Stary człowiek znad rzeki Stary człowiek znad rzeki
1565
BLOG

Bóg umarł?

Stary człowiek znad rzeki Stary człowiek znad rzeki Religia Obserwuj temat Obserwuj notkę 76

W każdym sekwencyjnym dziele artystycznym, czy to będzie film czy to będzie książka najważniejsze jest zakończenie. Ono daje przesłanie, którym autor chce abyśmy pozostali. To jego przesłanie. To tak jak w bajce morał. Cała fabuła ma prowadzić do tego ostatecznego wniosku.

Czy zakończenia „Popiołu i diamentu” i „Kleru” mają ze sobą coś wspólnego? Mają i to bardzo dużo. W „Popiele i diamencie” żołnierz niezłomny Maciek Chełmicki ginie na śmietniku. Wajda – niesłusznie uważany za antysystemowca – daje przesłanie: ten śmietnik to śmietnik historii. Opór przeciwko bolszewickiej zarazie nie ma sensu, „trzeba z żywymi naprzód iść”. W „Klerze” (którego nie oglądałem) w ostatniej scenie ksiądz popełnia samobójstwo. Czyli ginie jeden sprawiedliwy, reszta wypad i ostatni gasi światło. Kościół zamknięty na cztery spusty lub zamieniony na magazyn nawozów sztucznych. Czy komuś coś to przypomina?

Niezłomni żołnierze mieli spoczywać na zawsze na śmietniku. Mieli mieć groby pod murem, bez krzyża, bez pogrzebu z księdzem, bez przejmującej pieśni: „…Niech na spotkanie w progach Ojca domu Po ciebie wyjdzie litościwa Matka…”. Zamiast tego mieli mieć „mokry dół zaułek morderców barak nazwany pałacem sprawiedliwości”. Ale zlitowała się na nad nimi Litościwa Matka. Wracają w chwale bohaterów. Wierni przysiędze żołnierskiej do końca, chociaż nie było żadnej nadziei. Wrócił do swoich komandorów – zamordowanych przez UB – admirał Unrug, Niemiec, który stał się Polakiem. Z należytą czcią chowani są i inni, zidentyfikowani i wykopani z tych „mokrych dołów”. Nie sprawdziła się przepowiednia Wojdy, nie sprawdziła się przepowiednia Andrzejewskiego.

W „Klerze” jest podobne przesłanie. Kościół instytucjonalny musi zniknąć. Jest w tym przesłaniu przekonanie, że Kościół to tylko kościół (a właściwie kościółek i bozia w nim). To tylko budynki, ludzie i emocje. Pasterka raz do roku i poświęcenie jajeczka. I nic więcej. Ale – jak mawiał C.S. Lewis – kościół tu na Ziemi to wbite w nią drzewce proporców, które powiewają w Wieczności. I tego Kościoła Szatan się boi bardzo i ten Kościół chciałby zniszczyć. I choćby w filmie „Kler” zagrał nie jeden Gajos a setki Gajosów, ba nawet cały Hollywood, to tego Kościoła nie są w stanie tknąć.

No dobrze, ale dlaczego na ten film poszło już tyle osób? Pomijam zdecydowanych antyklerykałów, lewaków, ciekawskich gapiów etc. Tych jest relatywnie niewielka ilość. Ano dlatego, że w całej masie tych, którzy siebie uważają za katolików, jest bardzo liczna grupa tych, którzy nie mają w sobie tej iskry, która ma ich uczynić wyznawcami Chrystusa. Albowiem z badań samego Episkopatu wynika, że blisko połowa wiernych nie wierzy w Zmartwychwstanie. Jeżeli nie wierzy w Zmartwychwstanie to i nie wierzy, że istnieją jego proporce, które powiewają w Wieczności. A jeżeli tak, to również wśród księży może istnieć spory odsetek takich samych „wiernych”. Dla niech bycie księdzem to zwykła praca, wyuczony zawód. Po prostu praca w zwykłym korpo. A skoro to praca taka sama jak handlowca, filmowca, tancerza lub pisarza to i możliwe są też takie same skłonności do młodych chłopców. Do łatwej kasy. I do obfitej gorzały.

Jest jeszcze w tym wszystkim wątek hipokryzji środowiska artystycznego (i nie tylko). Otóż po premierze filmu „Kler” rozpętała się akcja, aby zrobić okrągły stół na temat pedofilii księży. Gdyby jednak wziąć statystyki policyjne to są oni na samym końcu tej niechlubnej listy. Dlaczego nie zrobić okrągłego stołu na temat pedofilii wśród dyrygentów chórów chłopięcych lub reżyserów widowisk baletowych, wśród pisarzy? Pytam dlatego, że autor „Popiołu i diamentu” miał nieskrywane skłonności do młodych chłopców, ba, nawet sprowadzał ich do swego domu, gdy był już formalnie drugi raz żonaty. I co? Może spotkał go ostracyzm? A gdzieżby tam. Z Pezetpeeru przeflancował się na opozycję demokratyczną i chodził w glorii i chwale. A niby dlaczego? Bo swój?

Nie chowam głowy w piasek. Nie twierdzę, ze takich przypadków nie ma w moim Kościele. Miałem to szczęście, że na swojej drodze w młodości spotykałem wspaniałych kapłanów, którzy mnie ukształtowali na człowieka (a byłem w młodości ministrantem przez wiele lat). Skoro tak, to czy istnieje sposób, aby temu zapobiec. Czy może badać wstępujących do seminarium wariografem? Absolutnie nie. Ten wybór ma być tajemnicą miedzy adeptem kapłaństwa i Bogiem. Jeżeli jest to zatajenie i nawet na spowiedzi jest to ukryte to jest to grzech, wielki palący grzech.

Ale Bóg jest w stanie to zmienić. Jeżeli ktoś był w Medjugorje, ten być może miał styczność ze świadectwem księdza Andrzeja, który zanim tam trafił był księdzem-alkoholikiem. Zapijał się na umór. Był przerzucany z parafii do parafii. Nic to nie dawało. Aż w końcu proboszcz ostatniej z takich parafii wziął jego walizki i wystawił na dwór i powiedział aby się wynosił, bo nie nadaje się do bycia kapłanem. I wydawać by się mogło, że to koniec, że zapije się na śmierć gdzieś pod mostem. Ale pojechał do Medjugorje i tam stał się cud. Dostał nowy rozum i nowe serce. I to jest szansa dla każdego zabłąkanego kapłana, który wierzy w moc jego Zmartwychwstania. Ksiądz Andrzej zmartwychwstał ze swego upodlenia do tego aby wreszcie być kapłanem. Z krwi i kości.

Co jest dla mnie, jako wierzącego w Zmartwychwstanie Chrystusa jest najgorsze w zakończeniu tego filmu? To fakt, że ten ksiądz-samobójca był niewierzący. On nie wierzył w Moc Boga, który jest w stanie zło zamienić w Dobro. On po prostu był w Kościele działaczem związkowym, troszczącym się o sprawy ludzkie, ale bezbożnym w głębi swego jestestwa. Nie pokładał w Bogu ufności. Nie chciał być podobnym do księdza Sopoćko czy do księdza Ruotolo, których życie w kapłaństwie było wielkim doświadczeniem trudności. Doświadczanych również od swoich współbraci w kapłaństwie, mówiąc wprost: od kleru. Ale byli niezłomnymi żołnierzami Chrystusa do samego końca. Wbrew ziemskiej logice.

Reżyser w wywiadzie powiedział, że jego celem było pokazanie księży jako zwykłych ludzi a nie jako świętych. I tu jest cały pies pogrzebany. Bo nakręcenie filmu o księdzu Sopoćko, o księdzu Ruotolo, o ojcu Kolbe nie pasowałoby do założonej tezy? Środowisko by się odwróciło i byłaby śmierć cywilna? Byłaby klapa finansowa? Artysta nierzetelny mnie nie interesuje. Jakby nie zaczął to zawsze skończy na czymś co jest pornografizacją tematu. Nie warto takim poświęcać swego czasu i swojej uwagi.

Znajomi, którzy poszli na ten film z głupiej ciekawości wyszli z niego zdruzgotani, przygnębieni.

Warto było?

Jestem starym człowiekiem patrzącym na przepływającą rzekę

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo