Arkadiusz Robaczewski Arkadiusz Robaczewski
68
BLOG

Uniwersytety wieku ciemnego

Arkadiusz Robaczewski Arkadiusz Robaczewski Polityka Obserwuj notkę 2

„Współczesnemu światu potrzeba mądrości kontemplacji, jeśli ma się uratować, a nie zginąć w szumie liści sezonowych mądrości”

Stefan Kardynał Wyszyński

  

               

                Uniwersytety swój początek mają w szkołach katedralnych. Łacińskie słowo „schola” pochodzi zaś z greki i oznacza tyle, co „czas beztroski”, „czas wywczasów”. Źródłosłów ów pokazuje na głęboki sens tego słowa , określa też zarazem, czym powinno być kształcenie: Tak jak w życiu każdego człowieka musi być czas wypoczynku, kiedy nie zajmujemy się sprawami dnia codziennego, tak też w każdej społeczności musi być miejsce i czas oddane sprawom, które nie są zwyczajną troska o byt. Jeżeli takiego miejsca nie ma – społeczność wyrodnieje albo wręcz się zatraca. W naszej cywilizacji taka rolę pełniły uniwersytety. Instytucja Uniwersytetu związana jest z cywilizacją chcreścijańską - tylko w niej mógł narodzić się uniwersytet. A to dlatego, że kształtowało tę cywilizację umiłowanie prawdy dla niej samej – fenomen na skalę kosmiczną, zupełnie nie obecny w inny cywilizacjach, które prawdę traktowały narzędnie wobec korzyści, podporządkowywały ją religijnym mitom lub interesom władzy. Uniwersytet był w cywilizacji Zachodu zawsze pierwszym i w zasadzie głównym środowiskiem, gdzie w sposób racjonalny zdobywano i pielęgnowano wiedzę, środowiskiem, który służył osobom złączonym w społeczności, ludziom, którzy, za starożytnymi Grekami wiedzieli, że człowiek spełnia się osobowo, gdy poznaje prawdę. Trudno przecenić rolę tego przekonania w kształtowaniu tego, czym się dziś szczycimy, mówiąc o „cywilizacji europejskiej”. Rewolucyjnym wydarzeniem w jej kształtowaniu, było powstanie uniwersytetów – nowoczesnych ośrodków naukowych. Powstawały one w średniowieczu- mało kto ma tego świadomość, bo przeciętny student dziś, choć ma kłopoty w zakreśleniu ram czasowych średniowiecza, to jest święcie przekonany, że był o okres ignorancji, polowań na czarownice i zdominowania nauki przez religijne przesądy.

To, jakże błędne przekonanie, jest często gruntowane, paradadoksalnie, przez współczesny system szkolnictwa. Tłum „produktów końcowych” dzisiejszego systemu edukacji nawet nie wie, że podległ zmatrycowaniu (trwałość zmatrycowania jest wzmacniana przez media). Przeciętny przedstawiciel owego tłumu, jest przekonany, że współcześni koryfeusze nauk, zwłaszcza humanistycznych i filozoficznych, są wyrazicielami „prawdy absolutnej”, że wszystko, co było „przed”, jest przesądem i wyrazem ciemnoty. Podstawą ich mniemań jest przekonanie – jakby w przeciwieństwie do wiary w „prawdę absolutną” tego, co nowe – jest przekonanie, że prawda jest względna.  Tym, co motywuje do uznania względności prawdy nie jest jednakże jakiś intelektualny krytycyzm, ostrożność poznawcza przed uniknięciem błędu, ale formowana przez współczesny system edukacji postawa „tolerancji i otwartości”. Bez niej nie ma nowoczesnego, kulturalnego człowieka. To jasne, jeśli przeciwieństwem „tolerancji i otwartości” jest „nietolerancja i zamkniętość”. Tyle, że mało kto z owych nowoczesnych, kulturalnych ludzi zna tradycje słowa „tolerancja” i nie rozumie, że „otwartość” to metafora, która nijak nie odnosi się do rzeczywistości. Trzeba by sięgnąć do źródeł i zobaczyć, jaka tolerancją i otwartością, odznaczali się autorzy wzorca współczesnej edukacji, gdy niszczyli stary porządek i wprowadzali nowy, z jakim zapałem tropili „jezuicki i klerykalny spisek”, z jaka tolerancją odnosili się do „inaczej myslących”.

                Nic zatem dziwnego, że nowoczesnego człowieka cechuje także ignorancja wobec rozumienia i osiągnięć kultury klasycznej (Gracja, Rzym, Christianitas), skoro podstaw jej rozumienia, wskutek „tolerancyjnych” ustaw, przepisów i rozporządzeń od początku XX wieku nie naucza się w Europie prawie wcale. Rzadko kiedy wie ów nowoczesny, otwarty człowiek, że kluczowe działu kultury mają swą bazę w ontycznej strukturze człowieka i wywodzą się z aspektów funkcjonowania  intelektu  Jest zatem teoria , której celem jest prawda, jest praxis, której celem jest dobro i poiesis, która ma prowadzić do piękna, jako harmonii prawdy i dobra. Te trzy cele są zwieńczeniem ludzkiej działalności osobowej – poza nimi następuje degradacja człowieka. Jakość kultury, i tego, co się na nią składa – nauki, moralności (obyczaju), sztuki i religii -

Jest pochodną prawdziwości wiedzy oraz prawości woli tych, którzy kulturę, poprzez wymienione dziedziny tworzą. Niestety, dziś rozumienie tego jest nikłe, bliskie zeru. Mamy bowiem do czynienia z „wykształconymi barbarzyńcami” – ludźmi, którzy być może posiadają dyplomy wyższych uczelni, jednakże nigdy nie zostali choćby na chwilę zanurzeni w intelektualnej, duchowej atmosferze, jaką dawał arystotelesowski Likejon, czy średniowieczny uniwersytet. To w odniesieniu do nich mówił jeden z niekochanych na salonach współczesnych myślicieli, Ernest Junger: „Z hołotą tego rodzaju rozprawiano się dawniej jak z opryszkami, lecz wzrost jej sił wskazywał na głębokie zmiany w systemie porządku, zdrowia, a nawet bezpieczeństwa narodu. Tu właśnie należało rozpocząć dzieło, dlatego wpierw potrzebni byli ludzie prawa i nowi teologowie, którzy widzą zło wyraźnie – od wierzchołka aż po najdelikatniejsze korzenie; a dopiero później cios konsekrowanym mieczem, który jak błyskawica przenika mroki”

               

                Istotą uniwersytetu jest to, że służy prawdzie. Nie jest na usługach instytucji czy rządów, jest też niejako obok problemów, które toczą się za jego murami. Pięknie mówił o tym polski filozof, logik,  prof. Kazimierz Twardowski: (Uniwersytet) musi odgradzać się od wszystkiego, co nie służy zdobywaniu prawdy naukowej, musi przestrzegać należytego dystansu między sobą, a nurtem, którym mknie około jego murów życie dnia potocznego, zgiełk ścierających się prądów społecznych, ekonomicznych, politycznych i wszystkich innych; wśród walk i zmagań się tych najrozmaitszych prądów Uniwersytet winien trwać niewzruszenie jak latarnia morska, która wskazuje swym światłem droge przez wzburzone fale, lecz nigdy  światła swego nie nurza w samych falach. Gdyby to uczyniła, śwatło by zgasło, a okręty pozostałyby bez gwiazdy przewodniej” (K. Twardowski , O dostojeństwie uniwersytetu).

                Dziś, gdy spojrzeć na zachowania społeczne, można mieć wrażenie, że „światło zgasło” i pozostajemy bez „gwiazdy przewodniej”.

 

Klasa intelektualistów wspiera dziś bowiem odcinanie się od gleby, z której przez wiekikultura czerpała ożywcze soki - jest to, jak wspomniałem, gleba filozoficznej Grecji, prawniczego Rzymu, przesycona deszczem Chrześcijaństwa.

 Zastępuje się dziś tę glebętwardym betonem współczesnych przesądów o tolerancji, otwartości, a także mitami o niemożnosci odróżnienia prawdy od fałszu, dobra, od zła, piękna od szpetoty.

 

 

arob@hot.pl

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (2)

Inne tematy w dziale Polityka