Maciej Eckardt Maciej Eckardt
2674
BLOG

Nie ma pedofilów "waszych" i "naszych"

Maciej Eckardt Maciej Eckardt Pedofilia Obserwuj temat Obserwuj notkę 145

Okazuje się, że nie tylko w totolotku trafia się kumulacja. Za sprawą braci Sekielskich i Sylwestra Latkowsiego widzowie mogli obejrzeć niemal w tym samym czasie dwa filmy o pedofilach - „Zabawa w chowanego” (Sekielscy) i „Nic się nie stało” (Latkowski). Pierwszy, wyemitowany na Youtubie, opowiada o zboczeńcach w koloratkach, drugi pokazany w TVP, traktuje o zboczeńcach ze świata celebrytów. Obejrzałem oba filmy. 

Film Sekielskich warsztatowo zdecydowanie bije na głowę obraz Latkowskiego. Wprawdzie film braci nie jest tak dobry, jak ich pierwsza produkcja „Tylko nie mów nikomu”, to jest to dokument mocny i ważny. Film Latkowskiego aż tak mocny nie jest, choć równie ważny. Zapowiadany jako bomba o ogromnej sile rażenia, owszem, narobił wielkiego huku, ale czy jego siła rażenia była taka, jakiej oczekiwaliśmy? Według mnie, nie. 

Pedofilia, to gangrena tocząca wszystkie środowiska. Żadne nie jest od niej wolne. Księża, artyści, politycy, trenerzy, nauczyciele, policjanci, dziennikarze, psychologowie, biznesmeni, informatycy… Długo można wymieniać. Dwa pokazane filmy skupiły się na księżach i celebrytach. Słusznie. Jedni i drudzy mają przemożny wpływ na świadomość społeczną, kształtując sumienia i gusta Polaków, więc tym bardziej należało ich pokazać. Tyle, że film Sekielskich robi lepiej i staranniej. 

Liczyłem, że Latkowski pokaże twarde dowody. Nie pokazał. Znacznie więcej zrobił jednak po emisji filmu, kiedy zahaczył o kilka znanych nazwisk. Szkoda tylko, że na zasadzie wiem, ale nie powiem, nich oni powiedzą sami. W zderzeniu z dokumentem Sekielskich, widać tutaj wyraźną dysproporcję. Z filmu Latkowskiego nie dowiedziałem się, którzy celebryci to pedofile i co robili ze swoimi ofiarami. U Sekielskich mamy nagranych i wymienionych z nazwiska konkretnych przestępców i ich ofiary. 

Dlatego film Latkowskiego należy potraktować, jako krzyk w obliczu bezsilności. Jako niezgodę na dysfunkcyjność państwa i wymiaru sprawiedliwości. Niezgody na to, że bogaci i sławni, dający upust swoim zboczeniom, nie trafiają za kratki, ale wciąż brylują w mediach, dalej robiąc to, za co powinni siedzieć, o ile nie wisieć. Latkowski dotknął patologii. Nakłuł balon podłości, ale nie spuszczając jednak z niego trupiego zaduchu. A szkoda. 

Wywołał za to spodziewaną reakcję. Posypały się oświadczenia i zapowiedzi pozwów draśniętych przez Latkowskiego celebrytów. Ich walka o sponiewierany wizerunek zapowiada się ciekawie. Śmiem jednak twierdzić, że nie będzie ona długa i za rok, a być może nawet wcześniej, sprawa taktycznie przycichnie. Pojawią się jakieś ugody, ktoś odwoła zeznania, ktoś zasłoni się niepamięcią, a prokuratura rozłoży ręce. Parafrazując – pieniędzy nam nie zabraknie, adwokat na wokandę wsiędzie, Ja w Pudelku na czele i - jakoś to będzie. 

Z innej strony patrząc na to wszystko, nie sposób nie zauważyć, że pomiędzy obu filmami zachodzi całkiem oczywista koniunkcja. Dokumenty stały się amunicją w totalnej wojnie politycznej, ale tego można się było spodziewać. Wczoraj film Latkowskiego leciał w telewizji państwowej, dzisiaj film Sekielskich idzie w TVN i Telewizji WP, a jutro na Canal+. Nie jest to oczywiście żaden przypadek, a nawet jeśli ktoś tak myśli, to znaczy czegoś tu nie rozumie. 

Walka z pedofilią za sprawą mediów, zarówno prywatnych jak i państwowych, skazana jest na niepowodzenie. Wszystkie one lansują świat przesiąknięty seksem, pokazując go we wszystkich nienormalnych odmianach, konfiguracjach i kontekstach. Wszystkie lansują zawoalowaną pedofilię, począwszy od dwuznacznych reklam, po produkcję muzycznych formatów, w których dzieci odzierane są ze swojego świata. 

Pedofilia będzie się miała dobrze, gdyż nierozerwalnie łączy się z rozpasaniem seksualnym i kwestionowaniem granic normalności, czemu skwapliwie przyklaskują zidiociali celebryci, przejęci specyficznie rozumianą tolerancją, zza której uśmiechają się macherzy od nieskrępowanych niczym uciech cielesnych. To celebryci swoją głupotą dają przyzwolenie na pedofilię, choć większość z nich kompletnie o tym nie wie. 

Burza wokół pedofilii jest potrzebna, bo być może jakiś ostrzykany botoksem celebryta czy napompowana silikonem celebrytka w przypływie rozumu dostrzegą, że za tymi wszystkimi eventami, wybiegami i ściankami, za tym całym modelingiem i byciem „beauty”, tym całym high lifem pulsuje drugi mroczny świat, do którego dostępu bronią zaprzyjaźnione media, policjanci i prokuratorzy oraz najlepsze kancelarie adwokackie. Mroczny wpływowy świat, mający zdolność paraliżowania przyzwoitości i wygaszania sumień. 

Tymczasem, tropiący pedofilów w sutannach bracia Sekielscy, stali się nagle celem ataku środowisk LGBT. A wszystko dlatego, że w swoim filmie dotknęli tematu „lawendowej mafii”, funkcjonującej w strukturach Kościoła. Atak był na tyle istotny, że autorzy momentalnie zapewnili – na tle tęczowej flagi – że nie są żadnymi homofobami, a jeden z nich chodzi nawet na parady równości. Co z tego, skoro mleko się rozlało. „Tolerancja” nie toleruje wypaczeń, o czym właśnie przekonują autorzy „Zabawy w chowanego”. 

To właśnie „tolerancja”, a właściwie chory systemat zbudowany na tym słowie, stał się tarczą pedofilów. Ich wojskiem są stada sformatowanych intelektualnie celebrytów, którzy tworzą określony klimat przyzwolenia, nieoczywistości i nieistnienia tabu. Pedofilia nie jest odpadem procesu „tolerancji”, ale jego istotnym budulcem. Choć istniała zawsze, to trudno nie dostrzec, że to dzisiaj znalazła dla siebie doskonałe warunki do ekspansji. 

Nie ma pedofilów „naszych” i „waszych”, bo takie można odnieść wrażenie, wsłuchując się w dyskusję wywołaną emisją filmów Latkowskiego i Sekielskich. Oni wszyscy są tacy sami. Odrażający, brudni, źli. Przyczajeni za „tolerancją”, uspokojeni abolicją, czekają na swój czas. W końcu stada pożytecznych idiotów z pierwszych stron gazet nad tym pracują.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo