Przy czym Salman Rushdie, obłożony fatwą przez ajatollaha Chomejniego, miał przynajmniej ochronę policyjną w Wielkiej Brytanii. A w polowaniu na J. Matze uczestniczą jego konkurenci z BigTech, udostępniając fanatycznym wyznawcom lewactwa wszelkiego rodzaju jego dane osobowe (w tym adres zamieszkania).
Książki Salmana Rushdie fanatyczni wyznawcy Islamu palili na stosach, po to, aby nikt nigdy już ich nie przeczytał. Czym to się różni od usunięcia "Parlera" z sieci?
Piszę jak jest.
Inne tematy w dziale Polityka