Za chwilę kolejna rocznica stanu wojennego. Na endeckim podwórku, jak co roku zresztą, do oczu skoczą sobie zwolennicy generała Jaruzelskiego, jak i jego totalni adwersarze. Będzie uroczo, z jednej strony „endekokomuna” z drugiej „pisoendecja”, bo takie epitety kierują w swoją stronę podobozy narodowe. Przyznam, że nie egzaltuję się stanem wojennym ani generałem Jaruzelskim, tak jak moi koledzy z jednej jak i drugiej strony narodowej flanki.
„Po 13 grudnia narodowi demokraci rozpoznawali się poprzez stosunek do stanu wojennego. Kto go popierał, dawał dowód umiejętności myślenia geopolitycznego, wyniesienia się ponad opozycyjność wobec socjalizmu” – przypomina „Myśl Polska” słowa Macieja Giertycha wygłoszone na pożegnalnym posiedzeniu Rady Konsultacyjnej przy Przewodniczącym Rady Państwa, czyli Jaruzelskim. I rzeczywiście, wielu narodowców taki punkt widzenia podziela, widząc w generale emanację polskości, ułomnej bo ułomnej, ale jednak.
Pozwolę sobie mieć inne zdanie w tej materii. Stan wojenny posiadał oczywiście komponent geopolityczny, ale był przede wszystkim procedurą obrony władzy ludowej, która nie potrafiła ze względu na genetyczną dysfunkcję wyobrazić sobie życia poza obozem demoludów, dla której wolny rynek, a tym samym gospodarcza normalność, był abstraktem. Z kolei indywidualna wolność była fanaberią, kompletnie nieprzydatną z punktu widzenia formuły politycznej PRL-u, gdyż żaden indywidualizm nie był jej do szczęścia potrzebny.
Mentalność Jaruzelskiego była nadzwyczaj płocha. Na dźwięk słowa Związek Radziecki najzwyczajniej w świecie kucał, bo tak zaprogramował go strach. Te wszystkie jego drętwe, choć poprawne stylistycznie, przemówienia, pełne pustych przebiegów, kompletnie jałowe intelektualnie i do bólu kunktatorskie, nie dają – zwłaszcza z dzisiejszej perspektywy – najmniejszej szansy na przebrnięcie przez ich treść bez uszczerbku psychicznego. Nie znam żadnej publicznej wypowiedzi Jaruzelskiego, w której pobrzmiewałaby jakaś oryginalność i swoboda.
Stan wojenny był tak naprawdę preludium do zgonu PRL. Zabierając wolność obywatelom Jaruzelski nie potrafił im dać stabilizacji materialnej. Jego wiedza ekonomiczna niewiele różniła się od wiedzy kwatermistrzowskiej. Dlatego to wszystko musiało się zawalić. Nie był to żaden silny człowiek. Nie był to żaden wielki patriota, jakiego widzą w nim niektórzy przedstawiciele prawicy. To, że nosił za młodu mieczyk Chrobrego o niczym nie świadczy. Jak przyszło co do czego, ułożył się z tymi, którzy tych co nosili mieczyki, rękami swoich przodków fizycznie likwidowali.
I to mi w zupełności wystarczy, by mieć o tym człowieku takie zdanie, a nie inne.
www.eckardt.pl
Inne tematy w dziale Polityka