Jaka ta historia jest z pozoru banalna. Jak w jakiejś tandetnej mydlanej operze. Żona generała tajnej policji próbuje sprzedać dokumenty będące w – nielegalnym - posiadaniu jej męża. Jakie to małe. Jakie to głupie. Moim zdaniem pozornie. Pierwszy wariant jest taki, że nie był to jej pomysł, a zostało to ustalone między małżonkami na wypadek, gdyby pierwszy opuścił ten ziemski padół. Taka jeszcze jedna gra operacyjna generała spoza betonowego bloku wiążącego jego doczesne szczątki. Drugi wariant jest taki, że teraz może ona spać spokojnie, nikt nie wejdzie do domu nocą aby te dokumenty wydobyć z sejfu. Bo aby je wydobyć z sejfu trzeba byłoby mieć szyfr do niego. Włamywacz musiałby użyć nie znoszącej sprzeciwu perswazji aby ten szyfr uzyskać. I to mogłoby się skończyć źle.
Jaka niesamowita akceleracja wydarzeń w jednym wieczornym wydaniu telewizyjnych wiadomości. Jeszcze miesiąc wcześniej były propozycje paneli dyskusyjnych, jakie były buńczuczne pohukiwania Wałęsy. Może już nie będzie potrzeby żadnych paneli.
Jeżeli teraz okażą się twarde dowody to mnie będzie to dla mnie jakimś wstrząsem. Z problemem Wałęsy borykałem się całe lata. Nic to nie zmieni. Trochę goryczy będzie, gdy będę widział bramę stoczni ubraną w kwiaty, tamtego Sierpnia. Wałęsa jest u mnie przekreślony od czasu gdy wziął z UOP-u dokumenty na swój temat i nigdy ich nie zwrócił (będąć prezydentem!). Może kiedyś przy przeprowadzce z głębokiej szuflady wypadnie pożółkła cegiełka jego komitetu wyborczego… Sierpnia to nie przekreśli.
Nie chcę Wałęsy ciągać po bruku. Jest jednak kilka faktów, które wskazują na to, że generał bawił się swoimi ofiarami jak kot myszką. Zmuszał je do działań z pozoru irracjonalnych. Na przykład kilka lat temu na Stoczni Gdańskiej pojawił się napis „imieniem Lenina”. Przeprowadziły to władze Gdańska. Czy ktoś od nich się tego domagał? Nic nie wiadomo na ten temat. A kretyński ten pomysł mógł być taką zachcianką generała, który mógł go zapragnąć z czystej próżności oficera przesłuchującego swoją ofiarę, który wie, że jest panem jej życia i śmierci. Niby dlaczego miałby to być niemożliwe. Żadnych racjonalnych przesłanek aby Lenina w SG przywrócić do życia nie widzę.
W ogóle to jest niezwykle ciekawe jak „służby” znajdują tych swoich podopiecznych. Jaki trzeba mieć profil osobowościowy aby wpaść w krąg ich zainteresowań jako potencjalny materiał na agenta wpływu. Poza prozaicznymi przyczynami jak pociąg do alkoholu, poza nagranymi wizytami w burdelu prowadzonym przez rezydenta wywiadu, poza skrywaną skłonnością seksualną do tej samej płci, itp. Ale to są prymitywne sposoby.
Moim zdaniem cechą wspólną tych politycznych celebrytów jest rozdęte do niebotycznych rozmiarów ego. Na przykład jeszcze pół wieku temu w Stanach rodzina murzyńska była bastionem nie do zdobycia. Całe społeczeństwo czarnej mniejszości było strażnikiem wartości, rodziny. Ale wystarczyło z tej społeczności wyciągnąć osobników o rozdętym ego, dać im możliwość obczepiania się złotymi błyskotkami, chodzenia w futrach lampartów i otrzymywaniem pieniędzy za nic aby nagle okazała się bezdenna pustka po pożodze.
Wałęsa też był takim typem. Pychę można by mierzyć w Wałęsach. Ciągle widzę oczami wyobraźni ten podziemny Tygodnik Wojenny (chyba z roku 1984, nie pamiętam dokładnie), gdy udzielił wywiadu, w którym mówił, ze wierzy, że spotka się z Gorbaczowem. Pukaliśmy się wtedy w czoło, że Lechu odleciał. A może został mu zdradzony fragment większej gry operacyjnej z towarzyszami radzieckimi, chcącymi się przepoczwarzyć w szczerych demokratów. Dziś staje się to całkiem prawdopodobne.
Nic nie jest postanowione na wieki. Jeżeli to archiwum generała zawierało więcej teczek osobowych tych, którzy zatruwali nasz kraj przez ostatnie ćwierć wieku, to dziś mają swój dzień wyzwolenia. Tak, to jest ich dzień wyzwolenia z ciągnącego się latami szantażu, robienia z siebie ścierek. Trochę zaboli. No może nie trochę ale nawet bardzo. Trzeba będzie rąbnąć na bruk z piedestałów. Ale ten świat pędzi z tak zawrotna prędkością, że mało kto wychyla się przez okno z pędzącego pociągu historii. Za kilka lat mało kto będzie pamiętał.
Mają więc dziś swoją dziejową szansę. Ona ciągle jest. Można jeszcze się przemienić z Kmicica w Babinicza.
Inne tematy w dziale Polityka