Do tej notki zainspirowała mnie blogerka Karolina Nowicka, która w swojej notce nawoływała do tego aby UE wprowadziła zakaz postarzania produktów. Blogerka Karolina jest lewicową blogerką, oczekującą, że jest takie coś na świecie, „co powie i stanie się Światło”. Powiedziała UE o krzywiźnie bananów i one się same dostosowały do tego. Powiedziała UE, że marchewka to owoc i marchewka stała się owocem. Zechcieli Francuzi, aby ślimak był rybą i UE się z tym zgodziła i od tej pory ślimak stał się rybą. Jakież to proste. Nic nie trzeba robić, jeden ukaz i wszystko się zmienia. Boski wymiar sprawczy.
Często te słowa pojawiają w przestrzeni publicznej: lewica i prawica. Ale co one oznaczają w prostych żołnierskich słowach? Otóż to są kompletnie do siebie nieprzystające sposoby „czynienia sobie Ziemi poddaną”. Otóż przy prawicowym widzeniu świata dokładamy cegiełki do budowli już stworzonej przez naszych przodków. Ewentualnie zmieniamy wygląd łazienki, lub robimy nowe ścianki działowe zastępując inne wcześniej istniejące. Po prawej stronie dominuje ogólna zasada programistów komputerowych: „Działa? Nie ruszaj!”. My nie burzymy fundamentów, aby przypadkiem nie zawalił się cały gmach cywilizacji. Inaczej rzecz ma się z lewicą. Ona chce zaorania istniejącego porządku, zaorania istniejącego ładu, zaorania języka i zaorania człowieka. Już, natychmiast, za życia jednego pokolenia. Chcą stworzyć Nowego Człowieka i Nowy Świat. Każdym możliwym sposobem. Dziś gułagi i obozy koncentracyjne zastąpił terror medialny w polit-poprawności, która kastrując słowa z języka już gdzieniegdzie doprowadziła do zaniku idei, do wyjałowienia człowieka. Biali Amerykanie mają ponosić winę za swoich przodków sprzed dwustu lat, ale nikt nie domaga się od Niemców aby przepraszali z Hitlera. Ciekawe, c’nie? Przecież jeszcze żyją ludzie, którzy ten koszmar pamiętają.
Jednym z takich bożków lewicy jest ekologia. Rolę diabła w tej religii odgrywa człowiek. To on jest pra-przyczyną wszelkiego zła na Ziemi. Od urodzenia, a właściwie nawet od poczęcia. Jest tylko jeden problem w tej religii. Aby ją wdrożyć w życie potrzebne są masy wiernych. Potrzebne są też „cuda”. Ale tych cudów nie ma. Prorocy religii zawodzą. Męczenników brak. Fakty są inne niż przepowiednie. A czas leci, wiernych ubywa. Nie jest dobrze.
No i Karolina Nowicka wymyśliła sobie (lub idea ta pojawiła się w jej lewicowym świecie, a ona go tylko implantuje w przestrzeń publiczną), że nasz zepsuty przez człowieka świat można naprawić likwidując coś co się nazywa postarzeniem produktu. W wyniku tego świat stanie się lepszy. Co to takiego to postarzenie produktu? Otóż jest to planowe użycie materiałów gorszej jakości (tańszych), których żywotność sprowadza się do określonej trwałości, zwykle kilka razy dłużej niż gwarancja na dany produkt (no wiąże się to z mniejszymi nakładami na weryfikację jakości produktu). No przecież to oburzające! Jak można sprzedawać chłam! Tak, ale dzięki temu produkt jest znacznie tańszy i może sobie nań pozwolić więcej ludzi, pieniędzmi zarobionymi na produkcji innych postarzanych towarów. Banalnie proste.
Wprowadźmy więc zakaz postarzania produktu. Co to oznacza w praktyce współczesnego biurokratycznego kartelu jakim jest ponadnarodowa struktura czapy politycznej? Otóż wymaga to przede wszystkim masy instytucji kontrolujących, masy nadużyć w walce konkurencyjnej, gdzie więksi będą korumpować urzędników, aby wykończyli małe innowacyjne firmy, które stanowią dla nich zagrożenie. Wymaga skomplikowanych procedur weryfikacji, które mogą zablokować produkt zanim zostanie uruchomiona jego produkcja. A te skomplikowane procedury wymagałby wysoko wykwalifikowanych znawców przedmiotu, których było ze świecą szukać. Nie trzeba być wybitnym obserwatorem aby się domyślić na podstawie dotychczasowych doświadczeń politycznych, że firmom niemieckim i francuskim włos z głowy nie spadnie. Reszcie poza włosami może polecieć cała głowa.
Następnym aspektem jest rynek zbytu. I tu są dwa fakty. Otóż jest żarówka Edisona, która podobno pali się do tej pory (jeszcze niedawno obchodziła stulecie swego świecenia). I to może być koronny dowód dla zwolenników zabronienie postarzania produktów. Z tym tylko, że jest to manipulacja, ponieważ żarówki przepalają się od włączania i wyłączania, co wynika z uderzeń prądu podczas tych procesów dla elementu indukcyjnego jakim jest żarnik. To jest czysta fizyka. Żarówka Edisona nigdy nie była wyłączana, płynie przez nią stały prąd, który nie generuje takie zjawiska. Dlatego jest długowieczna. Drugim faktem jest popyt na takie żarówki, które paliłyby się wiecznie. Jak się komuś wydaje, ile takich żarówek w swoim istnieniu mogłaby wyprodukować taka fabryka wiekuistych żarówek? Nie wiem ile, ale wiem, że skończoną ilość. Po czym wszyscy jej pracownicy oraz wszystkie firmy z nią konkurujące idą na bruk. Koniec rynku, koniec pracy, radźcie sobie proletariusze sami. Postarzanie produktu to nic innego jak coroczna produkcja zboża, która idzie do piachu aby znowu za rok powrócić z nowymi zbiorami. Taki proces to nic innego jak cicha umowa między psem i przechodniem: „ja cię nie kopnę, ty mnie nie ugryziesz”. Zgadzamy się na to, aby wzajemnie sobie oferować produkty swojej pracy, wiedząc, że nie będą one wieczne. I po to jest recykling i wyśrubowane normy ochrony środowiska aby ten proces odbywał się z minimalnymi stratami. Ale w ten sposób nie jesteśmy biednym proletariatem wystawionym na łup złoczyńców.
Postarzanie produktów ma jeszcze jeden aspekt, psychologiczny. Otóż jednym z jej mechanizmów napędowych jest coraz to nowy design, nowa architektura, ale też moda, głównie kobieca. Jeżeli nie ma postarzania designu i postarzania mody to zapomnijcie o nowych liniach samochodów (jeden model z jednym wyglądem do końca świata, „możesz wybrać model Forda jaki chcesz, byleby był czarny”). Zapomnijcie też o podkreślaniu sex appealu kobiecego. Ten sam krój mody raz na zawsze, najlepiej maoistowski, zielony drelich unisex. Przerysowuje to specjalnie aby podkreślić absurdalność pomysłu.
Wspomniałem o biednym proletariacie wystawionym na łup złoczyńców. I tu jest pochowany - jednak kopnięty - pies. Otóż aby lewica mogła przeprowadzić tę orkę potrzebuje mas. I tu mały skok w historię. Otóż w Sierpniu 1980 do Stoczni Gdańskiej garnęły się delegacje z całego świata. W tym sfrustrowani komuniści z „zachodniego świata”. Już prawie utracili nadzieję na zwycięstwo „prawdziwego komunizmu”, że rzucili się do Stoczni aby ujrzeć wschodzącą – ich zdaniem – chwilę, gdy „dziś niczym, jutro wszystkim my”. I jakieś było zdumienie francuskich gwiazd - z Danielem Cohn Benditem, Yvesem Montandem czy starzejącymi się gwiazdami z czasów „dzieci kwiatów” - że na bramie stoczni wisi obraz Matki Bożej Częstochowskiej i zdjęcie papieża Jana Pawła II i – o zgrozo! – odprawiana jest msza katolicka. Szok i niedowierzanie. Adam Michnik musiał się gęsto tłumaczyć Benditowi, że „to jeszcze nie pora, to jeszcze nie czas”. Tak się faktycznie stało, przyszła odpowiednia pora i odpowiedni czas.
Robotnicy strasznie zawiedli komunistów. Kiedyś byli awangardą rewolucji (czyli mówiąc w prostych żołnierskich słowach byli głupkamii, którzy wynieśli na swych plecach bolszewików do władzy). Ale tylko do jej zwycięstwa. Przekonali się o tym także marynarze z Floty Czarnomorskiej z Kronsztadu, bez których Rewolucja Październikowa nie miałby szans. Gdy rewolucja zwyciężyła i gdy zorientowali się, że sprawy idą nie w tym kierunku w jakim oni się spodziewali to Dzierżyński się krwawo z nimi rozprawił wprowadzając do ich zwalczania słynne oddziały zaporowe, gdzie wycofującym się następujący z kolejnego szeregu mieli rozkaz strzelania im w plecy.
Lewica uporczywie szukała nowego proletariatu. Geje wyglądali na całkiem dobry materiał na nowy proletariat. Wbito im do głowy, ze są prześladowani w sposób szczególny (choć to była brednia, nie byli akceptowani od zarania dziejów – ale tolerowani jako odchył od normy). Nagięto WHO, która wykreśliło to z rejestru zboczeń (a jakiż to problem, nie takie rzeczy zrobili przy obecnej pandemii, kasa misiu, kasa). Stworzono cała legendę, która miała swoje banalne podłoże. Nie chcesz walczyć w Wietnamie pokazuj się w klubie gejowskim, policja cię spisze a na bank nie wezmą cię do wojska. Zamieszki w klubie Stonewall w roku 1969 miały podobny przebieg jak te obecne, tłum chciał zamknąć i podpalić policjantów. Stworzono wokół tego całą „religię”. Problem tylko jest jeden, wielkie nakłady w pompownie tego proletariatu nie przekładają się na zwycięstwo rewolucji. LGBT robi bokami, oddycha rękawami. Dlatego nowym proletariatem jest społeczność murzyńska pozbawiona nowego Martina Lutera Kinga. Wydana całkowicie na subtelny rasizm tych, którzy werbalnie go popierają. Zrobią swoje, dostaną duże działki haszyszu lub marihuany i uduszą się od swoich wymiocin. Zrobią swoje i będą mogli odejść.
Potrzebny jest więc nowy proletariat. Gdzie go szukać? W zubożeniu całych wielkich warstw społecznych. W kryzysie załamania łańcuchów dostaw. Pozbawionych pracy, żebrzących o zatrudnienie u kasty rządzącej. Zakaz postarzania produktów, przy całej bezrefleksyjności i podatności na manipulację u mas społecznych może doprowadzić do tego, że taki proletariat się pojawi.
Przez całe dziesięciolecia uważaliśmy, ze „Zachód nas zdradził” i wydał na pastwę sowietów. Ale z perspektywy czasu, który minął widać, że to oni przede wszystkim zdradzili siebie. Wprowadzili do owczarni wilki w owczej skórze, które stopniowo, przejmowali wszystkie „dopływy rzek”. Te wilki to były wilki rodem z bajki o Czerwonym Kapturku. Czerwony Kapturek nie wykazał się ostrożnością i zapłacił za to życiem. My zaś między Zachodem i Rosją sowiecką mieliśmy czas na przekonanie się czym jest komunizm praktycznie, a nie z marzeń snutych w paryskich kawiarniach. Mamy wszczepione przeciwciała na kłamstwo tego ustroju. To co nadciąga na nas, od tego co kiedyś się nazywało Zachodem jest jednak o wiele bardziej przebiegłe, bo operuje na języku, bo szermuje wolnością, bo udaje humanizm. Ale tylko dla samych sobie. Nie można mieć złudzeń. Czy przeciwciała na tamten komunizm okażą się wystarczające na ten nowy i nieznany? Ale czy aby nieznany?
Amerykańskie POKO – czyli obecni Demokraci – jeszcze kilkadziesiąt temu (właściwie do zabójstw obu Kennedych) była partią klasy średniej. Nabieram przekonania, że zabiła ich ta sama ręka co Martina Lutera Kinga. Dziś jest partią agresywnego „proletariatu”. Dziś jest partią bolszewicką sensu stricte. Podsyca swój proletariat do oraz ostrzejszych działań przeciwko własnemu państwu. Akceptuje gdy ten proletariat zwala pomniki, rwie bruk, niszczy mienie, podpala. W poprzednich wyborach prezydenckich, kto popierał Trumpa ten nie krył swoje sympatii afirmując to plakatami wyborczymi na swoich domostwach. Kto dziś to zrobi, nie bojąc się o własne domostwo, o swój amerykański sen o wolności? Czy to jeszcze jest jakakolwiek demokracja i wolność, czy to już tylko krok do ataku na Pałac Zimowy (czytaj Biały Dom). Kto wystrzeli z jakiegoś pancernika lub kto podpali Reichstag?
Dziwny jest ten rok dwa-zero-dwa-zero.
Może się zawalić ten świat jaki znamy.
A może nie.
Długopis i kartka wyborcza. Na razie tyle.
Na pamięć przodków z roku 1920.
810
BLOG
Komentarze