Maciej Eckardt Maciej Eckardt
2513
BLOG

Nasz Prezydent w Ameryce

Maciej Eckardt Maciej Eckardt Polityka zagraniczna Obserwuj temat Obserwuj notkę 106

Wizyta prezydenta Andrzeja Dudy w USA, gdzie przewodniczyć będzie obradom Rady Bezpieczeństwa ONZ, dawała Polsce doskonałą okazję do wyjścia z politycznego narożnika, w jakim się znalazła. Była nawet okazją do wyprowadzenia kilku ciosów – przynajmniej na korpus, bo nokaucie oczywiście nie może być mowy – w stronę środowisk, które w tym narożniku walą nas w gębę nie tylko pięściami, ale także kolanami, a w zasadzie wszystkim, co im w rękę wpadnie.

Okazja była tym bardziej przednia, bo nie dość, że prezydent Andrzej Duda zaproponował temat debaty wprost wymarzony do przeprowadzenia politycznej rekonkwisty, a mianowicie "Pokój przez prawo", traktujący o znaczeniu prawa międzynarodowego w relacjach między państwami, to na dodatek, jako przewodniczący obrad, mógł tak pokierować dyskusją, by wnioski z niej wypłynęły takie, na jakich nam zależy.

Dlaczego piszę w czasie przeszłym o czymś, co się jeszcze nie wydarzyło? Ano dlatego, że po obejrzeniu konferencji prasowej ministra Krzysztofa Szczerskiego, dotyczącej programu wizyty Prezydenta RP za oceanem, pozbyć się można było jakichkolwiek złudzeń, że polska dyplomacja wstaje z kolan, czy – co byłoby tutaj właściwsze – ucieka z narożnika. Dar losu, jakim jest dla Polski przewodniczenie obradom Rady Bezpieczeństwa ONZ w sytuacji, kiedy nasz przeciwnik nadepnął na minę, został niestety bezpowrotnie zaprzepaszczony. Na to się zanosi i stąd ta pesymistyczna antycypacja.

Zamiast stać się liderem międzynarodowej debaty w najbardziej gorącej dla opinii światowej sprawie, czyli nagłej eskalacji konfliktu na Bliskim Wschodzie, którego detonatorem są, nie bójmy się nazwać tego po imieniu, Stany Zjednoczone a spłonką Izrael, która generuje w tej chwili uwagę najważniejszych światowych mediów, my z uporem godnym lepszej sprawy, zamierzamy zamęczać świat tematem Ukrainy, który nikogo specjalnie nie interesuje, poza koalicją sproszonych przez nas na tę okoliczność ministrów spraw zagranicznych Ukrainy, Gruzji, Litwy, Łotwy i Estonii.

Stracimy czas i okazję, by nie siedzieć cicho w sprawach, które choć bezpośrednio nas nie dotyczą (ale czyżby?), to dałyby nam dyplomatyczną przestrzeń do wsadzenia nogi między drzwi w sprawach, w których warto tę nogę w nie wsadzić. Tymczasem nasza gradacja celów, mająca zogniskować uwagę głównie na kwestiach Ukrainy, Krymu i Gruzji, jako kamieniach milowych polskiej polityki bezpieczeństwa (choć gwoli prawdy nazwać by je raczej należało kamieniami młyńskimi) jest tak naprawdę oddaniem pola targającemu nas po szczęce przeciwnikowi, który chętnie podchwyci narrację, że cywilów masakruje się nie tylko w Strefie Gazy.

Mocne zagranie przez Andrzeja Dudę tematem bliskowschodnim mogłoby oczywiście sprawić wrażenie, że jesteśmy przysłowiową żabą, która podstawia nogę tam, gdzie konie kują, ale przyznajmy, że ta żaba, kiedy przychodzi co do czego, staje się prawdziwą kasztanką, chyżo ganiającą po pustyniach Iraku czy górach Afganistanu. No ale to wszystko wymagałoby od nas tego, czego akurat nie mamy, czyli dyszla. Oprócz niego wymagałoby to także podniesienia naszych czterech liter od klawiatury amerykańskiego fortepianu i posadowienia ich przy fortepianie unijnym, gdzie w sprawach bliskowschodnich jest zdecydowanie mniej krwisto, no ale jak to zrobić, skoro przy tym fortepianie siedzi także Tusk.

Na przełom podczas obrad Rady Bezpieczeństwa ONZ i tak nie ma co liczyć, bo jak zauważył minister Krzysztof Szczerski, sprawa konfliktu izraelsko-palestyńskiego "nie jest kwestią związaną stricte z kwestiami formalno-prawnymi", gdyż jest to "napięcie w jakimś sensie o charakterze politycznym i dlatego nie jest bezpośrednio tematem tych obrad". Wprawdzie dopuścił myśl, że w toku dyskusji problem ten "będzie z pewnością poruszony", ale widać było po nim, że z polskiej strony parcia w tym kierunku nie będzie i że chętnie odpowie na kolejne pytanie.

A skoro tak, to nie mogło się obyć bez prowokacyjnego pytania, z kim nasz prezydent Andrzej Duda w tej Ameryce się spotka. I tutaj same hity: Gubernator stanu Illinois, burmistrz miasta Chicago oraz gwardziści Gwardii Narodowej stanu Illinois. Na mało grzeczne, precyzujące pytanie, czy jest może planowane spotkanie z prezydentem Donaldem Trumpem, minister Szczerski jednoznacznie i stanowczo zdementował pojawiające na ten temat się plotki.

 – W czasie tej wizyty nie planujemy takiego spotkania, co wynika z kalendarza i bogatego programu tej wizyty – powiedział minister.

Obala to pożałowania godne sugestie kolportowane przez totalną opozycję, że Biały Dom nie życzy sobie spotkania z Andrzejem Dudą. Okazuje się, że to my nie przewidujemy spotkania z Białym Domem. Może to oznaczać, że wstajemy chociaż z jednego kolana, acz trzeba być tutaj cierpliwym, gdyż "bogaty program wizyty" pana Prezydenta przewiduje także spotkanie z organizacjami żydowskimi. Jeśli ktoś po tym spotkaniu puści parę z ust, to jest szansa dowiedzieć się, na którym kolanie wciąż klęczymy, choć złośliwi powiadają, że sprawa dotyczy już nie tyle kolan, co łokci.

Tak czy siak, musimy uzbroić się w cierpliwość i mimo wszystko życzyć panu Prezydentowi owocnej wizyty, uważnie patrząc, do którego koszyka owoce te wpadną, bo że wpadną, to przecież nie ulega najmniejszej wątpliwości.

Tekst ukazał się na portalu wSensie.pl

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka