"Gazeta Wyborcza" po raz kolejny na tropie "homofobii" . Tym razem zrobiła rekonesans po piłkarskich szatniach. Po analizie ankiet zebranych wśród piłkarzy okazało się, że przygniatająca większość z nich patrzy na gejów we wspólnej przebieralni "spod byka". Na tę przykrą, choć w pełni naturalną okoliczność „Wyborcza” postanowiła zareagować. Przy pomocy dyżurnej historyczki seksualności zakomunikowała, że:
- Sytuację tam można odnieść do funkcjonowania innych zamkniętych grup jednopłciowych. Pomiędzy ich członkami tworzy się napięcie homoerotyczne, które oficjalnie nie istnieje, wypiera się je, np. przez przyjmowanie postaw homofobicznych. Taką grupą jest też wojsko. Kulturowa funkcja piłkarzy w Polsce przypomina funkcję żołnierzy - też mają walczyć, zwyciężać, przysparzać dumy, więc muszą być poza podejrzeniem o heteronienormatywność.
Aż musiałem dwa razy przeczytać. Wychodzi jak szydło z wora, że każdy facet, który zawodowo przebywa z innymi facetami jest napięty homoerotycznie, co rzecz jasna objawia się homofobią. Przy okazji dowiedziałem się również, że moja przypadłość seksualna, o ile dobrze dedukuję, to HETERONORMATYWNOŚĆ. W sumie też źle, bo to jednak homofobia, tyle że nazwana po socjologicznemu, a nie „medycznemu” jak ma to miejsce w przypadku poczciwej homofobii. Łał, wreszcie wiem, co mi jest.
Swoją drogą, wielce jestem ciekaw, co by też pani historyczce seksualnej powiedzieli górnicy dołowi, gdyby się do nich ze swoimi mądrościami pofatygowała na przodek. Jako napięci seksualnie osobnicy mogliby stanowić nawet cenny źródłowy materiał badawczy – faceci z nagimi torsami, sami ze sobą, spoceni, umorosani... Naprawdę, wiele uciechy daje ta „Wyborcza”.
Inne tematy w dziale Polityka