Albatros ... z lotu ptaka Albatros ... z lotu ptaka
218
BLOG

Kto wyrąbie więcej węgla niż Ja ?

Albatros ... z lotu ptaka Albatros ... z lotu ptaka Polityka Obserwuj notkę 1

PISIORY MODERNIZOWAĆ NA KOLEJNE CHUDE LATA W ENERGETYCE PRZEMYSŁ WĘGLOWY NP. KOPALNIĘ WĘGLA KAMIENNEGO "BOGDANKA" W ŁĘCZNEJ NA LUBELSZCZYŹNIE i WYKUPIĆ JĄ SPRZEDANĄ ZA "HERR frei" TUSKA!!!

CPK ODŁOŻYĆ NA POŹNIEJ ABY LUDZIE NIE CHOROWALI NA GRYPĘ I COVIDA Z POWODU ZIMNA.

LECZYĆ W KOŃCU Z NSZ ZĘBY!!! NIE TYLKO PRZEDNIE ALE WSZYSTKIE. z tego się biorą inne groźne dla zdrowia choroby np. układu krążenia.

SKOŃCZYĆ Z PATOLOGIĄ W SŁUŻBIE ZDROWIA, GDZIE SĄ KASTY LEKARZY KTORZY NIE WIEDZĄ CO ZROBIĆ Z PIENIĘDZMI!

NIE TYLKO TRADYCJNIE POLECIEĆ DO KENII I WEJŚĆ NA KILIMANDŻARO!!!

https://www.lw.com.pl/pl,1,s21,cennik_wegla.html

image

Kopalnia Węgla Kamiennego Bogdanka (Lubelski Węgiel „Bogdanka” SA) to kopalnia węgla kamiennego w miejscowości Bogdanka k / Łęcznej , k/ Lublina , 197 km na południowy wschód od stolicy Polski, Warszawy , w Lubelskim Zagłębiu Węglowym. Obszar koncesji na wydobywanie kopalin, na którym prowadzone jest wydobycie, znajduje się w gminie Puchaczów .


Przejęcie
Giełda Papierów Wartościowych

W dniu 25 czerwca 2009 roku akcje spółki zadebiutowały na Giełdzie Papierów Wartościowych w Warszawie. Emisja przyniosła Skarbowi Państwa 528 mln zł. Kolejny etap prywatyzacji odbył się 9 marca 2010 r. W tym dniu Ministerstwo Skarbu Państwa sprzedało na giełdzie 46,7% akcji Lubelskiego Węgla Bogdanka za ponad 1,1 mld zł, po 70,50 zł za każdą akcję. W wyniku tej transakcji Skarbowi Państwa pozostał 4,97% akcji kopalni. W kolejnych latach Skarb Państwa zmniejszył swój udział w kapitale zakładowym Lubelskiego Węgla BOGDANKA SA


Strukturę akcjonariatu Lubelskiego Węgla BOGDANKA SA na koniec I półrocza 2015 roku obrazuje poniższa tabela:


Akcjonariusz Udział w kapitale zakładowym (%)

OFE Aviva BZ WBK 15,1631

OFE PZU Złota Jesień 9,7619

ING OFE 9,6313

Inni 65,4437WI kwartale 2015 roku sytuacja rynkowa Lubelskiego Węgla uległa pogorszeniu. Sprzedaż węgla spadła o 12,5 proc., jego wydobycie o 11 proc., a zysk netto o 47,8 proc., co zaowocowało ogłoszeniem planów redukcji miejsc pracy i inwestycji.


Na koniec 2015 r. holding elektroenergetyczny Enea SA (z siedzibą w Poznaniu) poinformował Lubelski Węgiel Bogdanka SA, że umowa pomiędzy spółką Energa a Kopalnią Bogdanka (dostawcą) nie zostanie przedłużona. Spowodowało to około 40% spadek sprzedaży. Jeszcze w tym roku akcjonariusze Lubelskiego Węgla Bogdanka SA otrzymali wezwanie od Enei do sprzedaży swoich akcji. Zarząd rozważał uratowanie firmy przed wrogim przejęciem. Powodem była liczba pracowników, którzy byli bardzo zaniepokojeni swoją przyszłością i przyszłą jakością dostaw pod nowym kierownictwem Enei. Koszt eksploatacji dla kupującego oszacowano na około 1,48 mld zł (380 mln USD). Kopalnia Bogdanka została uznana za najbardziej bezpieczną, nowoczesną i rentowną w Polsce. Wyznacza wiodące dla Polski standardy w zakresie dbałości o środowisko i odpowiedzialności biznesu.


Od czerwca 2016 r. przedstawiciele nowego Zarządu „LW Bogdanka/Kopalnia Bogdanka” oraz „Grupy Enea” ogłosili cięcia w sponsoringu ekstraklasowego lokalnego klubu piłkarskiego Górnik Łęczna . Klub został założony przez górników i współpracowników Kopalni Bogdanka w 1979 roku w Łęcznej , najbliższym Bogdance mieście. Nowa umowa na cały rok 2016 przewidywała około 20% spadek dotacji dla klubu sportowego. Dla porównania, dotacja z poprzedniego roku (2015) wyniosła około 5,2 mln zł (1,35 mln USD) i stanowiła najwyżej połowę rocznego budżetu klubu. [1]


Pomimo tego, że Górnik Łęczna z powodzeniem rywalizuje w ekstraklasie polskiej, grając ze znacznie większymi lub bogatszymi drużynami, zmiana ta skłoniła łęczyński klub do szukania ratunku finansowego na Lublin Arenie w Lublinie . Zwiększenie wielkości stadionu, poprzez ruch w kierunku centrum miasta, płynnie rozczarowującej rzeszę kibiców z Łęcznej, głównie wśród górników KWK Bogdanka. [2]


Grupa Enea i Kopalnia Węgla Kamiennego Bogdanka wciąż rozważają zaangażowanie „Górnika Łęczna” jako komponentu swojego procesu CSR .W 1975 roku rozpoczęto pierwszą budowę kopalni „pilotażowej” na polu węglowym. Dziś kopalnia nosi nazwę Lubelski Węgiel Bogdanka SA W 2009 roku zysk netto kopalni wyniósł 190,84 mln zł, przy wydobyciu węgla na poziomie 5,6 mln ton. W 2014 roku kopalnia osiągnęła 272,35 mln zł zysku netto przy wydobyciu 9,2 mln ton węgla. Bogdanka jest obecnie najbardziej dochodową kopalnią węgla w Polsce.

https://www.dziennikwschodni.pl/lubartow/bedzie-kopalnia-nie-bedzie-wody-wedlug-eksperta-moze-naruszyc-zasoby-wodne-lubelszczyzny,n,1000246488.html


image

Kto wyrąbie więcej ode mnie? Wincenty Pstrowski, tytan pracy

Żywot Wincentego Pstrowskiego związany został w PRL z symbolem socjalistycznego współzawodnictwa pracy. Propaganda Polski Ludowej wyniosła na piedestał, a głos ludu sprowadził do szyderczego kupletu: "Wincenty Pstrowski, górnik ubogi, przekroczył normę, wyciągnął nogi"...

image

Fakty z jego życia do tego stopnia pozostawione bez gruntownego wyjaśnienia, iż nawet w Wikipedii, tym cudownym skądinąd śmietnisku informacji wartościowych i bez znaczenia, znaleźć można stwierdzenie, że "W wersji oficjalnej zmarł na białaczkę, a według innych relacji przyczyną zgonu mogło być usunięcie trzech zębów i następnie zbyt szybki powrót do pracy, co zaowocowało zakażeniem krwi". Świadków śmierci Pstrowskiego trudno szukać, ale o dowody, że naprawdę chorował na białaczkę - uważaną w jego czasach za chorobę nieuleczalną - bardzo łatwo. W Klinice Hematologicznej krakowskiego Szpitala Uniwersyteckiego Collegium Medicum UJ do niedawna pracowali jeszcze świadkowie pamiętanej długo akcji ratowania przodownika: zmarły w 2000 r. jej emerytowany kierownik, a w 1948 początkujący lekarz, prof. dr hab. med. Julian Blicharski i sekretarka kliniki Anna Sinczak. Przede wszystkim zaś - zachowała się opowieść leczącego górnika prof. dr. hab. med. Juliana Aleksandrowicza.

W książce "Tyle wart człowiek", przygotowanej wspólnie przez jednego z najwybitniejszych hematologów polskich wszech czasów i Ewę Stawowy, można przeczytać: "Pewnego dnia, (...) w 1948 roku, przywieziono do II Kliniki Chorób Wewnętrznych przodownika pracy, górnika, Wincentego Pstrowskiego. Zrobił się wielki szum. Przedstawiciel ministerstwa, dr Zygmunt Grynberg, i dr Lubelski, wicedyrektor szpitala klinicznego, starali się zorganizować możliwie najlepsze warunki leczenia.


W gabinecie Profesora [chodzi o szefa kliniki, prof. dr hab. Tadeusza Tempkę - przyp. autora] odbyła się konferencja. Przedstawiciel ministerstwa spytał: - Co nowego zrobiono w tej dziedzinie? - Profesor rozłożył ręce. Nieśmiało odezwałem się, że w ostatnim numerze >Le Sang<, który przed chwilą przeglądałem, jest praca Bassisa i Bernarda o Exanguino-transfusions i korzystnych wynikach w białaczkach. (...)


Idei uczepił się Grynberg. Za dwa dni specjalnym samolotem sprowadzono z Paryża Jeana Bernarda i Jeana Dausseta. Opiekę nad chorym Pstrowskim i organizację zabiegu Mistrz (prof. Tempka - przyp. wald) powierzył nie mnie jako projektodawcy, lecz docentowi Edwardowi Kubiczkowi".


Jako że "Idea zabiegu polegała na przepłukaniu ustroju chorego górnika kilkunastoma litrami krwi", pojawił się problem - skąd wziąć tyle odpowiadającego grupą najcenniejszego leku? Ale dla władzy, dla której Pstrowski był przecież najważniejszą wizytówką całej akcji współzawodnictwa pracy, trudności tego rodzaju nie istniały. Sprawę rozwiązano w sposób najprostszy, typowy dla tamtych czasów: rozkazem.


"Przyprowadzono dwie kompanie żołnierzy jako krwiodawców. Rozbili namioty wokół kliniki. Przyjechał prof. Hirszfeld [Ludwik, wybitny bakteriolog i immunolog, twórca nowej dziedziny nauki, seroantropologii - przyp. autora], Lille-Szyszkowicz [Irena, profesor hematologii i serologii - - przyp. autora], i sztab asystentów. W klinice zrobiło się jeszcze ciaśniej - mundury, urzędowe twarze...".


Zabieg przebiegał pod kontrolą Jeana Bernarda - francuskiego profesora medycyny, prezydenta Międzynarodowego Towarzystwa Hematologicznego. Aleksandrowicz zapamiętał, jak ów - "uroczy i bezpośredni Francuz" - "(...) spytał mnie, czy wszyscy klinicyści w Polsce są zawsze tak dostojni i poważni?... Czy to tylko wynik choroby przodownika, zasłużonego obywatela, czy obecności władz?... Przypominacie mi >les balons gonfles<...". "Les balons gonfles" oznacza tyle, co "nadęte balony".


Pomimo nieliczenia się z kosztami, pomimo zgromadzenia konsylium złożonego z najlepszych fachowców, pionierska terapia nie zdała się na wiele. Transfuzja nie pomogła przodownikowi, granulocytopenia (czyli zmniejszenie liczby granulocytów - białych krwinek) utrzymała się: granulocyty, obecne w krwi przetaczanej, w organizmie Pstrowskiego szybko znikały. Konstatacja tego faktu skłoniła Aleksandrowicza do podjęcia próby znalezienia związku między tymi dwoma zjawiskami - a w konsekwencji uczynienia milowego kroku na drodze do leczenia białaczek. W ten sposób choroba Pstrowskiego przyczyniła się do rozwoju nauki...


Górnik kopalni "Jadwiga" - wkrótce po śmierci najsławniejszego pracownika nazwanej jego imieniem - nie żył długo po desperackiej próbie ratowania: ratowania zarówno jego jak i ratowania wizerunku wyścigu pracy. 18 kwietnia 1948 zmarł w krakowskiej klinice. Koncepcja współzawodnictwa doznała poważnego szwanku - po śmierci Pstrowskiego trudno było przekonać wierzących w jej sensowność z powodów ideowych, że permanentne przekraczanie planu nie niesie zagrożeń zdrowotnych.


Waldemar Bałda 




Czytaj więcej na https://historia.interia.pl/prl/news-wincenty-pstrowski-smierc-rebacza-dolowego,nId,1072294#utm_source=paste&utm_medium=paste&utm_campaign=chrome Czytaj więcej na https://historia.interia.pl/prl/news-wincenty-pstrowski-smierc-rebacza-dolowego,nId,1072294#utm_source=paste&utm_medium=paste&utm_campaign=chromeCzytaj więcej na https://historia.interia.pl/prl/news-wincenty-pstrowski-smierc-rebacza-dolowego,nId,1072294#utm_source=paste&utm_medium=paste&utm_campaign=chrome27 LIPCA 2022 25 MINUT CZYTANIA

image

Aleksiej Stachanow w kopalni

Biblioteka Kongresu Stanów Zjednoczonych (domena publiczna)

- U nas celebrytą lat 40. był Wincenty Pstrowski, syn pracownika folwarcznego i kobiety bez zawodu, który za pracą przywędrował na Śląsk i tutaj dał się poznać jako zajadły rębacz przodowy. Był w stanie wykonać 200, 300 i więcej procent normy, co przekładało się na dziesiątki metrów wyrąbanego przez niego chodnika – mówi Kot.

https://tvn24.pl/poznan/portrety-przodownikow-pracy-na-wystawie-w-muzeum-narodowym-w-poznaniu-4571745


image

image

75 lat temu Wincenty Pstrowski wezwał towarzyszy rębaczy z innych kopalń: kto wyrobi więcej ode mnie? To był początek stachanowskiego współzawodnictwa pracy w Polsce. Dlaczego padło na niego?

https://www.polskieradio.pl/39/156/Artykul/652228,Wincenty-Pstrowski-pierwszy-polski-stachanowiec

image

GÓRNIK KTÓRY ZAHAROWAŁ SIĘ NA ŚMIERĆ

Wincenty Pstrowski (1904-1948), górnik z kopalni „Jadwiga” w Zabrzu sztandarowa postać ruchu współzawodnictwa pracy, przemawia na III Zjeździe Przemysłu Ziem Odzyskanych. 1947/ PAP/CAFFoto: Witold Rozmysłowicz

W PRL został uznany za wzór przodownika pracy. Górnik urodził się w Belgii, a do Polski wrócił w 1946 roku. W swoim liście napisał:


"Od maja ubiegłego roku pracuję jako rębacz na kopalni "Jadwiga" w Zabrzu. W lutym br. wykonałem normę 240 proc., wyrąbując 72,5 m chodnika. W kwietniu wykonałem normę 293 proc., wyrąbując 85 m chodnika. W maju dałem 270 proc., wyrąbując 78 m chodnika".


Gorąco wierzył, że współzawodnictwo, przekraczanie planów przyspieszy odbudowę powojennej Polski. W archiwach Polskiego Radia zachował się apel Pstrowskiego do górników Francji, Westfalii i Belgii:


- Bracia Polacy! Górnicy! Wracajcie do kraju, bo u nas nie jest tak, jak wam jest mówione. U nas teraz nic nie brakuje. My mamy to, co nam się należy: pracujemy. Słyszeliście może w radio, jak wykonaliśmy nasz plan 3-letni. I w 1948 też jesteśmy pewni, że przekroczymy nasz plan. I proszę Was, abyście wracali z wiosną [...]. I wtedy będziemy razem budować, będziemy dźwigać Polskę naszą, demokratyczną, ludową - wzywał na antenie Polskiego Radia.„Cóż z tego, że mamy całe pudełko zapałek, a tylko jedna dobra zapałka w tym pudełku” – zauważył kard. Stefan Wyszyński w kwietniu 1948 r. w kazaniu wygłoszonym w Bronowicach k. Krakowa, odnosząc się do śmierci Wincentego Pstrowskiego i współzawodnictwa pracy.

W „Liście otwartym do górników w Polsce” Wincenty Pstrowski, rębacz w zabrzańskiej kopalni „Janina”, wezwał towarzyszy rębaczy z innych kopalń do współzawodnictwa: kto wyrobi więcej ode mnie? Tym samym 27 lipca 1947 r. przeszedł do historii. Potem zmieniono czasownik „wyrobi” na „wyrąbie”, bo lepiej i trafniej oddawał sens górniczej pracy i ówczesnej technologii wydobycia. Wwiercić się w ścianę węgla, założyć ładunki, odstrzelić, bryły porąbać kilofami, załadować na wózki, zabudować przodek – i znowu odpalić dynamit. Rębacz i ładowacz byli najważniejszymi postaciami w procesie wydobycia węgla. Dzisiaj wynoszeni byliby pod niebiosa, bo fedrowali węgiel gruby – do pieców.


https://www.polityka.pl/tygodnikpolityka/historia/2175351,1,kto-wyrabie-wiecej-ode-mnie-wincenty-pstrowski-tytan-pracy.read

Rębacze i ładowacze

Odnosząc się do realiów Polski przedwojennej – a będzie to ważne w kształtowaniu się postawy Pstrowskiego, który przed emigracją do Belgii pracował w kopalni w Sosnowcu – rębacze i ładowacze zarabiali odpowiednio do 400 i 300 zł miesięcznie. Średnia płaca górnika pod ziemią wynosiła wtedy 250 zł. Przeciętne zarobki robotników w innych branżach objętych ubezpieczeniem emerytalnym kształtowały się tak: dla mężczyzn – ok. 105 zł, dla kobiet – ok. 55. W tym samym czasie robotnicy rolni za dniówkę dostawali 1,7 zł, czyli niecałe 50 zł miesięcznie.


Mały Rocznik Statystyczny, który ukazał się w pierwszej połowie 1939 r., podaje ceny z lat 1935–37 obejmujące miarę 1 kg: chleb żytni – 0,35 gr, ziemniaki – 10 gr, masło – 4 zł, cukier – 1 zł, szynka gotowana – 4,50 zł, kiełbasa wieprzowa – 2 zł, wieprzowina – 1,5 zł, 15 jaj – 1,60 zł, litr mleka – 0,30 gr, a zeszyt szkolny – 0,10 gr.


Tona węgla grubego pierwszej klasy – 22 zł, para półbutów męskich – 25 zł. Aby było też coś dla ducha, to w tym samym czasie w warszawskiej restauracji Victoria – podobnie w katowickich, które należały do najdroższych w Polsce – można było dostać talerz zupy rakowej za 80 gr, sandacza po polsku lub szczupaka smażonego za 3 zł, tak jak pół kaczki z mizerią. Butelka piwa jasnego kosztowała 1,20 zł, pół litra wódki wyborowej – 6 zł, a tyle samo luksusowej – 9 zł. Oczywiście w knajpie, a nie w sklepie monopolowym.image

W powojennych miesiącach 1945 r. połowa górniczych załóg pamiętała przedwojenne zarobki w kopalniach i ceny w sklepach. Także kamrat Wincenty pamiętał kopalniane realia lat 30. Wojna się skończyła, zrujnowana Polska była w potrzebie. Wybuchają patriotyczne apele o zwiększenie wydobycia węgla, a więc o współzawodnictwo ku chwale partii, ku chwale nowej socjalistycznej ojczyzny, zwycięstwa komunizmu i ku pogardzie wrażym kapitalistom – którym na pohybel! Te nowe priorytety musiały zderzyć się z pamięcią minionych lat, z wartościami. Zarobkami i cenami.

Czytaj też: Dopłaty do węgla, którego nie ma. PiS walczy o stołki

Ikona pracoholizmu

Kiedy Wincenty Pstrowski rzucił hasło: „kto wyrobi więcej ode mnie?”, miał 43 lata. Z jego wezwaniem wiąże się początek stachanowskiego współzawodnictwa pracy w Polsce. Dlaczego padło na niego?

Może trudno dzisiaj uwierzyć, ale to przypadek uczynił z Pstrowskiego ikonę ówczesnego pracoholizmu. Jakiś dotychczas nieznany, choć znakomity w swoim fachu górnik-rębacz zaczął nagle domagać się godziwego wynagrodzenia. A czynił to upierdliwie i nachalnie, mając wciąż w pamięci paski wypłaty z przedwojnia i te, które dostawał w kopalniach belgijskich. Chciał zapewnić rodzinie bezpieczeństwo socjalne i domagał się szacunku dla górniczego trudu.

A szacunek nierozerwalnie wiązał się z zarobkiem. Na dodatek wkurzało go wszystko, co dookoła widział. W sporcie nazywa się to złością sportową, a Pstrowski kipiał złością górniczą – i tę jego wściekłość władze umiejętnie wykorzystały. Okrzyknięto go przodownikiem, socjalistycznym bohaterem i patriotą pracy. Górniczą awangardą. Dzisiejszym lepszym sortem. Wydawało się, że stachanowska rywalizacja pracy także w Polsce stanie się przełomowym odkryciem niezbadanych pokładów robotniczego potencjału. I choć Pstrowski nie nadawał się na symbol socjalistycznego wyścigu pracy, to tej machiny nie można już było zatrzymać. Ku uciesze socjalistycznej władzy, której Pstrowski spadł z nieba, choć twierdziła, że nieba nie ma.

Polska Partia Robotnicza, która miała Pstrowskiego w swoich szeregach, już wcześniej inicjowała i podgrzewała na wzór radziecki tę dziwaczną konkurencję, jaką było współzawodnictwo pracy. Celem było podwyższenie norm dla wszystkich, a przy okazji wykreowanie z wyścigowców nowej komunistycznej elity robotniczej. Opływającej zresztą w dostatki i profity dostępne wówczas na tamtym biednym i reglamentowanym rynku.

Wzorem dla Pstrowskiego i jemu podobnym miał być, oczywiście, niedościgniony Aleksiej Stachanow, także rębacz. Miał 28 lat, kiedy w ostatnich dniach sierpnia 1935 r. zaczął bić w Doniecku rekord Związku Radzieckiego w fedrowaniu węgla metodami ręcznymi. Zaczął od... 1500 proc. normy! Wyczyn ten dał 102 tony węgla. A potem rąbał jeszcze więcej. I więcej.

Wincenty Pstrowski kopał wtedy węgiel w Polsce i miał prawo nie słyszeć o Stachanowie. Ale nawet po powrocie do kraju w 1946 r. ogarniał go pewnie pusty śmiech na wieść o takich wynikach w górnictwie. Można przyjąć, choć trudno to rzeczowo dowieść, że Pstrowski nie uczestniczył w tak reżyserowanym wyścigu pracy. Zresztą prawdziwe, zinstytucjonalizowane współzawodnictwo pracy ruszyło już po śmierci Pstrowskiego, a motorem tego procederu stał się kongres zjednoczeniowy PPR i PPS, rozpoczęty 15 grudnia 1948 r.

Trzymajmy się jednak mitu naszego podziemnego herosa. Do czynu przedkongresowego przystąpiło ponad pół miliona przodowników pracy wespół ze wspierającymi ich zespołami i brygadami. Z wyselekcjonowanymi, najczęściej młodymi bohaterami, uzbrojonymi we właściwe hasła, strzelające proletariackimi celami i treściami. Temu arsenałowi patronował Pstrowski, choć trzeba pamiętać, że akurat on był indywidualistą i preferował pracę na własny rachunek.

W tym czasie w ZSRR wyścig pracy przekształcił się w długofalowe zobowiązania produkcyjne. Brzmienie było inne, lecz wychodziło na jedno. To stare rozwiązanie w nowej werbalnej formie zostało przeszczepione na polski grunt w 1950 r. za sprawą apelu górnika Wiktora Markiewki z kopalni „Polska” w Świętochłowicach. Zobowiązania produkcyjne dominowały we współzawodnictwie pracy aż do gorącego lata 1980. Za wschodnią granicą, w radzieckiej rzeczywistości, znakomicie wykpił je Wieniedikt Jerofiejew w poemacie „Moskawa – Pietuszki”, który w 1970 r. ukazał się w wydaniu podziemnym, a w 1989, już za Gorbaczowa, w oficjalnym. Oto smakowity fragment:

„Co miesiąc myśmy wysyłali socjalistyczne zobowiązania, a nam dwa razy na miesiąc przysyłali pieniądze. Pisaliśmy na przykład tak: Z okazji nadchodzącego stulecia zobowiązujemy się zlikwidować przestoje produkcyjne. Albo tak: Z okazji chlubnej setnej rocznicy uczynimy wszystko, ażeby co szósty z nas kształcił się zaocznie na wyższej uczelni. Ale jakie tam przestoje i uczelnie, jeżeli my poza sieką (rosyjska gra karciana w durnia – JD) świata bożego nie widzimy, a razem jest nas tylko pięciu!”.

Czytaj też: Węglowa derusyfikacja Polski

Pensja w jeden dzień przepita

Współzawodnictwo masowe, które masowe było tylko w ujęciu socjalistycznej propagandy, zapoczątkowane zostało w sierpniu 1945 r. we włókienniczej Łodzi na wezwanie Związku Walki Młodych do podejmowania „Młodzieżowych Wyścigów Pracy”. Inicjatywę musiały podchwycić inne branże. I tak już rok później miało w niej uczestniczyć 40 tys. młodych górników, którzy walczyli o miano przodującej kopalni i przodującego zjednoczenia przemysłu węglowego. Ale wyniki nie miały tu nic do rzeczy – zwycięzców wskazywały władze według własnego klucza.


Zakorzeniony w historii Polski i Kresów Wschodnich. Przyjaciel ludzi, zwierząt i przyrody. Wiara i miłość do Boga i Człowieka. Autorytet Jan Paweł II

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka