce oleju smażymy przez minutę kawałki franfurterki i dokładamy makaron. Dolewamy dwie - trzy łyżki wody spod gotowanego makaronu, wciskamy ząbek czosnku i po pół minucie cały czas mieszając zdejmujemy z ognia. Po zdjęciu z ognia cały czas mieszamy i dodajemy roztrzepane jajko z serem.

Serwujemy na talerz, polewamy łyżką dobrej oliwy i posypujemy startym oscypkiem.


alamira
O mnie alamira

Ślązak od zawsze, studiował Ekonomię na UE w Katowicach, Psychologię i Nauki Polityczne na UŚ w Katowicach, Pisanie scenariuszy w PWSzFTviT w Łodzi. Pisze felietony kulinarne do tygodnika "Nowe Info". Jest prywatnym przedsiębiorcą.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości