Przyznam, że wydarzenia związane z Zygmuntem Baumanem okazały się ciekawe. Akcja bezpośrednia NOP-u na Uniwersytecie Wrocławskim, polegająca na hucznym i widowiskowym „przywitaniu” guru polskiej lewicy przy pomocy gwizdków, transparentów i okrzyków o jednoznacznie antykomunistycznym wydźwięku, wywołała szerokie reperkusje. Część prawicy przyklasnęła wrocławskim nacjonalistom, część się zdystansowała, a centrum i lewica, co oczywiste, potępiła. Z miejsca też rozpoczęła się walka o narzucenie swojej narracji tego, co się wydarzyło we Wrocławiu.
Najsprawniej poradzili sobie z tym nacjonaliści, zarówno ci reprezentujący NOP, jak i Ruch Narodowy. Przemycili do mediów głównego nurtu przekaz, o który im chodziło. Mianowicie taki, że słynny w Polsce i w świecie pan profesor, choć ma w swoim życiorysie fakty dość paskudne, bo związane z jego uwikłaniem się w stalinizm i służbę w formacjach, które – najoględniej rzecz ujmując – mają krew na rękach, to jednak nie ma pan profesor z tego powodu jakiejkolwiek czkawki moralnej, nie mówiąc o czymś tak obcym komunistom, jak wyrzuty sumienia.
Można więc potraktować wydarzenia wrocławskie jako zebranie przez pana profesora burzy a propos czasów, kiedy siał i utrwalał totalitaryzm w jego najbardziej odrażającym wydaniu. Czy późniejsze życie i dorobek naukowy Bumana kompensują ten paskudny fakt? Nacjonaliści i część prawicy uważają, że nie. Mają do tego prawo, a że robią to w formie takiej a nie innej… Cóż, daleko im do sposobów jakimi rozprawiali się z przeciwnikami politycznymi kumple pana profesora, a być może i on sam, bo przecież nie za ładne oczy dostawał odznaczenia z skuteczną walkę z „faszystowskimi bandami” np. w ramach KBW.
Skuteczność owa, przypomnieć warto, polegała m.in. na: sadzaniu oponentów na nodze odwróconego taboretu, wyrywaniu paznokci, wkładaniu jąder do szuflady, rażeniu prądem, biciu do nieprzytomności, trzymaniu zimą w pustym karcerze na betonie przy otwartym oknie i polewaniu lodowatą wodą, wybijaniu zębów, miażdżeniu palców, biciu po piętach, łamaniu palców i żeber, odbijaniu nerek, przypalaniu papierosami, pozbawianiu snu itp. Jako żywo, żadna z tego typu szykan nie spotkała pana profesora ze strony wrocławskich nacjonalistów.
Byli pod tym względem nadzwyczaj taktowni i delikatni. A że przeszłość dogoniła pana profesora? Cóż, jak to się mawia, Pan Bóg nie rychliwy, ale sprawiedliwy. Z drugiej strony, akcja nacjonalistów uniemożliwiła rozprawienie się z „autorytetem” lewicy w normalnej akademickiej dyskusji, o ile podjąłby on rzuconą mu rękawicę. Było by to ciekawe i chętnie bym takiej dyskusji posłuchał. Problem w tym, że radykalni wrocławianie uznali, że nie ma to sensu, bo pies z kulawą nogą by się nie dowiedział, kim był kiedyś profesor Zygmunt Bauman. A tak dyskutuje dzisiaj o Bumanie-staliniście cała Polska.
A swoją drogą, z lekka zmieniając temat, koncepcje Bumana dotyczące ponowoczesności i wiążącego się z nią relatywizmu moralnego, a także liczne obserwacje dotyczące współczesnych społeczeństw i kondycji człowieka, są naprawdę interesujące i wskazują na wyjątkowo bystry umysł ich autora. Pewna niedogodność polega na tym, że nie da się pominąć Baumana w dyskusjach nad współczesnością i człowiekiem jako takim. I choć ostatnia nadzwyczajna płodność naukowo-puublicystyczna pana profesora budzi we mnie naturalną rezerwę, to jednak zerkam, co też wysmarował.
Niestety, już tak mam. Czytam także tych, którzy są ideowo ode mnie daleko. Nawet bardzo daleko.
www.eckardt.pl
Inne tematy w dziale Polityka