Alur24 Alur24
276
BLOG

SMOLEŃSK 2010 – Wywiad dra M. Laska

Alur24 Alur24 Polityka Obserwuj notkę 13
Dowodem że temat katastrofy smoleńskiej właściwie się już wypalił, być może będzie i to, że Admin nie zauważy, że ta notka kwalifikuje się do kategorii Katastrofa Smoleńska (co bynajmniej nie znaczy, że P.T. Admina do umieszczenia jej tam zniechęcam).

Dowodem że temat katastrofy smoleńskiej właściwie się już wypalił, być może będzie i to, że Admin nie zauważy, że ta notka kwalifikuje się do kategorii Katastrofa Smoleńska (co bynajmniej nie znaczy, że P.T. Admina do umieszczenia jej tam zniechęcam). W Salonie24 odgrzewa go już tylko kilku zawziętych antagonistów, którzy jednak nie toczą istotnych sporów merytorycznych, ale dają upust swym politycznym frustracjom. Mnie jednak do podjęcia tego tematu skłoniły nie ich potyczki, ale wypowiedzi dra M. Laska, onegdaj zamieszczone na Onecie tutaj:
https://www.onet.pl/informacje/onetwiadomosci/co-z-prawda-o-smolensku-najwiekszy-sukces-macierewicza-fragment-ksiazki/n38xzhw,79cfc278
Bo nie mogę się zgodzić z tezą M. Laska, jakoby tzw. raport Millera był właściwie bezbłędny, co M. Lasek ujął tak, że może dziś: „… trochę inaczej bym go napisał, uwypuklając i wyjaśniając mocniej pewne rzeczy, by był bardziej zrozumiały dla opinii publicznej. Ale jeżeli chodzi o profesjonalny i merytoryczny poziom raportu, nie zmieniłbym ani słowa”.
Czyli dr M. Lasek nie usunąłby z raportu sporych, a prymitywnych błędów, którymi komisja Millera sama zapracowała na odebranie jej wiarygodności. Wymienię tylko kilka z nich. Na przykład pomylenie dodawania z odejmowaniem, w wyniku którego komisja orzekła, że gdy Kapitan smoleńskim kontrolerom zgłosił wysokość „1500 metrów”, to zniżył się już do „1332 metrów” nad poziomem standardowym (o ciśnieniu 760 mmHg). Tymczasem wtedy ta wysokość wynosiła około 1700 metrów, czyli choć Kapitan podał nieprawdziwy poziom lotu, to jednak wyznaczonego mu pułapu nie przekroczył.
Innym błędem komisji Millera jest złe wyznaczenie współrzędnych środka pasa lotniska, czyli punktu XUBS, a w wyniku tego komisja orzekła: „Wprowadzenie współrzędnych odpowiednich dla układu odniesienia SK-42 do systemu FMS pracującego według układu odniesienia WGS-84 doprowadziło do przesunięcia tych punktów o 116 metrów na południe w stosunku do ich faktycznego położenia”. Tymczasem wprowadzona do FMS współrzędna N54°49,50’ przesuwała XUBS nie o 116 metrów, a o nieco ponad 50, i nie na południe, a na północ. I to głównie nie wskutek różnicy między układami SK-42 i WGS-84, ale skutkiem zaokrąglenia współrzędnych w SK-42 do 0.1’ (minuty kątowej), co pociągało za sobą możliwą niedokładność wyznaczenia punktów, na kierunku S-N wynoszącą aż -/+ 92.6 metra!
To z kolei podważa inną tezę komisji Millera, że Kapitan podchodził do lotniska według autopilota zorientowanego na XUBS. To lotnisko nie było jedyne, które podawało tak zaokrąglone współrzędne, więc Kapitan z pewnością je zauważył i nie mógł w pas szeroki zaledwie 49 metrów celować z (nie)dokładnością wynoszącą aż -/+ 92.6 metra. I jego zachowanie się w momencie mijania DRL, gdzie ARK wykazał mu znaczne odchylenie w lewo od osi pasa, wskazuje, że co najmniej w tym momencie przeszedł na „półręczne” sterowanie kursem lotu, np. pokrętłem na wskaźniku PNP-1.
Ale wprost żenujący błąd komisja Millera popełniła zaokrąglając wynoszącą 3.425 sek. różnicę czasu między rejestratorami MSRP a MARS-BM do równych 3 sekund. I przez ten wstręt do ułamków jej pionowa trajektoria lotu przypomina lot ptaka z postrzelonym skrzydłem. Takim załamaniom zaprzecza brak adekwatnych zmian przeciążenia pionowego, których niemal nie było, a co komisja zupełnie zignorowała. A co za tym – nie było ani nagłych przepadków wysokości w odległościach ok. 1530 i 1250 metrów od lotniska, ani też niewiarygodnego garbu w przedziale 1900-1700 metrów. (Na pojawienie się tego garbu w pomiarach wysokości radiowej wpłynęło jeszcze zakole rzeczki Wiazowienki.) A brak tego garbu likwiduje podstawę komisji Millera do oskarżenia Kapitana o podjęcie nagłej „decyzji o zwiększeniu prędkości zniżania”.
A choć spośród wielu błędów komisji Millera planowałem wymienić tylko trzy, to nie mogę jeszcze pominąć zawodu, jakiego dostarcza główna konkluzja raportu Millera. Cytuję: „Przyczyną wypadku było zejście poniżej minimalnej wysokości zniżania ...”. Jest to konkluzja równie odkrywcza, jak zarzucenie kierowcy, któremu samochód wbrew jego zamiarowi zjechał na lewą stronę jezdni, że „przyczyną wypadku było przekroczenie podwójnej linii ciągłej”. Tymczasem przyczynę nagle zwiększonej stromości zniżania w odległości 3200 metrów od lotniska można znaleźć w zapisie MARS-BM (podałem ją we wcześniejszych notkach, np. „Kilka faktów”, więc nie ma potrzeby jej powtarzania), ale najpierw trzeba było ten wzrost stromości zauważyć. Tymczasem na pokazie komisji Millera jest to utrudnione, właśnie skutkiem jego zafałszowania nieprawdziwymi załamaniami, ale też skutkiem dużej rozciągłości skali rysunku.
Te błędy raportu Millera teraz jedynie przypominam, bo pisałem o nich w poprzednich notkach. Przypominam je zaś po to, aby dr M. Lasek i inni stronnicy tego raportu mieli jeszcze jedną szansę się dowiedzieć, że jest w nim do usunięcia lub do poprawienia dużo, dużo więcej, niż tylko kosmetyczne wygładzenie stylistyki. I że tego rodzaju błędy odbierają prawo do nazywania członków komisji Millera „profesjonalistami, którzy zrobili swoje i drugi raz pewnie zrobiliby to samo” (to cytat z przywołanego w Onecie wywiadu z drem M. Laskiem). Zwłaszcza wobec ich nieumiejętności liczenia na ułamkach.
Moja krytyka raportu Millera jednak nie oznacza, że opowiadam się za „teoriami zamachowymi”. Już gdy Rzeczypospolita ogłaszała sensację o „trotylu na wraku tupolewa” zauważałem w mych publikacjach, że czułość detektorów trotylu określona na 10 do potęgi minus jedenastej oznacza, że mogły tam być jedynie śladowe jego ilości, liczone niemal w molekułach, a te zaś mogły być naniesione zupełnie przypadkowo, na przykład przez żołnierzy przewożonych do/z Afganistanu. I właściwie do dziś nie napotkałem informacji, jakie było rzeczywiste stężenie trotylu (może niezawodny >tiger65< znalazł tę informację?).
Uznaję też słuszność powtórzonej w Onecie uwagi M. Laska, że ilość towarzyszących katastrofie wyjątkowych czynników wyklucza jej z góry zaplanowanie.
Jednak inkryminowane eksplozje też mogły mieć miejsce, bo wskazują na nie zarejestrowane wstrząsy, tyle że były to eksplozje paliwa, a nie celowo podłożonych ładunków wybuchowych. 12 ton paliwa musiało się jakoś zdematerializować, bo na wrakowisku powstało tylko kilka nieadekwatnych ognisk pożaru.
I nie wykluczam też że ważni rosyjscy decydenci, może nawet sam Putin, już na gorąco, gdy dowiedzieli się o mgle, mogli chcieć wykorzystać podarowaną im przez naturę sytuację do skompromitowania Prezydenta i oskarżenia jego i załogi Tu-154 o „próbę lądowania w niedozwolonych warunkach”. I spowodować medialną wrzawę, która przykryłaby niekorzystne dla Putina wystąpienie Prezydenta w Katyniu. Bo zastanawiające są zmiany zachowania się podmiotów rosyjskich, gdy informacja o mgle w Smoleńsku dotarła „wyżej”.
I tak już około 8:14 moskiewskie Centrum Kontroli Lotów podało mińskiemu CKL (samolot był wtedy w jego strefie), że widzialność w Smoleńsku spadła do 400 metrów. Ale gdy niespełna 10 minut później już samo przejmuje samolot, to o mgle już nie tylko nie daje wzmianki, ale wprost mu zleca dalsze zniżanie się w kierunku Smoleńska. Mimo, że wcześniej twerski oficer operacyjny – mjr Kurtiniec, w imieniu wojskowego centrum decyzyjnego, z którym się łączył, dwukrotnie obiecał Kierownikowi Lotniska – ppłk. P. Plusninowi, że polski Tu-154 zostanie przekierowany do Moskwy-Wnukowa.
Po drugie – nielegalnie przebywający na smoleńskiej „wieży” płk Krasnokutski początkowo był bardzo zaniepokojony nagłym pogorszeniem się pogody nad Smoleńskiem. Po czym wyszedł na teren lotniska, a wtedy telefonicznie poszukiwał go niejaki gen. W. Benedyktow z Moskwy. Ale Benedyktow z legalnym Kierownikiem Lotniska – ppłk. P. Plusninem rozmowy nie przyjął, więc możliwe, że krążącego po lotnisku Krasnokutskiego złapał na komórkę. A gdy Krasnokutski wraca, to wtrąca się Plusninowi do jego rozmowy z Kapitanem A. Protasiukiem. I właściwie za Plusnina wydaje zgodę na próbne podejście, bo gdy Plusnin wyraźnie się zawahał, a mając taki obowiązek – możliwe że rozważał odmowę, to Krasnokutski pytaniem o zapas paliwa stawia Plusnina przed faktem, że ta zgoda stała się już oczywista. A potem jeszcze Krasnokutski wprost ucina dalsze starania Plusnina o przekierowanie polskiego samolotu do Moskwy: „Pasza, doprowadzasz do stu metrów. Sto metrów. Bez dyskusji, kurde…”.
A gdy do tego jeszcze dodać obecność w pobliżu lotniska milicyjnej formacji specjalnej (OMON), a także potwierdzony w raporcie Millera fakt wypalania nieużytków w okolicy Smoleńska i to, że mgła napływała falami – to do pogorzelisk z nawietrznej strony lotniska wystarczyło dorzucić kilka świec dymnych, by w upatrzonym czasie warunki znacznie pogorszyć. I na 4 minuty przed katastrofą widzialność faktycznie spadła z 400 do 200-150 metrów.
Tych koincydencji raport Millera nie zauważył, zdaje się, że inne opracowania też nie.
Zaś do dra M. Laska mam pretensję o tuszowanie odpowiedzialności za ewentualną mizerię 36. Pułku, np. ogólnikami typu „Nie udało im się (Pilotom), przede wszystkim nie z powodu własnych zaniedbań, ale przez niewłaściwe szkolenie. KTOŚ swym niedbalstwem doprowadził do tego ...”.
Tymczasem dr Lasek co najwyżej mógłby nie wiedzieć, że to Premier D. Tusk wymusił na min. B. Klichu, by na już i tak niedofinansowanym wojsku corocznie oszczędzał jeszcze dodatkowe 2 miliardy, ale przynajmniej powinien dotrzeć do informacji, że to właśnie min. Klich w 2008 roku podpisał decyzję o zaniechaniu ćwiczeń na trenażerze T-154 w Moskwie. A już na pewno powinien wiedzieć, która opcja polityczna rządziła przez poprzedzające katastrofę 2.5 roku, zamiast zastępować ją „ktosiem”. A tymi przemilczeniami sam przyczynił się do powstania, jak to określił „teorii spiskowych dotyczących katastrofy”, tyle że innych, niż sam miał na myśli. I jak najbardziej miała rację zacytowana przez niego starsza pani, która zauważyła: „Wie pan, mam do pana tylko jedną uwagę: pan nie powiedział, że to była wina Tuska”. Bo rzeczywiście nie powiedział.
Jeśli więc moi oponenci znów zechcą przytaczać „teorie spiskowe”, zainspirowane przez eufemistyczne niedomówienia raportu Millera i samego M. Laska – to ostrzegam, że z próbami zrzucenia odpowiedzialności na Ofiary tej katastrofy będę się rozprawiał bez taryfy ulgowej. I to w oparciu o informacje swego czasu podane przez „wolne media”, w rodzaju Polsatu lub TVN.
Za to już wcześniej doceniłem dra M. Laska za to, że choć powtarza błędne ustalenia komisji Millera, to na ogół nie dokonuje nadinterpretacji faktów i nie wyciąga wniosków urągających logice. Bo już w przeszłości wyrażał się sceptycznie o rzekomym wpływie na zdarzenia tzw. „rozmowy braci”, co zresztą powtarza również w zacytowanym przez Onet materiale.
Zresztą w tym wywiadzie dr Lasek zauważa jeszcze coś, co na pewno nie spodoba się pewnemu „weteranowi Salonu24” (jak się sam określił), który usiłował dowodzić, że śp. Dyrektor Protokółu Dyplomatycznego „przyniósł Pilotom polecenie lądowania”. Tymczasem dr Lasek dostrzegł, że „…decyzję o tym, aby zejść do wysokości minimalnej, załoga podjęła JESZCZE ZANIM doszło do rozmowy braci. (… Dyrektor) wrócił do załogi po dwóch minutach (w rzeczywistości po niecałych 4-ch, tu dr Lasek się pomylił – przyp. mój) i powiedział, że "na razie nie ma decyzji prezydenta, co dalej robimy". Nie "co robimy", ale "co DALEJ robimy", co sugerowało, że prezydent GODZIŁ SIĘ z tym, że może nie da się wylądować w Smoleńsku z powodu mgły. Załoga zrozumiała to tak samo, bo w nagraniu z kokpitu słychać, jak jej członkowie między sobą mówią, że pewnie sami będą musieli wybrać lotnisko zapasowe. Prezydent MIAŁ DO TEGO PRAWO, by wydać dyspozycję, jakie lotnisko będzie korzystniejsze z punktu widzenia zbliżających się uroczystości, ale tego nie zrobił. NIE MUSIAŁ. Załoga musiała” – koniec cytatu.
Ten obszerny cytat dra M. Laska uzupełnię informacją, że fraza „co dalej robimy” jest podparta wcześniejszym pytaniem Pilotów „co będziemy robili” po podejściu, a to rozbija ewentualne dowolne interpretacje słówka „dalej”.
I zawartej w tym cytacie łatwej do pojęcia logiki nie zamierzam z „weteranem” dłużej dyskutować, bo już wcześniej przekonałem się, że ma trudności w zrozumieniu prostych faktów. Teraz specjalnie podkreśliłem słowa, które to zrozumienie powinny mu ułatwić, a jeśli mimo tego nie ułatwiły – niech się zwróci do samego dra M. Laska.

Alur24
O mnie Alur24

Wzorem innych piszących CV - też się urodziłem. Ale na tym nie poprzestałem.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka