Wszyscy to wiedzą, że sławne już od kilku dni dopłaty do krów i świń mają pochodzić z pieniędzy unijnych. Mało tego, nikt nie podnosi skandalu, jakim było zaniechanie poprzedniej ekipy, w której koalicjantem była przecież partia "chłopska", aby te dopłaty, funkcjonujące w wielu innych krajach Unii, pozyskać. Było częste bicie piany na temat nierównego traktowania hodowców w starej i nowej Unii, natomiast nikt wcześniej nie zadbał, aby wyciągnąć ręce po te gotowe pieniądze. Za te zaniedbania powinny spaść gromy na większość członków obecnej Koalicji Europejskiej, tymczasem oni wspomagani antyrządowymi mediami wiodą prym, a nauczyciele powtarzają za nimi niczym bezrozumne zwierzęta, że te dopłaty mają pochodzić z polskiego budżetu i dlatego nie ma na podwyżki dla nauczycieli.
Jeśli nauczyciele tak bardzo chcą partycypować akurat w tych dopłatach, co wynika z ich happeningów, to jest na to przecież sposób. Nie takie rzeczy przechodziły w Unii. Wystarczy wspomnieć przykład marchewki, która jest owocem, aby portugalscy producenci dżemów z tych "owoców" mogli dostawać unijne dotacje, czy ślimaki, które według Unii są rybami, aby z podobnych dopłat mogli skorzystać Francuzi. Któż zabroni, aby Unia uznała polskie nauczycielki za krowy, a nauczycieli za świnie? Skoro sami chcą i tak usilnie każdego dnia się porównują, a niektórzy nawet przebierają.
Przepraszam wszystkich przyzwoitych nauczycieli, a wierzę, że takich jest większość, ale wobec bezczelnego powielania tych kłamstw i manipulacji, trudno przejść obojętnie.W środowisku nauczycielskim zapanował terror przypominający ten, który lewicowa mniejszość próbuje ostatnio narzucić większości w postaci homo-propagandy. Nawet jeśli ktoś myśli inaczej, to albo nie czuje się na siłach, aby się przeciwstawić, albo boi się odrzucenia i ostracyzmu.
Nie wiem tylko, czy nie wywoła to kolejnych fal wyłudzeń na zwierzęta, przecież kolejne środowiska patrzą i czekają w kolejce?
