Blagier* kuwetowy** jak zwykle odgrzewa nieświeże kotlety. Powtarza dawno temu wyjaśnione sPiSkowe brednie. Tym razem znowu o złej pracy rosyjskich kontrolerów, którzy jakoby nieprawidłowo naprowadzali nieszczęsny samolot w Smoleńsku.
Przypomnijmy, że ostatnia kwestia "na kursie na ścieżce" padła, gdy samolot znajdował się około 2000 metrów od progu pasa. Dalej kontrolerzy nie naprowadzali, gdyż niespecjalnie mieli jak. Minimum załogi było 1800/120 metrów, co znaczy, że najpóźniej 3 sekundy później załoga powinna była rozpocząć procedurę odejścia, bo nie było szans, aby z tej odległości dostrzec próg pasa ("Arek, teraz widać 200").
Załoga z odejściem zwlekała jeszcze parę sekund i to, przy zbyt szybkiej prędkości opadania na zbyt małym ciągu silników było zasadniczą przyczyną katastrofy, a zastanawianie się na ile sprawny był radar, to dzielenie włosa na czworo, odwracanie uwagi od rzeczywistych przyczyn katastrofy. W dodatku popełnione zostały inne karygodne błędy, które wskazują na kiepski poziom wyszkolenia, który był błędem systemowym 36SP potwierdzonym przez NIK.
Dzisiaj niektórzy sPiSkowcy próbują przekonywać o tym, że w Smoleńsku był system równoważny ILS. Gdyby był, to gadanie kontrolerów tym bardziej nic by nie wnosiło, bo w systemie ILS to nie słowa prowadzą do progu pasa, tylko wiązki radiowe. Odbiornik systemu ILS znajduje się w samolocie i to on sprzężony z autopilotem automatycznie prowadzi samolot. Tylko, że w Smoleńsku systemu ILS nie ma i nie było.
Oczywiście możliwość komentowania u blagiera jest wyłączona dla ideologicznie "niesłusznych".
#katastrofa Smoleńska, #sPiSek
* - bloger to brzmi zbyt dumnie
** - najbliższe znane mi polskobrzmiące słowo jako tako przystające do niewymawialnej zbitki liter stanowiącej przydomek blagiera
Komentarze