Nie głosowałem na PO. Obawy moje budzi jej wygrana. Ale nie żałuję PiS. Dobrze, że dostał baty. Dobrze dla Polski.
Tęgie lanie odebrała też ideowa prawica w wyborach 2007. Jednakże to do niej należy przyszłość.
Z pewnością przyczyny lania są złożone – zewnętrzne i wewnętrzne. Nie chcę ich tu roztrząsać, uczyniono takich roztrząsań w ostatnich dniach wiele; zapewne trzeba będzie do nich powrócić, gdy opadną emocje i rozpoczną środowiska niedobitków wraz zapatrzonymi w ład i hierarchię - te jedyne cele politycznych działań – przywódcami pracę na nowo. Ujmując rzecz analogicznie (nie poprzez jednoznaczne porównanie!) są dziś owe środowiska w sytuacji Porozumienia Centrum i Kongresu Liberalno-Demokratycznego w roku 1993. Obie partie nie weszły wtedy do parlamentu, ale lider pierwszej z nich został premierem po dwunastu latach, a lider drugiej z nich zostaje premierem po czternastu latach. Są trzy argumenty, którym posługiwali się zwolennicy głosowania na PiS. Wszystkie trzy chybione; uległość zaś wobec nich to niewybaczalny błąd, nie tylko intelektualny, także moralny.
Jedność prawicy. To bardzo częsty, ale oparty na fałszywym założeniu argument, jakoby jedność była dobrem sama w sobie. Pomijam jakieś gnostyckie lub neognostyckie wpływy pochodzące z mitów plotyńskich i dalekowschodnich, które obecne są u tych, którzy chwalą jedność. Jedność jest wartościowa, gdy jest jednością wokół dobra. Jeżeli bycie w jedności uniemożliwia realizację dobra – przestaje być owa jedność czymś pożądanym, a staje się czymś nagannym.Ci, którzy podnosili jedność do najwyższej politycznej zasady, objawiali pretensje do Marka Jurka, Artura Zawiszy i innych posłów, którzy jakoby ugodzili straszliwie w tę zasadę. Opuszczenie przez nich PiS nie było jednak ciosem w jedność, lecz pójście za zasadami, którym jedność ma służyć. To PiS w owe pierwotniejsze zasady ugodził. Jego zwolennicy zaś w nieświadomości lub obłudzie krzyczeli o pogwałconej przez awanturników zasadzie jedności. Tymczasem to oni, PiSowcy ze swoimi zwolennikami, pogwałcili zasady, którym jedność miała służyć.
Głosowanie na PiS, aby powstrzymać Platformę. Również fałszywy argument. Jego fałsz uwidacznia się w rzeczywistości – PO nie została powstrzymana. Uległość wobec argumentu „powstrzymajmy PO” spowodowała, że w Sejmie nie ma prawicy katolickiej, konserwatywnej, narodowej i wolnościowej. Są za to cztery partie opowiadające się za Traktatem Konstytucyjnym UE i wspólną walutą europejską, cztery partie ignorujące zwiastowaną przez papieża cywilizację życia, cztery partie głosujące przeciw gwarancjom odpoczynku niedzielnego i zakazowi rozpowszechniania pornografii. Innych nie ma, a Platforma i tak rządzi! Ten rzekomo mocny argument w gruncie rzeczy okazał się nic nie wart.
Wzywanie w zaślepieniu do głosowania na PiS, kiedy ośmieszał się w kampanii, popełniał szkolne błędy, tonął w pysze i arogancji, a co najważniejsze, pokazywał, jak bardzo narzędnie traktuje zasady ładu chrześcijańskiego – to jakiś tajemniczy amok. A może głupia i heretycka wiara w czczoną przez demokratów „mądrość ludu”. Ludu, który jednak potrzebuje siły, by czuć się dobrze?Zaiste, wielka była krótkowzroczność tych, którzy ten argument podnosili, jako naczelny; wielka jest też ich odpowiedzialność za zwiedzenie rzesz ludzi, którzy przyjęli tę argumentację za swoją i powtarzali ją jako zupełnie bezrefleksyjne zaklęcie. Bezrefleksyjne, bo jego powtarzanie uczyniło ich władze poznawcze całkowicie zamknięte na rzeczowe argumenty, że gra idzie o coś więcej niż doraźny wpływ na politykę. I że nawet jeśli PiS taki wpływ posiądzie po wyborach – nie będzie chciał wprowadzać zasad ładu chrześcijańskiego w życie społeczne. Nie będzie chciał, bo te zasady są mu obce, co prominentni przedstawiciele PiS udowodnili; że uzywają retoryki narodowo-katolickiej, że potoki słów puszczają w kościołach i katolickich rozgłośniach, ale podobne jak komuniści - dysydenci i korowcy w latach 80, włóczący się po salkach katechetycznych – mają te zasady w nosie. Chodzi tylko o to, by omamić ciemny katolicki lud i niektórych pasterzy. Zwłaszcza niektórych pasterzy.
Tu wspomnieć trzeba o „jedynej niezależnej” rozgłośni – o Radio Maryja. Przed kilkoma miesiącami z niesmakiem przysłuchiwałem się audycji z udziałem premiera J. Kaczyńskiego tuz po głosowaniach nad zmianą Konstytucji. Niesmak mój pobudzony był postawa ojca prowadzącego, który wijąc się i płacząc przed Jarosławem Kaczyńskim unikał pytania o to zagadnienie – fundamentalne przecież. Pomyślałem wówczas, że coś niedobrego dzieje się z żarliwością ewangeliczną i osławioną niezależnością Radia Maryja. Mój niepokój wzrósł, kiedy w uczelni, WSKSiM, której powstawaniu przyglądałem się z bliska, uczelni, która miała kształcić i wychowywać ludzi zakorzenionych w cywilizacji łacińskiej, zdolnych do bycia we współczesnym świecie znakiem sprzeciwu słyszałem wystąpienie Przemysława Gosiewskiego. Człowieka, który intryganctwem i cynicznością osobiście doprowadził do niepowodzenia dobrych cywilizacyjnie działań PiS. Dziś już nie mam wątpliwości – w Toruniu nie ma już żaru, nie ma wierności, nie ma klarowności i ewangelicznej prostoty. Jest kult siły i skuteczności, a poza tym gasnący żar i rozmiękła zbroja rycerzy zasad. Piszę to z bólem, bo mimo meandrów moich osobistych relacji z Radiem i zastrzeżeń, co do wizji religijności, jakie to Radio reprezentuje, było to „moje” Radio. Było.
Mam tylko nadzieję, że pozbierają się i ockną z amoku ci, którzy zostali zwiedzeni, że nie zwątpią w konieczność służby Prawdzie i Dobru – by bły one obecne w życiu społecznym.
Siła i nieomylność Jarosława Kaczyńskiego. Również fałszywy argument, bowiem żadna z tych cech nie jest cechą Jarosława Kaczyńskiego. Jest on omylny raz za razem i zwyciężany zarówno w latach 90tych, jak i w debacie prezydenckiej. Uzurpator Bonaparte miał swoje Waterloo i premier Kaczyński (tej samej ideologii i postury) takoż miał. , „Byle” jak z pogardą mówili PiSowcy, Tusk załatwił Kaczora, który wcześniej sam się załatwił wyborami. Żaden zatem geniusz i ojciec narodu. Ugrupowanie Prawicy Rzeczypospolitej (tej od Marka Jurka I Artura Zawiszy) uczestniczyło w KW LPR, walcząc nie o wpływy polityczne przecież, ale o model cywilizacyjny kształtujący życie narodu w państwie polskim. Walczyło o to również z PiS. To walka ważniejsza, niż walka o doraźnie polityczne wpływy. Jeszcze się nie skończyła – wciąż trwa. Właśnie rozpoczęła się kolejna odsłona tej wojny o principia.
Inne tematy w dziale Polityka