Anna Bojarska Anna Bojarska
2975
BLOG

Anna Bojarska powraca!

Anna Bojarska Anna Bojarska Kultura Obserwuj notkę 9

„Agitka” pokazywała życie zaangażowanych inteligentów, stany gorączki, wrzenia umysłu. Jestem przekonany, że wypchnięta z kanonu literatury podziemnej książka Anny Bojarskiej powróci. I roznieci płomienie w głowach.

Takie życzenie, a może też nadzieję, wyraził w najnowszym numerze "Uważam Rze" Andrzej Horubała. http://uwazamrze.pl/2011/02/bojarska-powroci/

"Agitka", fenomenalna powieść Anny Bojarskiej, przed laty niezwykle głośna, pozostaje jednak nieznana kolejnym pokoleniom Czytelników. Jest praktycznie niedostępna na rynku. Wydana w podziemiu w 1987 roku, wznowiona później w 1990, już w wydawnictwie oficjalnym, nie doczekała się następnych wydań. Horubała pyta, czy znajdzie się dla niej nowy wydawca. Otóż, już się znalazł!

Na razie, za wiedzą i wolą Anny Bojarskiej, w oczekiwaniu na papierową wersję książki, na tym blogu będą się ukazywały codziennie około 18.00 kolejne fragmenty "Agitki".

Państwa komentarze zostaną przekazane Autorce, która - w miarę możliwości - postara się do nich odnieść.

 * * *

A jednak ona istnieje, was biorę na świadków, dusze wrażliwe i czyste, istnieje ta namiętność czuła, przemożna, nieodparta, męka i radość wielkich serc, ten głęboki wstręt do tyranii, to rozpaczliwe współczucie dla uciśnionych, ta święta miłość ojczyzny, ta najwznioślejsza i najświętsza miłość ludzkości, bez której wielka rewolucja jest tylko olśniewającą zbrodnią, unicestwiającą inną zbrodnię; istnieje ta szlachetna ambicja stworzenia na ziemi pierwszej republiki świata, ten egoizm ludzi nieupodlonych, znajdujący niebiańską radość w spokoju czystego sumienia i w porywającym widoku powszechnego szczęścia. Czujecie ją w tej chwili, płonącą w waszych sercach; ja czuję ją także.

(Robespierre)


W polityce nie ma, nie było, i nigdy nie będzie sentymentów.

(Stalin)

 

CZĘŚĆ PIERWSZA

KONGRES

1

Sala jest okrągła, z czerwonymi, pluszowymi fotelami: amfiteatr. Jaskrawe światło.

Dopiero co pociąg wjeżdżał na ciemny, nocny dworzec, wskazówki zegara pokazywały trzecią; albo samolot lądował na lotnisku, chłód, wiatr, w Belfaście podłożono bombę zegarową pod cysternę z benzyną, a w Boliwii partyzant Felix Guardia został trafiony w brzuch, zachwiał się, zatrzepotał rękami i runął w błoto; tu jest czerwień, światło, długi stół prezydialny, a nad nim w trzech językach, na czerwonym płótnie:

PROLETARIUSZE WSZYSTKICH KRAJÓW ŁĄCZCIE SIĘ! , „Le Soir” już zdążył zamieścić

pierwszy artykuł z serii „Goszyści wszystkich krajów łączcie się” , „La Nation" napisała o " Komunii marksistowskoleninowskiej ", przy stole prezydialnym kłębi się tłum, to Francuzi, Włosi, może ktoś jeszcze, ale przede wszystkim Francuzi i Włosi, śpiewają, jeszcze nie pozajmowano miejsc, na salę wchodzi David Sinclair w czerwonym swetrze, z wąsami, z rękami w kieszeniach i z papierosem w ustach, patrzy w dół, tamci śpiewają - pour réchauffer la salle - „ . . . alla riscossa bandiera rossa! handiera rossa!”

Ci, którzy powciskali się w puste rzędy, szukając miejsc, podejmują ten śpiew: nie wszyscy, ale jednak. Prawie wszyscy. Ktoś podnosi wysoko zaciśniętą pięść: Szwedzi i Finowie nie rozumieją tego gestu, ale inni go rozumieją, nawet Anglicy, Niemcy oczywiście także, rudy Dieter tłumaczy tłustemu Szwedowi, że to tradycyjne pozdrowienie antyfaszystowskie, wszyscy śpiewają teraz od początku „Avanti, popolo!”, Skandynawowie znów milczą, za to rudy Dieter wyśpiewuje na cały głos, Niemcy widać to znają, lewe poręcze foteli zawierają oprócz słuchawek i urządzenia do odbioru jednego z języków Kongresu, francuskiego, niemieckiego, angielskiego, hiszpańskiego lub włoskiego, jeszcze popielniczki, więc się pali, ruch, hałas, Martha Doherty zbiegła na dół, do śpiewających, nosi krótką niebieską sukienkę i wysokie buty, rude włosy spadają jej na ramiona i na brzydką, piegowatą twarz, za dużo w niej wyrazu, żeby była ładna, i jeszcze te szpary miedzy wiewiórczymi zębami, gdyby była Amerykanką, od dziecka męczono by ją prostującym aparatem, ale nie jest.

Część trockistów bojkotuje, część nie. Najważniejsze, że są Hiszpanie! Dla Marth'y Doherty najważniejsze. Zresztą tylko jeden przyjechał z Hiszpanii, w końcu państwo faszystowskie, pozjeżdżali się głównie z Francji, ale wszyscy przecież walczą o wolną Hiszpanię - nie wszyscy o czerwoną, to cały problem - no i jest Estravados! Jest Estravados! Estravados. legenda rewolucji! Tak, jest: w grupie stojącej przy stole prezydialnym zrywają się okrzyki, piosenka nagle pęka na pół, kogoś podrzucają do góry i cała sala podejmuje: E - STRA - VA - DOS! E - STRA - VA - DOS! A potem już nierówno, bez skandowania, z lewej i prawej strony sali: „Pablo! Pablito!”

Martha Doherty stoi o dwa kroki od niego: szczupły, z czarną, krótką brodą, z twarzą Chrystusa, wszyscy, którzy go uwielbiają, mówią, że ma twarz Chrystusa, chcą, żeby coś powiedział, ale on nie chce, unosi tylko rękę w pozdrowieniu, uśmiecha się, jakie ma białe zęby!

I nagle wszystko idzie bardzo szybko: zajmowanie miejsc; i Estravados, i Martha znaleźli się naprzeciw sali, za tym długim stołem: walcząca Ameryka Łacińska! walcząca Irlandia!, ktoś woła: „Niech żyje wolna Irlandia!”, i wszyscy wstają; nie, parę osób nie wstało: Niemcy? Z jakiego ugrupowania? „Bydlęta!” - woła trockista Raymond Krivitzky, ale w końcu każdy ma prawo do swych przekonań, w ten sposób nigdy nie osiągniemy jedności; nie, nigdy nie będzie jedności! I zaraz przejście do Międzynarodówki; teraz i Niemcy - z którego ugrupowania? - wstają, wszyscy wznoszą wysoko pięści, śpiewają, każdy w swoim języku; ile są warci? Ale cokolwiek są warci, Estravados wystarczy za nich wsz ystkich, jakiekolwiek są ich winy, Estravados je odkupi: jak on wygląda, śpiewając! Co za twarz! Skąd tu naprawdę przyjechał? Z Hawany? Czy może z Boliwii? Może z Hiszpanii! Jedno wiadomo: nikt tak jak on nie ofiarował całego życia, całego życia. . . Gdzie teraz walczy? W Boliwii, Argentynie, Hiszpanii? Czy rzeczywiście był w Chinach? A w Indonezji? Czy naprawdę reorganizuje indonezyjskich komunistów, ich resztki? Ile legend wokół jednego człowieka! Ale choćby legend było tysiące, on je wszystkie uniesie, i nie ma na świecie słowa, które by go przerosło, nie ma słowa, które by mu dorównało: Estravados, legenda rewolucji, Chrystus rewolucji! Jak u Błoka - myśli Raymond Krivitzky - w wieńcu z białych róż, to śmieszne, skąd ta legenda? Dlatego, że naprawdę walczy, nie tylko mówi, me tylko pisze, ale przede wszystkim walczy, z bronią w ręku, czy o to chodzi? Martha Doherty też była na barykadach, kiedy strzelające weekendy zaczęły przechodzić w wojnę domową, przemawiała na meetingach pod kulami, dosłownie pod kulami, nawet rzuciła kamieniem w brytyjskiego żołnierza, za co też posiedziała sobie w więzieniu. . . czy o to chodzi? O bezpośredni udział? Nadmiar wymagań! Romantyzm. My tworzymy teorię.

Ale ledwo po raz ostatni wszystkie te głosy pod bagnetami uniesionych rąk, wszystkie te połączone głosy odśpiewały Bój to jest nasz ostatni , Raymond Krivitzky wykonuje nieznaczny ruch: trockiści wstają z miejsc, znów otwierają szeroko usta, słowa jak wystrzały, jeden po drugim, twardo, głośno, tnąc salę na pół, od wklęsłego sufitu jaskrawego od świateł po czerwoną miękkość podłogi, wystrzał po wystrzale: MARKS! - ENGELS! - LENIN! - TROCKI! - ROSA! - MARKS! - ENGELS! - LENIN! - TROCKI! - …jednocześnie zrywają się inni, inne pięści idą w górę, wystrzał po wystrzale: MARKS!

- ENGELS! - LENIN! - STALIN! - MAO! - MARKS! - ENGELS! - LENIN! - STALIN! - ...aż nagle z dna tego krzyku, tej bitwy, zaczyna narastać uspokajające, łagodzące, łączące: ESTRAVADOS! ESTRAVADOS! , i stopniowo to jedno nazwisko obejmuje salę, co za bzdura, myśli Raymond Krivitzky, to przecież nie teoretyk, to praktyk, ale nazwisko praktyka przeszło już w co innego: REWOLUCJA! REWOLUCJA!, co do tego wszyscy są zgodni, potem trockiści zaczynają coś krzyczeć o czerwonej Europie, tu też nie ma walki, wszyscy są za czerwoną Europą. Potem David Sinclair, złożywszy dłonie w trąbkę, ryczy całą siłą płuc: CZERWONA AMERYKA! , prawda, nie można zapominać o Ameryce, więc Czerwona Ameryka, ale trockiści skandują już o Socjalistycznych Stanach Zjednoczonych Europy, tu jedni są za, a drudzy przeciw, zamieszanie,DOWN WITH STALINISM! - woła ktoś, kto chyba nie jest trockistą: ktoś z Mao Spontex? Nie wiadomo; w każdym razie Raymond Krivitzky odpowiada natychmiast: DOWN WITH MAO SPONTEX! - trockiści są przeciw stalinizmowi, tak, ale dla nich stalinizm to nacjonalizm, a dla innych internacjonalizm, każdy ma takiego Stalina, na jakiego zasłużył. Nie taki Stalin straszny, jak go malują, odpowiada natychmiast ktoś z Czerwonej Linii; ale w końcu mamy kongres Zjednoczeniowy, do diabła! VIVE L ' INTERNATIONALE! - woła ktoś z Ligi Komunistycznej, czyżby z Ligi Komunistycznej? Nie, to chyba Włoch z Manifesto; ależ skąd, Włoch, owszem, ale jeden z tych, którzy redagują „Bolszewika”, z L ' Organizzazione Communista Bolscevica Italiana MarxistaLeninista, o, już mu ktoś odpowiedział: A NARODOWA DROGA DO SOCJALIZMU? Przeciw Międzynarodówce, w imię narodowej drogi. . . no, tu odpowiedź jest łatwa! A NARODOWY SOCJALIZM? - woła Raymond Krivitzky. - MAMY TU NARODOWYCH SOCJALISTÓW! I zaraz pięści w górę: FASZYZM NIE PRZEJDZIE! FASZYZM NIE PRZEJDZ1E! Patrzcie go, Togliatti w miniaturze! Ale w końcu mamy kongres zjednoczeniowy, do diabła, nie czytano jeszcze depesz, a apel o solidarności z uwięzionymi towarzyszami, z czerwonymi więźniami świata? To miało być na początku, zaraz po Międzynarodówce; VIVE L ' INTERNATIONALE! - woła teraz ktoś z Lewicy Proletariackiej, i nikt już nie wyskakuje z Narodową Drogą ani z Narodową Specyfiką - VIVE L'INTERNATIONALE! VIVE L ' UNITE! LONG LIVE THE REVOLUTION! AVANTI; POPOLO! BANDIERA ROSSA! Wreszcie sala cichnie.

cdn.

"A jednak ona istnieje, was biorę na świadków, dusze wrażliwe i czyste, istnieje ta namiętność czuła, przemożna, nieodparta, męka i radość wielkich serc, ten głęboki wstręt do tyranii, to rozpaczliwe współczucie dla uciśnionych, ta święta miłość ojczyzny, ta najwznioślejsza i najświętsza miłość ludzkości, bez której wielka rewolucja jest tylko olśniewającą zbrodnią, unicestwiającą inną zbrodnię; istnieje ta szlachetna ambicja stworzenia na ziemi pierwszej republiki świata, ten egoizm ludzi nieupodlonych, znajdujący niebiańską radość w spokoju czystego sumienia i w porywającym widoku powszechnego szczęścia. Czujecie ją w tej chwili, płonącą w waszych sercach; ja czuję ją także." (Robespierre)*************************************** "W polityce nie ma, nie było, i nigdy nie będzie sentymentów." (Stalin)

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura