pixabay
pixabay
alamira alamira
14262
BLOG

Grzybobranie

alamira alamira Hobby Obserwuj temat Obserwuj notkę 40

Mam już dość tego lata.Tego gorąca, zdechłej klimatyzacji w samochodzie, lepkich uścisków dłoni, mokrych na plecach koszul. Mam tego serdecznie dość. U mnie lato zawsze się kończyło z chwilą kiedy małżonka - przeważnie w połowie sierpnia - oświadczała że "czuje już jesienny chłód". A w tym roku go nie czuje i co począć? Nie wiem. Może rzeczywiście nadchodzi jakieś diabelskie ocieplenie? A może małżonka sfiksowała? Przecież każdy termometr się kiedyś psuje. Tylko jak to sprawdzić?  Udałem się na nasz rodzimy targ warzywny. Snułem się między stoiskami i wypatrywałem jakichś oznak, jakiegoś mrugnięcia okiem zaprzyjaźnionego sprzedawcy, słowa pocieszenia : "hej i co? pomidorki się kończą, bierz, już taniej nie będzie" albo, że przywloką te swoje piekielne machiny, w sam raz dla Don Kichota, i każdy będzie oferował zmielenie kapusty z Charsznicy. Łaziłem, łaziłem i niczego takiego nie było. Ostatnim ratunkiem były grzyby. Czy ktoś sprzedaje kozaki, podgrzybki, borowiki albo rydze? No nie, tylko kurki się gdzieś pałętały. Żadnej nadziei. Powolne umieranie w ukropie. Jak małpa w kąpieli. 

Grzyby są ważnym składnikiem kuchennych przepisów, jednak nigdzie tak jak w krajach słowiańskich,  nie są - ze względu na zwyczaj grzybobrania - tak uwielbiane i wyniesione do rangi narodowych obrzędów. Szczególnie  w Polsce. W moich peregrynacjach do krajów na zachód i południe od nas, nie spotkałem się z niczym podobnym. W naszym polskim, trzynastozgłoskowym eposie, wieszcz narodowy poświęcił temu zjawisku cały rozdział. Grzybobranie, obok polowania i majówek, był na polskich dworach podstawą organizowania tzw. "stołów leśnych", czyli organizowania miejscowej społeczności (okolicznych dworów) wokół całodziennej wyprawy do lasy. Spraszano na dany dzień gości, przeważnie po późnym śniadaniu lub wczesnym obiedzie. Gości z sąsiadujących dworów z tą całą menażerią ludzką: wujkami, ciotkami, kuzynami, kuzynkami i tymi dalszymi członkami rodzin, których pokrewieństwo z trudem dawało się ustalić.

Posłuchajmy jednej z relacji: "Przed grzybobraniem, po obiedzie o wyznaczonej godzinie, zajeżdżały pod dwór dwa ogromne drabiniaste wozy zaprzężone czterema końmi w lejce, wypełnione trochę wyżej drabin sianem przykrytym dywanami. Właziło się tam po drabinie, która następnie u boku wozu przywiązaną była; siadano jak kto mógł, jedni z nogami zwieszonymi, drudzy po turecku: w drodze śpiewano chórem, a młodzi mężczyźni umizgali się do panien i młodych pań" (W.Baraniewski: "Kuchnia i stół w polskim dworze"). Starsi jechali obok w bardziej komfortowych warunkach. Oczywiście wcześniej na upatrzone miejsce na leśnej polanie udawała się służba ze stołami, krzesłami i naczyniami kredensowymi. Budowali szałas pod którego cieniem kryli się potem biesiadnicy. Starsi od razu po przybyciu raczyli się likierami, a reszta ściągała do szałasu po zbiorach. Przy stołach serwowano podwieczorek czyli ciepłą herbatę, mrożoną kawę, ciasteczka, pieczone kurczęcia z sałatą w śmietanie i słodkie przysmaki. Kiedy młodzi ściągnęli z lasu z grzybami w koszach, rozpalano ognisko. Na patykach pieczono rydze przedzielone jak szaszłyki soloną, wędzoną słoniną. Serwowano nalewki a potem, często po zmierzchu, wracano na kolację do dworu ze śpiewem na ustach (wiem, że brzmi fatalnie, ale tak było: ze śpiewem na ustach). 

Równie barwne obyczaje towarzyszyły w peerelu wyprawom organizowanym przez zakłady pracy na tzw. grzybobrania. W literaturze przedmiotu brak jednak szczegółowych opisów (może i dobrze).

Zupa pieczarkowa albo krem z pieczarek w peerelu były wykwintnymi daniami. Serwowano je w restauracjach na weselach i komuniach. Pieczarka była poszukiwana jak dobre mięso, a prawdziwą zupę grzybową mogli sobie ugotować tylko zbieracze grzybów i ich znajomi. Jajecznica z pieczarkami była prawie tak luksusowa jak w Italii jajecznica z truflami. Polna kania, zerwana gdzieś obok pasących się krów, po opanierowaniu robiła za gwiazdę peerelu: samego schaboszczaka. Pani Hawliczkowa w peerelowskiej kulinarnej biblii "Kuchni polskiej" pisała: "Ponieważ grzyby odznaczają się doskonałym smakiem i aromatem, lecz są drogim produktem, stosuje je się często jako dodatek do potraw". Władze nie przewidywały masowego dostępu do tego rarytasu. Koniec kropka. Jak ktoś postawił na stole do wódeczki, marynowane pieczarki, to był gościem. Jako bajtel czekałem z utęsknieniem aż podadzą je do stołu, były wyborne, nie to co te obślizłe maślaki.

Przyrządzam czasami "na szybko" pieczarki z patelni. Rozgrzewam silnie na patelni łyżkę sklarowanego masła i wrzucam garść małych, białych pieczarek w całości. Potrząsam patelnią od czasu do czasu i po minucie - dwóch dorzucam dwa ząbki czosnku utarte z solą i drobno posiekaną pietruszkę. Zdejmuję z ognia i jem prosto z patelni. Do tego potrzebne jest pieczywo z chrupiącą skórką i miękkim miąższem do polerowania dna patelni. Lampka lekkiego czerwonego wina typu Chianti może temu daniu tylko pomóc. No i co pani powie pani Hawliczkowa? Co tu jest dodatkiem do czego?

Dziś Polska jest największym w Europie producentem pieczarek. Polski biznes grzybowy urósł w siłę. Rodzime wyprawy na grzyby jednak przetrwały.To piękna polska tradycja, warto o nią zadbać. Jak nie my to kto?

Łażę i łażę po tym targu ze swoimi myślami, kupię znowu dojrzałe pomidory na zimowe sosy, a z rydzami na maśle przyjdzie jeszcze poczekać. Może żona jutro rano coś ciekawego powie.




alamira
O mnie alamira

Ślązak od zawsze, studiował Ekonomię na UE w Katowicach, Psychologię i Nauki Polityczne na UŚ w Katowicach, Pisanie scenariuszy w PWSzFTviT w Łodzi. Pisze felietony kulinarne do tygodnika "Nowe Info". Jest prywatnym przedsiębiorcą.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości