Pierwsze sondaże okazują się miłe dla Jarosława Gowina. To dobra wiadomość dla tych, którzy z nadzieją spoglądają na byłego „buntownika” PO, widząc w nim Mojżesza, który przeprowadzi prawicowo-liberalny plankton przez wzburzone morze do ziemi obiecanej, czyli Sejmu.
Przestrzeń dla Gowina jest. Nawet całkiem spora, o ile będzie potrafił ją wykorzystać. Posadowienie się pomiędzy PO i PiS-em, które tkwiąc w śmiertelnym uścisku zrażają do siebie niemałą część centrowo-prawicowych wyborców, wydaje się ruchem oczywistym.
Jeśli uda się Gowinowi stworzyć formułę polityczną pozwalająca na wychwytywanie niezadowolonych wyborców Platformy, nieakceptujących lewicowego przechyłu tej formacji oraz wyciągnie rękę do tej części elektoratu PiS-u, która nie uległa smoleńskim miazmatom, ma szansę na sukces.
Jeśli pójdzie w kierunku szerokiego ruchu, co zapowiadał, nie machając, przynajmniej na początku, partyjnym sztandarem, ma szansę zaktywizować tych, którzy z obecną sceną polityczną się nie utożsamiają, a wybory uznają za nic nie znaczące igrzyska. Jest ich niemało. To problem Gowina, jak do nich dotrzeć.
Oczywiste jest to, że wokół Gowina momentalnie będą starali odnaleźć się wszyscy ci, którzy w polityce już wcześniej finkcjonowali. Jeśli będą mocno eksponowani, mogą cały pomysł położyć. By tak się nie stało Gowin powinien postawić na efekt głębokiego resetu politycznego, czyli m.in. na rezerwę w stosunku do nomad politycznych.
W każdym razie Gowin ma szansę na skukces. Nie oszałamiający, ale kilkunastoprocentowy na pewno. Co z tą szansą zrobi - oto jest pytanie.
Inne tematy w dziale Polityka