Poprzednia moja notka miała w nazwie tylko jedno słowo z wykrzyknikiem. Teraz emocje po kinowym uczestnictwie w walkach powietrznych opadły, czas na refleksje. Poczytałem komentarze pod moją poprzednią notką. Poczytałem recenzje. Odkurzyłem swoją znajomość historii. Dowiedziałem się kilku rzeczy, o których wcześniej nie wiedziałem. Cenne.
Pierwsza rzecz jaka się nasuwa z tej lektury to pytanie: co właściwie jest sztuką? Czy sztuką jest film “Midway”? Czy może sztuką są produkcje “Chóru Czarownic”? Nie trzeba się o nic zakładać aby mieć pewność, że u jednych “Midway” to gniot propagandowy a u innych produkcyjniak “Twoja władza” będzie wzbudzać wręcz miłosne uniesienia.
No więc to czy “Midway” jest sztuką czy gniotem zależy od tego jaki pogląd polityczny się reprezentuje. Z mojej oceny wynika, że jest gniotem dla tych, którzy swoją teraźniejszość i przyszłość wiążą z niemiecką republiką demokratyczną. W tej grupie film ten jest gniotem, propagandową szmirą. Ale już “Dunkierka”, której własną recenzję spisałem tutaj, jest arcydziełem kina. Tak więc rozbieżność jest zasadnicza i nieusuwalna. Nie ubolewam nad tym. Podtrzymuję swoje zdanie na temat “Dunkierki”. A nawet więcej. W warstwie historycznej uważam ją za zbrodniczą, jak orwellowskie “groby pamięci”.
Następną refleksją jest wybrzydzanie znawców lotnictwa - realnych i samochwałów - nad zauważonymi przez nich niedociągnięciami z taktyki lotniczej, szyków bojowych i czego tam jeszcze nie są w stanie wymyślić. Tylko niech mi któryś z nich odpowie czy przeciętny widz jest w stanie to zobaczyć i czy wpłynie to na jego końcowe emocje, które i tak zawsze sprowadzają się to terminalnych pojęć jak odwaga, nadzieja, miłość, śmierć, przyjaźń, wiara, wolność. Te istotne z ich punktu widzenia szczegóły są uwzględnianiem efektów kwantowych przy przesuwaniu szafy w pokoju.
Teraz co do warstwy historycznej. W rozmowach ze znajomymi pojawia się wątek zaniedbania informacji wywiadowczych o planowanym ataku na Pearl Harbour. Pojawiał się w nich wątek, że to wcale nie było zaniedbanie a celowe działanie mające wywołać wojenny gniew w spokojnie sobie żyjących na “skraju wsi” Amerykanach. Oczywiście od razu pojawiają się teorie spiskowe, w które są jak zwykle zamieszani nasi starsi bracia w Wierze. Od razu chciałbym je uciąć je zdecydowanie zauważając, że po pierwsze to oni wcale nie są naszymi braćmi, a po drugie to są bezczelnie pazerni, nienawidzący każdej religii, a szczególnie naszej, nie mówiąc już o tym, że Boga mają za nic. Zresztą podobny motyw pojawia się po ataku na World Trade Center. I tu też potem była wojna na dużą skalę. I podobnie też sądzę, z powyższych powodów, że nie są w to zamieszani nasi starsi bracia w Wierze. Absolutnie nie.
Następna refleksja historyczna jest przeciągnięta nieco w czasie. Bitwy o Midway Stany by nigdy nie wygrały, gdyby Jane Fonda była już znaną aktorką. Ktoś mógłby zapytać: “co ma piernik do wiatraka?”. Oczywiście, że ma. Otóż w czasie bitwy o Midway Jane Fonda miała zaledwie kilka lat. Ale już w czasie wojny w Wietnamie miała ich prawie trzydzieści. Wojna w Wietnamie nie była o nic. Jeśli się spojrzy na mapę Indochin to widać na niej największą cieśninę świata: cieśninę Malakka. Od południowego Wietnamu dzielą ją “dwa rzuty beretem”. Nieprzypadkowo Sowieci interesowali się ekspansją marksizmu-leninizmu do tego rejonu świata. Tędy przebiega główna arteria handlowa świata. Dzięki “pax americana” była i jest nadal wolną drogą handlową. Gdyby tę strefę opanowali Sowieci to wprowadzili by tam “pax sovietica” i o wolnym handlu świat mógłby zapomnieć. A Fonda byłaby wtedy I sekretarzem partii komunistycznej w Hollywood.
Gdyby wię Krystyna - pardon - Janina Fonda była już wtedy znaną aktorką z Hollywood to już wtedy w by się najlepsze fotografowała przy baterii przeciwlotniczej Viet-kongu, komunistycznej zbrojnej formacji, z którą walczyła armia jej kraju. Jak ona tego swego “tenkraju” szczerze i głęboko nienawidziła. No, z wyjątkiem, gdyby rządy sprawowali jej “nasi”. Tak więc tylko dzięki temu, że Fonda w czasie bitwy o Midway miała kilka latek, to nie fotografowała się z admirałem Nagumo na pokładzie lotniskowca Akagi a wtórujący jej hippiesi z “Rainbow warrior” wieszaliby się na kotwicach lotniskowców amerykańskich na Pacyfiku. Nie byłoby zwycięstwa na Pacyfiku. A siły zbrojne Cesarstwa w pierwszej kolejności zrównałyby studia filmowe w Hollywood, leżące na najbliższym im od ataku - od strony Midway - wybrzeżu zachodnim.
Co by się wtedy stało z Fondą pozostawiam czytelnikom do refleksji.